Versus: Zombie na konsolach Sony

Versus: Zombie na konsolach Sony

Jaszczomb | 08.03.2015, 13:00

Zastanawiacie się czasem, jak Wasza ulubiona gra wyglądałaby po dodaniu do niej nieumarłych? Wczoraj na PS4 trafiło , czyli zbiór samodzielnych „trybów zombie” na silniku . Jakie mamy alternatywy?

- Undead Nightmare vs.

Dalsza część tekstu pod wideo

Westernowy hit Rockstara to wycieczka na Dziki Zachód wraz z wszystkimi jego atrakcjami. Pojedynki w samo południe, pościgi konne, polowania na zwierzynę, gra w pokera… żyć nie umierać. W sumie nawet jak umrzecie, to wielkiej szkody nie będzie, bo w samodzielnym dodatku Undead Nightmare trupy wstają z grobów, wyrzucając z gry wszystkie wymienione wyżej atrakcje. Tyle że to nie problem, bo wciąż jest rewelacyjnie!

Alternatywna historia przywraca do życia starych znajomych, stawiając przed nami zadanie wyzwolenia resztek ludzkości od hord mózgożernych zombie. Widoczki zachodzącego słońca wymieniamy tu na nocne scenerie z tłumem ożywionej zgnilizny, która nie ustanie, póki nie oddamy celnego łebszota. Pomimo wycięcia wielu elementów sprawiających, że RDR na zawsze pozostanie w sercach graczy, dodatek wniósł wystarczająco dużo ciekawych rozwiązań, jak szybciej odnawiający się tryb skupienia, mocno limitowana amunicja czy konie Apokalipsy, by bronić się jako samodzielna produkcja.

Trend na nadgniłe zagrożenie trafił również do serii Yakuza i zrodził zombie spin-off . Ktoś może się zdziwić - /jak to - przecież w Yakuzie walczymy głównie wręcz! Ma to sens w walce z nieumarłymi?/ Nie, nie ma. Więc postanowiono wprowadzić strzelanie z broni palnej, czyli mechanikę, którą deweloper znał chyba tylko ze słyszenia.

Jak to w TPS-ach zwykle bywa - lewą gałką chodzimy i prawą kontrolujemy kamerę. Jednak po wejściu w tryb celowania… kamera wpada nagle pod lewy analog. I często celujemy w zupełnie inną stronę, jeśli działamy pod presją zbliżającego się zagrożenia.  Można oczywiście korzystać z elementów otoczenia i okładać nimi pojedynczych wrogów, lecz nie jest to specjalnie efektywna technika. Wielka szkoda, bo specyficzny humor, bossowie i świetni bohaterowie (z podekscytowanym epidemią Goro Majimą na czele) są warci zachodu. Na szczęście zawsze można się odprężyć w salonie masażu czy na karaoke!

 

Seria Call of Duty – tryb zombie vs. : The Zombie Island of Dr. Ned DLC

Poszczególne odsłony Call of Duty tworzone są przez różne studia, by co roku móc wypuszczać nową część. Po fenomenalnym od Infinity Ward, studio Treyarch musiało dostarczyć czegoś wyjątkowego. Dziełem przypadku do wkradł się co-opowy tryb Zombie, który stał się elementem rozpoznawczym następnych CoD-ów dewelopera.

Małe pomieszczenie, w rękach pistolet, z nieustannie barykadowanych okien próbują przebić się nieumarli. Celne strzały przekładają się na walutę, a ta otwiera kolejne lokacje i pozwala na zakup broni. Tak banalne założenia oparte na dopracowanym systemie strzelania (w końcu jedna z największych FPS-owych serii!) i lokalnym split-screenie przełożyło się na niemożliwie grywalny tryb, dla którego wielu olewało zupełnie zwykłe rozgrywki sieciowe. Treyarch wykorzystało ten pomysł również obu częściach Black Ops i nawet Advanced Warfare (stworzone przez Sledgehammer) ma swój tryb ze zgnilcami w egzoszkieletach. Ciężko sobie wyobrazić, żeby zombiaki ominęły tegoroczną, niezapowiedzianą jeszcze odsłonę CoD-a. Czekamy!

W strzelaninach z zombie zwykle mamy ograniczony zasób amunicji i ciasne korytarze ułatwiające zgnilcom zapędzenie nas w kozi róg. W DLC do pierwszego Borderlands przestaje to mieć znaczenie. Ale nikt po Borderach nie oczekiwał horroru.

Problemem są same zombie. W kampanii podstawowej przeciwnicy walczący wręcz mogli być problematyczni, bo naokoło strzelali do nas ich koledzy. Tutaj mała grupka może co prawda niespodziewanie wyskoczyć z ziemi, lecz wystarczy kawałek odejść i na spokojnie pozbyć się problemu. Są, co prawda, bossowie i inne halloweenowe stwory, lecz danie główne to umarlaki, a te zwyczajnie nie stanowią żadnego zagrożenia. Zbyt proste DLC, które broni się jako tako humorem.

 

– Be a Zombie vs.

Głośna produkcja Polaków z Techlandu już w oryginalnym zamyśle stawia nas przed setkami zombiaków. Jednak dopiero w dodatku (udostępnionym dla wszystkich za darmo) możemy sami stać się nieumarłym mutantem.

Tryb Be a Zombie pozwala wbić się do cudzej gry i zapolować na grupkę współpracujących ze sobą graczy jako potężny zombie - założenia podobne do . Długie macki zapewniają niesamowicie szybkie przemierzanie planszy, a jak już złapiemy samotnego gracza… animacja jego zgonu jest brutalna. I satysfakcjonująca. Mamy nawet osobne drzewko umiejętności!

przeniosło tower-defence’owy pomysł na poletko sieciowych starć TPS. Tłumacząc tutejsze frakcje na język najpopularniejszych shooterów – rośliny są tu tymi dobrymi (Ameryka, Wielka Brytania etc.), a zombie to Ruscy czy inne Japońce. Ale kiedy już trafimy do takiej drużyny…

Nieumarli nie wydają się tragiczni i całkiem dobrze zbalansowano obie strony konfliktu. Skąd więc obecność na tej gorszej pozycji w zestawieniu z techlandowym Be a Zombie? O ile w Dying Light stajemy przeciw uzbrojonym w elektryczne ostrza i płonące młoty ludzi, tak w PvZ: GW masakrują nas słoneczniki! Jeśli sałata czy inne paprotki są w stanie powalić opancerzonego kafara, który dopiero co wstał z grobu w pełni sił – taki zombie nie jest niczego wart

ale sama gra świetna, polecam, tylko ta sałata, no…

Jaszczomb Strona autora
cropper