Playtest: Star Wars Battlefront (PS4) - Beta

Playtest: Star Wars Battlefront (PS4) - Beta

[email protected] | 11.10.2015, 11:25

To zaskakujące, że tak wielka i znana marka jak Star Wars od dawna ma problem z powrotem na dobrą drogę jeśli chodzi o gry wideo. Można się spierać, czy The Force Unleashed było godną Gwiezdnych Wojen produkcją (na bezrybiu…), ale ostatnim, prawdziwie dobrym tytułem było . Na trójkę od Pandemic gracze czekali, ale się ostatecznie jej nie doczekali. Teraz, gdy licencja jest u EA, a za rogiem czai się premiera , możemy powoli krystalizować sobie odpowiedź, czy o takie Star Warsy walczyliśmy.

Paweł "Musiol" Musiolik

Dalsza część tekstu pod wideo

W nadal trwającej becie udostępniono nam trzy tryby gry i niewiele rzeczy do odblokowania. Zawartości nie za dużo, ale na podstawie tego da się wyciągnąć jakieś wnioski. Podstawowym pytaniem i jednocześnie największą obawą towarzyszącą komuś, kto na Battlefronta czeka jest „czy to przebrany Battlefield?”. Odpowiedź (na szczęście) jest przecząca. Nowa gra DICE w niczym nie przypomina Battlefielda. Próbowałem doszukać się jakichś podobieństw, ale żadnego klonowania nie odnalazłem.

Na dzień dobry postanowiłem sobie wybrać tryb Drop Zone na planecie Sullust. Ot, miks drużynowego Deathmatchu z dodatkowymi punktami do przejmowania. W tym przypadku są to kapsuły, które po utrzymaniu przez pewien czas wypluwają nam dopałki. Tryb dynamiczny, bo i mapa nie jest duża, a 16 graczy wydaje się odpowiednią liczbą w tym trybie i przy tym rozmiarze. Co prawda Sullust z trzech lokacji w becie jest najbrzydsze, ale jakoś da się to przetrawić. Tryb, o którym można szybko zapomnieć, bo szczerze – człowiek biega jak gęś bez głowy i za dużej pracy drużynowej się nie uświadczy. Co innego w drugim, większym trybie – Walker Assault. Na Hoth kroczą dwa gigantyczne Walkery i naszym celem jest ich powstrzymanie (grając Rebelią) lub dopilnowanie, by nie zostały zniszczone (grając Imperium). Tutaj już czuć klimat Gwiezdnych Wojen. O ile niektórych może męczyć wszechobecny śnieg, tak dla mnie to mapa, która ma najwięcej klimatu i jest kwintesencją Gwiezdnych Wojen.

Niestety, jestem trochę zawiedziony tym, jakie ustalono zasady. Ciężko mi przełknąć kroczących po sznurku Walkerów. By nikomu się nie nudziło, dostępne są oczywiście inne pojazdy (AT-ST, X-Wingi czy Tie-Fightery), ale sposób ich pozyskiwania jest bezsensowny. AT-ST nigdzie nie stoi, pojazdy nie siedzą w hangarze gdzieś na orbicie. Ot, musimy mieć od groma szczęścia i dorwać przed innymi żeton, aktywować go L1+R1 i tyle. Taki wybór powoduje, że zawsze będzie grupka graczy kampiących na żetony i jeśli nie mamy chociaż odrobiny szczęścia, to możemy całą rundę biegać między nogami kroczącego AT-AT, nie będąc w stanie wyrządzić większej maszynie jakiejkolwiek krzywdy. Jasne, to wybór DICE i będąc po rozmowach z innymi słyszę, że ludziom się ten pomysł podoba. Mi niestety nie. Tutaj aż prosi się o wrzucenie jeszcze większego rozmachu. EA stać na to, by dorzucić chociażby opcję desantu czy wylatywania z orbity do boju. Ograniczanie potencjału gry nie jest dobrym wyjściem. Na ten moment jedyna epicka chwila, to gdy ktoś nad głową rozwali AT-AT lub AT-ST. Albo gdy rywal postanowi wlecieć w nas Tie-Fighterem…

Z żetonami sprawa jest taka,że niestety dotyczą każdego aspektu w grze, włącznie z bronią specjalną i bohaterami, których w becie jest dwóch – niekanoniczny Luke Skywalker i Darth Vader. Miałem lekkie obawy o wyważenie ich obecności na polu walki, ale nie jest źle. Na pewno są za słabi. Czasami zastanawiałem się, czy nawet nie mogliby zostać lekko podkręceni bo jak na persony takiego kalibru – za prędko padają.

Oczywiście nie dziwi mnie fakt, że beta jest tak dobrze odbierana. Całość jest zaskakująco stabilna jak na grę DICE. Jedyne problemy jakie mi się trafiły, to te z przerywanym i dziwnie wyciszanym dźwiękiem (od razu mi się Battlefield 3 przypomniał). Na szczęście to rzadkość, bo cała warstwa audio jest zrobiona fenomenalnie i jeśli ktoś dysponuje odpowiednim sprzętem, będzie mógł cieszyć się orgazmem słuchowym. Graficznie również jest dobrze, przynajmniej jeśli chodzi o warstwę artystyczną. Osoby wyczulone na punkcie grafiki pokręcą nosem na 900p, które najbardziej widać na Sulluście, po prostu brzydkim miejscu. Śnieżne połacie Hoth maskują niższą rozdzielczość. W zamian za to, DICE serwuje 60 klatek na sekundę i tutaj nie mam na co narzekać. Większych spadków nie zauważyłem.

