Dwugłos z bety Destiny. Będzie hit czy kit?

Dwugłos z bety Destiny. Będzie hit czy kit?

[email protected] | 31.07.2014, 15:53
Całkiem długa, dostępna pod koniec dla wszystkich beta dobiegła końca. Jednym tylko zaostrzyła apetyt na pełną wersję we wrześniu, inni nie znaleźli w niej nic specjalnie interesującego. U nas w redakcji znalazły się osoby z obu obozów - poznajcie ich opinię. I zostawcie swoją.
 
Dalsza część tekstu pod wideo

Zgoła odmienne opinie wyrażają Mateusz "Matt" Greloch i Daniel "Jaszczomb" Stroński.

Destiny jako MMO, FPS i RPG

Jaszczomb: Pierwszoosobowa strzelanka jako MMO, do tego doprawiona eRPeGowym sosem - niby Borderlands osiągnęło spory sukces, ale tutaj zabrakło ciągłego bicia coraz wyższego poziomu, a w zamian dostajemy system “dobij X poziomu i kozacz coraz bardziej w PvP”. Na rozwój postaci wpływ mamy znikomy (wybranie jednej z dwóch gałęzi profesji? Szaleństwo…), bronie i sprzęt mają mało oryginalne bonusy (więcej amunicji do danego typu giwer, szybsze przeładowanie), więc tak naprawdę widzę w tym głównie potencjał potyczek z graczami, co szybko zostanie sprowadzone do dostępu jedynie z najlepszym możliwym rynsztunkiem i rozwiniętymi umiejętnościami. Wróżę zabawę na dwa tygodnie.

Matt: Sporo w tym racji, choć dla mnie samo przejście kampanii, wbicie 32 poziomu i zrobienie 23 Strike’ów to co najmniej 60 godzin zabawy, czego na próżno szukać w innych grach za 200 zł na premierze. Choćbym miał otrzymać singlowo/co-opową grę na te kilkadziesiąt godzin i nawet nie wejść do trybów PvP, nie będę narzekał. Dobra cena na start powinna przyciągnąć do półek sklepowych wszystkich niezdecydowanych lub wygłodzonych wakacyjną posuchą na PlayStation 4, a amatorzy Borderlands, którzy mają już nową konsolę Sony, nie doczekają się Pre-Sequela na obecnej generacji - tutaj może zaważyć efekt “nie ma w co grać, wezmę Destiny”. Poza tym hype i dział marketingu też robi swoje - nawet w moim gronie znalazło się sporo osób, które w FPS-y i Borderlands nie grały, ale słyszały o Destiny i za każdą cenę chciały dostać się do bety. 

Player versus Player

Matt: Jestem typem człowieka, którego futurystyczne multi w stylu Halo lub Killzone’a praktycznie nie interesuje. Sporo godzin spędziłem strzelając się z innymi w Killzone 2, jednak to nie było to. W Destiny obawiałem się, że Halo-podobny styl znowu mi nie podejdzie, jednak muszę przyznać, że po stoczeniu paru walk i opanowaniu wad oraz zalet konkretnych modeli broni, jestem skłonny spróbować tego typu rozgrywki w pełnej wersji. Bungie przygotowało sporo odmian i wariacji zwykłego strzelania do siebie nawzajem, więc krótko po premierze powinienem znaleźć tryb dla siebie. Nie podoba mi się pomysł z wrzucaniem do rozgrywki sieciowej swojej postaci z kampanii, gdzie ludzie z bardziej wypasionym sprzętem mają większą szansę na zwycięstwo, ale z tego co czytałem niedawno, bronie mają się lepiej skalować, dzięki czemu zwykły karabin z 10 poziomu będzie zadawał tyle samo obrażeń co taki sam karabin na poziomie 20. Oczywiście wyłączając tutaj bronie unikalne i legendarne, które same z siebie posiadają jeszcze bonusy. Naprawdę ciekaw jestem jak wymyśliło to Bungie, bo jeśli faktycznie mam dostawać heady od kogoś, kto przejdzie grę i wbije 32 poziom przede mną, to byłoby to najsłabsze podejście do tematu rozgrywek sieciowych ostatnich lat. Ale co by tutaj nie mówić - headshot ze snajperki zasadzony przelatującemu na ścigaczu przeciwnikowi daje sporo satysfakcji. Za każdym razem.

