Felieton: Zrezygnować z ocen? Przecież 1-10 jest idealne

Felieton: Zrezygnować z ocen? Przecież 1-10 jest idealne

Jaszczomb | 15.02.2015, 14:12

8/10?! Ile Wam zapłacili?

8/10?! W ogóle nie znacie się na grach, to jest dzieło!

Dalsza część tekstu pod wideo

Największe portale odchodzą od wystawiania końcowych not w recenzjach. A my? Obstajemy przy swoim systemie ocen. Bo lepszego nie ma.

Wczoraj na naszą stronę trafił opis numerycznych ocen wystawianych w recenzjach, mający sprawić, że będą bardziej zrozumiałe. I załagodzić niekończące się dyskusje na ten temat.

Ta, akurat.

Oceny recenzji to coś, do czego przywykliśmy. Ktoś wydaje swoją subiektywną opinię (bo tylko taka funkcjonuje) i okrasza ją numerkiem. Jako podsumowanie całości, zachęta do przeczytania tekstu. Wiadomo, że wiele osób patrzy tylko na ocenę i od niej zależy, czy w ogóle poświęci właściwemu tekstowi swój czas. I zwykle nie czytają, pamiętając tylko, że ten serwis dał taką ocenę danej grze. I to jest złe z wielu względów, ale potrzebne. 

W tym tygodniu serwis Eurogamer odszedł od wystawiania cyferki na końcu recenzji. Ogólnie świetna decyzja, daję jej 8/10, bo Kotaku i Joystick zrobiły to wcześniej. I tak niczego to nie zmienia.

Kto pisze recenzje?

Przyjęło się, że opinia jednego redaktora równa się opinii całego serwisu. Na plakatach filmowych widzimy oceny i cytaty podpisane nazwą magazynu czy portalu, a nie nazwiskiem ich autora. Redakcja składa się z wielu osób o różnych gustach, więc to, że IGN wystawił taką ocenę takiej grze, zupełnie nic nam nie mówi. Należy znaleźć recenzenta o gustach podobnych do naszych i jemu właśnie zaufać. Dopiero wtedy, znając jego wcześniejsze teksty i upodobania, sama ocena rzeczywiście może nam coś powiedzieć.

Oczywiście „autor-redakcja” ma swój sens, bo każdy serwis ma własny sposób oceniania, którego recenzent musi się trzymać. Nie mogę dać trzech i pół fletów poprzecznych na dziesięć gramofonów i przypinkę znaku jakości z trabantem - nie tak oceniamy i ta cyferka zamykająca tekst to jedyne, na co ma wpływ sama strona. Cała reszta to opis gry i wrażeń autora, które często mogą niezbyt pasować do końcowej noty.

Cyferka najbardziej obiektywną rzeczą w recenzji

Ostatnio recenzowałem . Skrytykowałem tego japońskiego RPG-a z macaniem nieletnich i nagich dziewczynek m. in. za nadmierną cenzurę – wywalili jęki podczas tortur i zakryli mgiełką strategiczne miejsca. I nie ma to nic wspólnego z tym, że wolałbym popatrzeć na niedojrzałe ciało dziecka bez ubrań – po prostu gra powstała głównie z tego powodu i zachodni port to wykroił. Ocena pójść w dół musiała, bo dostaliśmy wybrakowany produkt. W innym przypadku byłaby wyższa, ale w tekście wciąż nie doszukalibyście się nawet cienia entuzjazmu.

Przykład ten pokazuje, że wyeliminowanie takiej oceny (jeśli rzeczywiście wystawiana jest według ustalonych i przemyślanych kryteriów) sprawia, że recenzja traci na przystępności. Przykładowo, recenzujemy na PS Site idealną wręcz przygodówkę – innowacyjne rozwiązania, mocna fabuła, przemyślane zagadki - ale autor tekstu nie jest w stanie znieść homofobicznego protagonisty. Na pewno odniesie się do tego problemu, może poświęci mu nawet cały akapit, bo to dla niego ważne, ale ile by o tym nie pisał, nie przeszkodzi to wydać maksymalnej oceny końcowej, gdyż, jak czytamy w naszym Jak oceniamy?, „10 - tytuł przełomowy w gatunku, oferujący niesamowite pokłady rozgrywki i przyjemności z niej płynącej”. 

Dlaczego zostajemy przy 1-10?

Urządziliśmy redakcyjną burzę mózgów – czy również powinniśmy zrezygnować z ocen? Może tylko je zmienić? Jeśli tak – to na co? Pojawiło się kilka pomysłów, ale moim zdaniem – wszystkie gorsze.