Jeśli beta miała przynieść mi odpowiedź na pytanie, czy biec do sklepu w dzień premiery – nie zrobiła tego. Nadal się waham i próbuję odpowiedzieć sam sobie, czy jestem w stanie przetrawić, że nie dostanę tego, czego chciałem (i co już było, chociaż częściowo na PS2). Battlefront od DICE jest inny niż ten od Pandemic. Fani poprzednich odsłon mogą czuć się nieswojo i nigdy nie przekonają się do tej gry. Ale jeśli oczekujecie konkretnego FPS-a na licencji Star Wars, to raczej nie powinniście narzekać. Bo jak na betę to jest dobrze i obrazy na pełniaka są obiektywnie rzecz biorąc tylko pozytywne.

A, jest jeszcze jeden tryb – Survival, ale te pięć rund na Tatooine jest żartem i szkoda nawet poruszać temat czterech minut w wariacji hordy.

Daniel "Jaszczomb" Stroński

Słodki Jezusie, jaki ten Drop Zone jest dobry! Nie szukam w takim FPS-ie gry drużynowej, tym bardziej gdy udostępniona jest dla wszystkich i większość graczy nie ogarnia (żadnego samouczka, co szczególnie boli w trybie Walker Assault na Hoth) lub nie interesuje ich zupełnie pomoc kolegom. W Dropie akurat zasady są proste, a sprawę ułatwia bardzo casualowa rozgrywka. Wspomaganie celowania odczułem bardziej niż w innych grach, ale świetnie zaprojektowane Sullust (wcale nie takie brzydkie, Musiol przesadza) oraz możliwość korzystania z Jump Packa pozwalają umykać przed ostrzałem i w ogólnym rozrachunku mogę przystać na taką pomoc w strzelaniu.

Boli lichy matchmaking. Umawiacie się ze znajomym, jesteście razem w lobby, po czym... znajdujecie się nagle w innych grach. Wiele razy też grałem w Dropa w drużynach trzech na ośmiu czy nawet jeden na ośmiu, a gra nie przydzielała nowych graczy (chętni byli na pewno, c'mon!). Co tam, będzie na kim fragować. Ale po skończonym meczu w tym samym lobby Battlefront nie dzieli tych resztek na dwa zespoły po 4-5 osób tylko zamieni ich frakcje i znowu nierówna przewaga. Jakim cudem skopano tak podstawową rzecz?

Zostanę jeszcze chwilę przy Drop Zone, bo to najlepiej zbalansowany z trzech dostępnych trybów, a powód jest jeden - wszyscy mają ten sam sprzęt, nie ma opcji zagrania herosem i każdy ma tylko jeden cel - przejąć kapsuły. Czego chcieć więcej - świetnie wyglądające (te wybuchy!) i pięknie brzmiące starcie drużynowe z przyjemnym modelem strzelania. Od dwóch dni robię "pju-pju", punkty idą w setki tysięcy, a ja ciągle nie mam dosyć. Wspomnę tylko jeszcze o zaskakującej celności wszystkich czterech dostępnych broni podstawowych, którymi łatwo ściągać ludzi nawet z drugiego końca mapy i snajperka (broń dodatkowa) w moim odczuciu jest zupełnie zbędna. Nie mówiąc już, że kanonicznie broń trooperów nie powinna być tak celna!

Hoth. Ogromne starcie czterdziestu graczy z X-Wingami, Y-Wingami, A-Wingami... taka różnorodność. Wszystkie te latające pojazdy dostępne są zbyt rzadko i wymagają treningu w opanowaniu, a i tak nie oferują zbyt ciekawych ani złożonych manewrów - ot, krążenie nad ziemią z wrogiem dokoła siebie, aż jeden znajdzie się na celowniku drugiego. Nuda, a naprawdę starałem się odnaleźć jakąś głębię.

Na powierzchni Hoth wcale nie jest lepiej. Od pierwszych chwil powitało mnie ostrzeliwanie się nawzajem z dwóch końców map i głupia śmierć co pół minuty. Na pewno trzeba uważać i kryć się po okopach, bo to w końcu wielka bitwa i łatwo oberwać przypadkowym strzałem z blastera, ale to zamieszanie nie sprzyja jakiejkolwiek taktyce.

Jest też opcja wcielenia się we wspomnianych przez Musiola herosów i jest coś magicznego w duszeniu Mocą przeciwnika, aczkolwiek drużyna powinna w takich sytuacjach nas wspierać i oddawać fragi, bo tylko zabijanie wrogów wydłuża nieustannie malejący pasek życia, a z mojego doświadczenia wynika, że ci "koledzy" wolą uciec i nie marnować przy nas czasu.

Hoth jako wielka plansza z całą masą graczy nie uchroniła się od chaosu, na który DICE będzie musiało coś poradzić. Wiele działek stacjonarnych, kroczące AT-ST i AT-AT, statki bojowe - tutaj mięso armatnie w postaci samych graczy ginie często i mi osobiście średnio odpowiada taka forma. Do tego rebelianci mają najciężej w unieszkodliwieniu maszyn imperium, by wygrać mecz. Znaczy się - gdyby ludzie myśleli, skupiali ogień statków na odsłoniętych AT-AT, korzystali z amunicji jonowej... ale nie, po co. Być może po premierze, gdy będą grali ci, którzy rzeczywiście chcą grać, coś się zmieni i ludzie zaczną myśleć. Póki co w moim odczuciu jest tragicznie.

Na koniec wersja demonstracyjna trybu survival i... jest to stanowczo zbyt łatwo. I krótko. Za grosz wyzwania, chociaż chętnie sprawdzę pełniaka na wyższym poziomie trudności z kilkunastoma falami wrogów. Raczej nie wymyślą niczego, żeby do niego wracać, ale żerowanie na SI w przerwach od sieciowych potyczek przez jakiś czas zabawi.

I tyle w tej becie. Wracam do Dropa.

cropper