Jaszczomb: ...za tym jednym razem na farcie. Na mniejszych mapach panował chaos, co chwilę ktoś pojawiał się za plecami i zgarniał proste zabójstwo, za co dostawał serie w plecy od kolegi z drużyny poległego i tak w kółko, z respieniem się przeciwnikowi na plecach. Większa mapa dawała odetchnąć, pozwoliła na bardziej taktycznie podejść do tematu i w końcu można było korzystać ze ścigaczy - tutaj jakiś mały plusik. Wciąż jednak ograniczanie naszego ciężko zdobytego sprzętu przez skalowanie obrażeń? To po co godzinami szukałem porządnej snajperki, skoro mogłem wziąć jakąkolwiek? Równowaga to jedno, ale składowy gatunek RPG do czegoś zobowiązuje. Muszą pokazać pomysłowe tryby, w których ten problem nie będzie miał tak dużego znaczenia, bo w przeciwnym razie PvP zostanie zwykłą ciekawostką.

Player versus Environment

Jaszczomb: Tutaj gra błyszczy - odstrzeliwanie potworków i animacje przy zasadzonych łebszotach nie przestawały mnie bawić po wielu godzinach i czekam, żeby zobaczyć jakie jeszcze rodzaje niemilców znajdą się w pełnej wersji. W jednej z pierwszych misji, z tymi biegającymi w ciemności mutantami (a wybierałem zawsze opcję hard, więc twarde gnojki były i broń podstawowa), przypomniała mi się panika z pierwszego Dead Space’a, za co jestem im wdzięczny i zawsze będę starał się grać w nowe misje po nocy. Z misjami Strike (wyłącznie co-opowe, dla 3 graczy) było jednak nieco problemów i parę razy zostałem w grze sam, bo “koledzy” się zniechęcili. Obaj bossowie w końcu padli,  jakaś tam satysfakcja była, ale ci ludzie… no nic, trzeba brać swoich, a nie jakichś losowych.

Matt: Kampanię przejdą wszyscy, z ciekawości. PvP nie jest dla każdego i wtedy zostanie nam tylko to nieszczęsne PvE. Dlaczego nieszczęsne? Wystarczy właśnie trafić na nieogarniętą ekipę lub debila-trolla i z wesołego wypadu na bossów ostanie nam się tylko frustracja z powodu kolesia, który uzna, że dobrą zabawą będzie bieganie przed celownikami przeciwników i nie podnoszenie zmarłych towarzyszy. Jeśli miałbym wybrać jeden element z alfy i bety, który wzbudził u mnie najwięcej emocji, to będzie to właśnie Strike, który mógł trwać nawet godzinę. W pełnej wersji ma ich być 23, a ja już zacieram rączki i liczę, że każdy z nich zajmie tyle samo czasu. W każdym MMO w jakie grałem, to właśnie questy i wszelkiej maści raidy czy dungeony najbardziej mnie interesowały, dlatego z PvE wiążę ogromne nadzieje.

Fireteamy i Public Eventy

Matt: Denerwuje mnie to, że gra, którą nawet Bungie reklamuje jako MMO, człon massive potraktowała po macoszemu. Istotą tego typu gier są gildie i wybieranie się całą paczką na eventy, by zostać zmiecionym przez kładącego połowę drużyny jednym ciosem bossa. Fireteam ma zrzeszać trzech graczy. Wyjście na Raid - sześciu. Za takie MMO to ja podziękuję - chcę wyzwania, chcę, by pot spływał mi z czoła, kiedy dużą ekipą idziemy na jednego przeciwnika, bijemy się z nim przez 3 godziny, a na końcu zbieramy unikatowe przedmioty pokazujące innym, że to właśnie my ubiliśmy to monstrum. Może to Raid będzie czymś takim, ale nadal uważam, że sześciu graczy to bardzo mało. Z innej beczki - podobają mi się Public Eventy, które uaktywniają się podczas swobodnej eksploracji planet. Niektóre są zbyt proste, inne wymagają chwili zastanowienia, ale są typy, które bez pomocy randomowych graczy są niemożliwe do ukończenia w pojedynkę. Pytanie - jak długo ludziom będzie chciało się pomagać sobie nawzajem, bo kiedy wbijanie punktów i grindowanie stanie się ciekawsze od zabawy z nieznajomymi, to Public Eventy nie zdobędą wielu fanów.

