Felieton: Trup o nazwie „Vita”

Felieton: Trup o nazwie „Vita”

Jaszczomb | 31.05.2015, 14:30

Vita znaczy życie” wyjaśniało Sony trzy lata temu, reklamując następcę PSP. Tak, starego, dobrego PlayStation Portable – 10 lat aktywnej obecności na rynku, ponad 80 milionów sprzedanych sztuk i masa mocnych tytułów na wyłączność. A Vita? No właśnie…

Na wstępie nakreślę swoje handheldowe preferencje. Traktuje przenośne granie jako zupełnie inny rodzaj rozrywki w stosunku do konsol stacjonarnych. Gry muszą być tworzone z myślą o docelowej platformie – długie RPG-owe dialogi, grindowanie i zręcznościówki z potencjałem do masterowania każdej planszy to przymioty małych konsolek. Kiedy siadam przed telewizorem z padem w rękach, szkoda mi czasu na te wszystkie rzeczy. Nie szukam też głębszej fabuły, pięknej grafiki ani portów z dużych konsol, „bo patrz, mam Wiedźmina w kieszeni!”.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dlatego też nie wystarczą produkcje „dostępne również na konsolach PS Vita”. Nie wystarczą wybrakowane porty czy robione na szybko „cosie”, niemające z dużą grą zbyt wiele wspólnego, jak odsłony Fify czy Lego. Potrzeba uwagi dla swojej konsoli. Uwagi, którą ciężko podzielić między kilka sprzętów naraz. Stąd Nintendo skupia całą swoją uwagę na 3DS-ie (wiadomo, jak jest z „konsolą obecnej generacji” Wii U), a Microsoft nie próbował robić im konkurencji, skupiając się na swoich Xboksach.

http://adsoftheworld.com/sites/default/files/spvitapressva.jpg_aotw.jpg

I w tę uwagę trzeba zainwestować. Sony wierzyło w sukces Vity, zresztą ciężko byłoby nie wierzyć po udanym PSP. Przypomnę – 10 lat ciągłej produkcji sprzętu, 80 milionów sprzedanych sztuk. Już nawet nie patrzmy na dwukrotnie lepszy wynik sprzedażowy DS-a. Było świetnie. Potężna maszyna mieszcząca się w kieszeni, która oprócz świetnie wyglądających gier potrafi również odpalać filmy, odtwarzać muzykę,  przeglądać zdjęcia – istne centrum multimedialne, jeszcze zanim każdy miał smartfona na podorędziu. I to bez żadnych udziwnień konkurencji – dotykowy ekran ze stylusem, obraz podzielony na dwie części – dajcie spokój!

I na tej bestii mogliśmy pograć w rewelacyjne produkcje. Serie Persona, God of War, Metal Gear, Patapon, Monster Hunter, Final Fantasy, Wipeout, Tekken… Ileż tego było! To był sprzęt dla prawdziwego gracza. Tym bardziej napalano się na Vitę, bo z dwoma analogami i jeszcze większym zapasem mocy nie można było tego zepsuć. I wtedy pomyślano – musimy być innowacyjni, potrzebujemy jakiegoś wyjątkowego bajeru.

A gracze nie lubią bajerów. Bądźmy szczerzy, dotykowy tylny ekran, kamerki i rozszerzona rzeczywistość, aplikacja Near szukająca graczy w pobliżu – ile gier to wykorzystuje, kto tego używa z jakąkolwiek przyjemnością? To tylko marna ciekawostka. I po latach w końcu się do tego przyznano, wydając PlayStation TV. Jest tańsze, bo nie trzeba dbać o te wszystkie zbędne bajery, a nikt i tak nie wynosi Vity z domu, bo wielkie to takie i nieporęczne. Podobnie w obozie Nintendo – efekt 3D włączyłem ledwie parę razy, bo męczy oczy, niszczy płynność (3DS wyświetla wtedy dwa obrazy, po jednym dla każdego oka) i tak naprawdę niespecjalnie wygląda. Stąd 2DS, czyli tańsza wersja konsolki bez tego bajeru.

Zawinił też czas, w jakim Vita została wydana. Rośnie growy rynek smartfonów, a tutaj też mamy dotykowy ekran, więc wypada podkraść co lepsze produkcje z telefonów… i uczynić je płatnymi. Zresztą jaki sens mają zabijacze czasu, kiedy nasza życiowa grajstacja nie jest wystarczająco poręczna, by wszędzie ją nosić? Porządne gry zaś potrzebują sporego nakładu finansowego i mają małe szanse, żeby się zwrócić, bo Vitoldy aż tak dobrze się nie sprzedały. I zaczyna się przenoszenie takiego , czy na stacjonarki. Nic dziwnego, wydawca chce zarobić, ale bez exów nie ma sprzedaży.

Czym 3DS byłby dziś bez tytułów first-party? Maszynką do jRPG-ów i kilku ciekawszych indyków. Czym PS Vita byłaby dziś bez tytułów first-party? Tym, czym jest teraz. Nintendo nieustannie przemiela te same marki, ale co z tego, to w końcu najlepsze gry na ich konsole. Sony zaś olało część swoich marek (LocoRoco, Patapony czy God of War), bardziej skupiając się na średnio działających remasterach z PS2 i często wybrakowanych produkcjach równoległych do dużych konsol. A tu potrzeba świeżości.

Nie jest oczywiście tak, że brakuje nam na Vicie gier. Jeśli od dłuższego czasu opłacacie usługę PS Plus, to pewnie macie już tyle nazbieranych porządnych gier "za darmo", że ich wartość spokojnie przewyższa cenę samego handhelda. , , , , , , – a to tylko te większe produkcje. Do tego dochodzą rewelacyjne indorki, których zamysł na rozgrywkę idealnie pasuje do Vity – , , czy nigdy nie opuszczą karty pamięci mojej konsolki. Co prawda te tytuły były dostępne już wcześniej na innych platformach, ale na Vicie smakują najlepiej.

Ale żeby to zrozumieć, trzeba być otwartym na nowe doświadczenia. Ilu jest graczy, którzy nie tkną niczego z losowo generowanymi poziomami „bo to nie może być dobre”? Ilu traci zainteresowanie, gdy widzi w opisie gry słówko „niezależna” czy „indyk”? Przenośne Killzone czy Uncharted to wyjątki, tutaj królują produkcje małe, oryginalne, wciągające każdego, kto da im szansę. I japońskie RPG-i z nagimi i/lub nieletnimi dziewczynkami, ale właśnie – może warto spróbować chociaż kilku z nich? PS Vita to konsola dla osób, dla których gaming jest prawdziwym hobby i lubią poszerzać swoje horyzonty, nie zatwardziałych zwolenników jednej serii strzelanek, którzy między graniem po Sieci i snem znajdują tylko czas na wyśmianie konkurencji.

Tylko że konsola dla takich hobbystów się zwyczajnie nie sprzedaje. I tyle. Słyszymy z ust Andrew House’a, że PS Vita staje się legacy system, czyli będzie wspierana aktualizacjami, ale możemy zapomnieć o grach first-party i większego wsparcia. Oficjalnie potwierdzony zgon. Nie, żeby próbowano ją jakoś ratować, do dziś cena kart pamięci to nieśmieszny żart, a PS TV było ostatnią próbą sprzedania gier z handhelda, zanim zakopiemy go pod ziemią. Przynajmniej oddają dla Plusowców sporo świetnych gier. Może ten cyfrowy zapas przekona kogoś do zainwestowania w trupa imieniem Vita? Bo warto.

Jaszczomb Strona autora
cropper