Oceny 1-5 /1-6/ 1-100 – nie ma to absolutnie żadnego sensu. Zmniejszenie skali spowoduje częstsze używanie połówek, zwiększenie – losowe noty na chybił trafił w okolicach pełnych dziesiątek. Można jeszcze zmniejszyć skalę i nie korzystać z połówek, ale wtedy podobnych ocen będzie zwyczajnie za dużo. Słyszałem też, że rozróżnienie między 1-3 praktycznie nie istnieje, bo to i tak crap – a nasz opis ocen mówi jednak coś zupełnie innego.

Review in progress… - Czyli uzupełnianie „recenzji” w miarę grania. Można powiedzieć „Let’s Play w formie pisemnej”, nieco dłuższa forma „na gorąco”. Tylko kto lubi dostawać cokolwiek w odcinkach? Gry trzeba oceniać jako całość (to samo tyczy się gier Telltale i podobnych "seriali"). Problematyczne są tytuły sieciowe, ale wtedy zwyczajnie trzeba dostarczyć recki PO premierze albo podzielić ją na singla i multi, ludzie zrozumieją. Dochodzi też fakt, że ostatnio niektóre większe produkcje są grywalne dopiero po kilku łatkach, ale tu nie ma co bawić się w uzupełnianie wrażeń po recenzji. Oceniamy premierowy stan faktyczny i zwykle wiadomo, czy wytykane błędy w przyszłości będą mogły zostać naprawione.

TAK / NIE / MOŻNA JAK STANIEJE – czy inne wariacje dzielenia na kilka kategorii. Na to właśnie przeszli w Eurogamerze: Polecane, Obowiązkowe, Do ominięcia. Czyli tak naprawdę skala 1-3 i tak będą ją odczytywali ci, którzy zjeżdżają tylko do oceniaczki i wychodzą ze strony. Że niby to pomoże uratować branżę przed Metacritic? Wolne żarty.

Bez ocen, tylko plusy i minusy – wydaje się sensowne, ale w rzeczywistości mówi zbyt mało. Gdzie granica, kiedy dany aspekt nadaje się do plusów, a kiedy jeszcze nie? Wymusi to przyporządkowanie każdego elementu gry do jednej z tych dwóch grup, a takie naciąganie nie prowadzi do niczego dobrego.

Bez ocen, tylko podsumowanie – i nie chodzi tu o ostatni akapit. Specjalny skrót informacji dla leniwych. Moim zdaniem to mija się z celem. Jest tam za mało miejsca na dokładne opisanie gry, a recenzje wcale długie nie są. Chcecie recenzji „na krótko i na gorąco”? Twitter zaprasza, w drogę, tęsknić nie będę.

Czysty tekst i wtedy wszyscy będą czytać całość, bo nie będzie innego wyjścia!... poza wszystkimi pozostałymi serwisami, które nie są na tyle lekkomyślne, by na to pójść. Czy jest ocena, czy jakieś podsumowanie – nad oceniaczką wciąż jest tekst. Ten sam tekst. Przeczytasz, nie przeczytasz – wybór czytelnika. I jeśli mam poświęcić dodatkowo parę chwil na dodanie cyferki po napisaniu recenzji, to to zrobię. Do czytania nikogo nie zmuszę, a po co się durnie ograniczać?

W imię wyższego dobra

Pewnie, odchodzenie od ocen to nie jest kaprys. To idealistyczne podejście. Zmuszanie odbiorcy do czytania. Bunt wobec serwisu Metacritic i jego destrukcyjnym wpływie na branżę (m. in. sprawa mniejszych wypłat dla dewelopera , bo nie osiągnęli średniej 85/100, tylko… 84). Tyle że Metacritic to tylko narzędzie, odpowiedź na popularność samych ocen. Ułatwia porównywanie ocen i chociaż większość składowych not wystawiają zupełne no-name’y, ludzie wciąż będą tam wchodzić i ufanie takim źródłom jest ich wyborem. Tak samo jak wyborem wydawców jest obcinanie dodatkowego wynagrodzenia za zbyt niską średnią. 

Oceny są potrzebne i czy będzie to skala 1-100, czy numerki zamieni się na słowa (Eurogamer wciąż ocenia gry google’owymi gwiazdkami!) – bez różnicy. Dlatego niczego nie udajemy i zostajemy przy starym systemie oceniania, teraz już łatwiej zrozumiałym, bo z opisem każdego progu. I nie ma nas na Metacriticu, bo samo posiadanie systemu oceniania nie obliguje, bo wrzucania tam swojej recenzji. Eurogamer, nie trzeba zaraz z tego powodu udawać rewolucjonisty.

Jaszczomb Strona autora
cropper