Jaszczomb: Tworzenie Fireteamów to komedia, Znalezienie kogoś, wciśnięcie R3, wejście w jego profil i wysłanie zaproszenia do drużyny - a on już dawno jest gdzie indziej. Poza tym ciężko się z ludźmi zgrać np. jako snajper, szczególnie, gdy reszta ekipy lata z shotgunami pod nogami bossa i co chwilę trzeba lecieć im na ratunek. Albo olać, na co ci opuszczają po zgonie grę. Public Eventy zrobiono całkiem nieźle, lecz ich poziom trudności często jest słabo wyważony - powinien dostosować się do liczby uczestniczących bohaterów i ich poziomu, a brałem udział w samotnym ostrzeliwaniu wielkiego bossa (i tylko 5 minut na to dali!) czy zwalczaniu kilku małych fal słabszych przeciwników w trzyosobowej ekipie 8-poziomowych kozaków. Ale co tam - dostałem jakąś monetę za udział!

Klasy postaci

Jaszczomb: Bez szału, trzy klasy - Titan, Hunter i Warlock, w dodatku różnią się jedynie specjalem, atakiem wręcz, skokiem i kilkoma częściami ubioru. W becie nie mogliśmy dojść do 15 poziomu, kiedy wybiera się jedną z dwóch ścieżek rozwoju, ale nowe umiejętności i tak lecą jak po sznurku, nie dając nam w ogóle możliwości wyboru. Z ograniczeniem bety do 8 poziomu, jedyną właściwą opcją był Hunter - rzut nożem i wbijanie go w klatę przeciwnikowi (te animacje!) specjal w formie złotego rewolweru z trzema potężnymi strzałami, pozwalający się wszędzie dostać podwójny skok. To nie jest kwestia moich preferencji - pozostałe klasy ze swoimi umiejętnościami są zwyczajnie ograniczone w stosunku do niego. Także tyle z balansu.

Matt: Mnie niestety dopadło to samo, co uniemożliwiło mi dobrą zabawę w Borderlands 2 - żadna klasa postaci nie przypadła mi do gustu. Jedynie Hunter z rzutem nożem wydawał się interesujący, ale jeśli w grze sci-fi umiejętnością przynoszącą najwięcej frajdy jest rzucanie żelastwem, to coś jest mocno nie-Halo. Titan będzie typowym tankiem i obrońcą uciśnionych, Warlock może namieszać na wyższych poziomach o ile jego umiejętności szybko będą się regenerowały, a Hunter może i jest dobrym snajperem, za to jego umiejętność specjalna nie robi na mnie wrażenia. O ile w przypadku Titana i Warlocka nie trzeba specjalnie nią celować, bo i tak roznosi się fala uderzeniowa zabijająca wszystko wokół, tak Hunterem trzeba mieć nie tylko stabilną rękę, ale i dobre oko - o zmarnowanie cennego strzału bardzo łatwo. Faktycznie poszczególne klasy mało się różnią, ale ciągle mam tę płonną nadzieję, że kiedy bardziej je rozwiniemy, to każda z nich pokaże pazurki.

 

Fabuła

Matt: Zobaczyliśmy jedynie parę misji, ale osobiście nie bardzo podoba mi się pomysł opowiadania o danych obszarach w ich trakcie. Wchodzimy do nowego obszaru, Tyrion szepce “o, to tutaj bili się 5 lat temu, ale teraz uciekli, bo zabrakło paliwa”. Tego typu teksty czekają na nas co paręnaście kroków. W becie pozbyli się jednej z najsłynniejszych fraz Ghosta, czyli “that wizard came from the Moon”, co uważam za błąd - taki Easter Egg powinien zostać, bo na stałe wpisał się w pamięć graczy. Z drugiej strony chętnie posłuchałbym czegoś więcej o Travellerze, który wisi nad ostatnim miastem na Ziemi, dlaczego przybył, czego szuka i kiedy odejdzie. Kolejną rzeczą, której jestem ciekaw, jest przedstawienie innych ras, o których wiemy tylko tyle, że są. Gra skrywa jeszcze sporo sekretów, ale jak w przypadku innych produkcji - przejdę pełną wersję, to się wypowiem.

Jaszczomb: Robo-Tyrion to taki niepotrzebny narrator, dla którego starano się na siłę dać coś do roboty. Pomijając jego nic nie wnoszące komentarze i nudne wprowadzenia fabularne podczas lotów, zawsze musi coś zeskanować czy otworzyć, żeby gracz między strzelaniem i strzelaniem miał okazję przytrzymać dłużej kwadrat na padzie. Ciężko w ogóle dbać o fabułę, kiedy wydaje się, że jej tworzenie skończyło się na określeniu realiów przedstawionego świata. Traveller stracił moc, jesteśmy Strażnikiem walczącym w jego imieniu o Ziemię i balans we Wszechświecie, będziemy zabijać kolejne wrogie rasy i… tyle. Ale jakie MMO ma rzeczywiście wciągającą fabułę?

Zbieractwo, sprzęt, bronie

Jaszczomb: Spodobały mi się wylatujące różnokolorowe bryły z nowym sprzętem - miało to coś w sobie, ale już kosmiczny Decard Cain doprowadzał mnie na skraj szaleństwa. W Diablo wracało się do miasta natychmiastowo, wystarczyło otworzyć portal (albo użyć zwoju na miejscu). Tutaj czas opuszczenia planety, udania się do huba i pójścia do identyfikującego przedmioty NPC-a zajmuje zdecydowanie za dużo czasu. Zbieractwo roślinek czy szukanie losowo umieszczonych skrzyń można w sumie pominąć, crafting wciąż nie był dostępny, ale też nie widzi mi się latanie po całej mapie za świecącym krzakiem. Po Borderlands razi również małe zróżnicowanie broni i nijakie bonusy, a niski poziom doświadczenia nie jest tu żadnym wytłumaczeniem.

Matt: Tutaj szukałbym winy we wczesnej fazie gry i małej liczbie poziomów/wypadających przedmiotów. Fakt, identyfikacja przedmiotów jest słaba, ale z drugiej strony napełniamy pasek tego sklepikarza, dzięki czemu może on załatwiać nam lepsze przedmioty - coś za coś. Nie wiem czy ludzie już zapomnieli, ale na ciekawe spluwy w Borderlands 2 też trzeba było poczekać - sam do 30 poziomu biegałem z byle czym, byleby tylko zabijać, a dopiero po przejściu kampanii zacząłem się rozglądać za elitarnymi broniami. Bardzo podoba mi się pomysł dopracowanych modeli broni i ekwipunku - stylizowane na rycerskie zbroje pancerze wyglądają świetnie i nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę ich spis wraz z obrazkami - lubię takie smaczki. Ciekaw jestem systemu wytwarzania własnych przedmiotów - w becie mogliśmy zbierać roślinki i wymieniać je na punkty reputacji, ale już rozkładając bronie otrzymywaliśmy części, które ewidentnie mogą posłużyć do jakichś większych celów niż tylko na sprzedaż. Tutaj, podobnie jak z resztą, dowiemy się dopiero po premierze, kiedy dorwiemy się do najbardziej zaawansowanych systemów i poznamy je od podszewki.

Oprawa

Matt: Tym, co mnie mocno zaintrygowało, to jakość oprawy - już podczas alfy nie mogłem oderwać wzroku od lokacji w Old Russia. Nie chodzi mi o jakość tekstur, które jako tako nie wyróżniają się niczym szczególnym, ale o design lokacji, które zostały przemyślane w bardzo ciekawy sposób. Muzyka świetnie pasuje do tego, co dzieje się na ekranie, a futurystyczne rytmy pięknie spinają całość. W becie nie znajdziemy wielu powtarzających się motywów, każdy skrawek terenu został dobrze przemyślany, a nabazgrane złomem i rdzewiejącymi pojazdami tereny Rosji wyglądają na swój sposób ślicznie. Dodajmy do tego świetnej jakości niebo i przepis na niekończące się ciągi sweet foci z użyciem Share Button gotowy. Naprawdę jestem ciekaw widoków, jakie uda się uchwycić graczom, którzy dorwą się do pełnej wersji gry. Widać było, że Bungie nie szczędziło na artystach, którzy dobrze wykonali powierzone im zadanie. Mam nadzieję, że reszta lokacji dorówna tym z alfy i bety, a my będziemy mieli czym cieszyć oczy we wrześniu. I tak, jara mnie dobra grafika, taki już jestem graphic whore.

Jaszczomb: Przeglądam zrobione screenshoty (prawie 250!) i lepiej to wygląda na zrzutach, niż zapamiętałem. Wciąż jednak oprawa godna obecnej generacji, w designie Starej Rosji i nakładanych podczas Public Eventów filtrów można się zakochać, a przecież odwiedzimy jeszcze inne planety. Co prawda wygląd potworków mogliby urozmaicić, ale animacja wbijania i rzucania nożem w skórze Huntera - mmm, dokładkę proszę.

A po robocie czas na....

Jaszczomb: Między misjami fabularnymi i wystrzeliwaniem siebie nawzajem trzeba mieć możliwość marnowania czasu - tutaj wchodzi “Społeczność Wieży” czyli te kilkanaście osób, które zawsze sobie tańcują, siadają na ziemi albo bawią piłką w hubie. Ale co innego robić - latać do zupełnie niepotrzebnie rozrzuconych po całej planszy NPC-ów? Świetna zabawa. Drugą sprawą jest zaliczanie zadań pobocznych we free-roamie. W menu “zabij ultrasłabego przeciwnika”, “stań w miejscu i czekaj, aż licznik dobije 100%” i specjalność zakładu “zabij 5/10/15 wrogów”. I jeszcze to latanie po caaaaaałej mapie, bo gra nie pozwoli siedzieć za długo w jednej lokacji.

Matt: Wszystko to, co opisałeś, można przypisać pod dwie kategorie - MMORPG i typowy Social, który mu towarzyszy. Gracze nie chcą jedynie epickich bitew i nie wiadomo jak przedstawionego patosu, czasami chcą się po prostu powygłupiać, stąd wrzucenie przez Bungie piłki w Wieży lub animacji tańca uważam za genialne wręcz posunięcie.Tak samo filmiki z tym, jak gracze sami bawią się poprzez wymyślanie zabaw (z berkiem na czele), dzięki którym można zabić czas między kolejnymi misjami z ratowaniem świata. To są popierdółki, ale takie właśnie popierdółki są miłą odskocznią i gracze je lubią. Co do sklepikarzy i innych bohaterów w Wieży - faktycznie, wygodniejsze byłoby ich rozłożenie obok siebie, ale ja to tłumaczę tym, że w mieście nie wszystko jest pod ręką i części do statku w hangarze są ok, ale już elitarna rada Guardianów tam nie pasuje i słusznie, że wrzucono ich do ładniejszej części miasta.

WERDYKT

Matt: O Destiny mówię/piszę/nagrywam od paru ładnych tygodni i wiele już powiedziałem w podcastach czy innych tekstach. Pewnie sporo pominąłem lub zbytnio spłyciłem, jednak jest w tej grze coś takiego, co nie pozwala mi spokojnie wysiedzieć do września i sprawia, że z ekscytacją spoglądam na kolejne dni w kalendarzu. Dla mnie jest to zakup obowiązkowy, bo dobrego sci-fi nigdy za wiele, a wyczekując na Mass Effect 4 nic lepszego nie może mi się przytrafić. Ludzie narzekają na małą liczbę misji i zawartości, ale jeśli za 200 zł dostanę co najmniej 50-60 godzin gry, to nie będę narzekał. Lepsze to, niż zapłacenie za 10 godzin singla, który kosztuje tyle samo.

Jaszczomb: O Destiny nie mówiłem/pisałem/nagrywałem w sumie w ogóle, a betę załączyłem, bo kody do niej leżały na chodniku. Masakrując samotnie sterowanych przez SI kosmitów bawiłem się świetnie, ale nie ma tu ani fabuły, która nadałaby temu sens, ani większego pola do popisu niż mocno ograniczony rozwój postaci i całkiem niski limit poziomów do zdobycia. Kooperacji nie ma co porównywać do tej z Borderlands, bo to nie jest tu główne danie, jednak poświęcono zbyt mało czasu na przemyślenie całego systemu. Dostępne tryby PvP wypadły zaś zbyt chaotycznie i nie premiują osiągnięć gry PvE. Miały być emocje porównywalne do skoku na bungie, a wyszedł skok Bungie na nieznane wody gatunku MMO, do którego graczy przyciągnęło w dużej mierze hasło “gra twórców serii Halo”. Ode mnie zamówienia przedpremierowego żaden sklep nie dostanie.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Destiny.

cropper