Felieton: Nie lubię grać złym bohaterem

Felieton: Nie lubię grać złym bohaterem

Paweł Musiolik | 24.03.2014, 17:00

Dzisiejszy felieton powstawał głównie pod wpływem moich przygód z . Osoby mające dziwny uraz do tego tytułu, zarzucając mi reklamowanie gry, mogą lekko uderzyć się w głowę. Może pomoże. Jak wiecie, lub zaraz się dowiecie, seria inFamous pozwala nam na wybór ścieżki moralnej, oferując dwa zakończenia, zależnie od tego czy staniemy się bohaterem, czy niesławnym. Schemat przerabiany w wielu grach na przestrzeni kilkunastu lat, więc nic tutaj odkrywczego. Dlatego ja nie o wspomnianym wyżej schemacie, a pewnym uczuciu dyskomfortu towarzyszącym mi, gdy wcielam się w antybohatera.

Mówiąc wprost – grając jako „zły” Delsin, który swoich mocy używa do popisów, niszczenia mienia, atakowania policji czy protestujących – jest mi z tym źle. Gdzieś wewnątrz mnie rodzi się sprzeciw wobec wirtualnych, nieistniejących przecież czynów. W teorii pozbawianie życia wirtualnych istnień, rozganianie przechodniów i zabijanie ulicznych grajków grających nam na nerwach nie powinno mieć na mnie żadnego wpływu. Bo to nie istnieje. Ale gry ewoluują i postęp graficzny powoli, acz stale, przybliża ich do oddania realnego świata. Second Son jest niczym komiksowa opowieść, której nie można brać na poważnie i się nie powinno, bo ludzie nie mają tajemniczych mocy – dymu, neona, betonu. Ale niszcząc wiem, że przykładam rękę do zła. Oddają to nastroje społeczne w grze. Gdy kończyłem historię „dobrym” Delsinem – społeczeństwo chwaliło, nie uciekało, wyrażało się pochlebnie protestując przeciwko propagandzie D.O.Z. Moje wirtualne czyny sprawiły, że postrzeganie Przewodników w grze zmieniło się na lepsze. Teraz, gdy idę w kierunku zła, niestety potwierdzam to, co mówi propaganda i walcząc z tym używam identycznych argumentów, co władza. Argumentów siły, które nigdy się nie obronią.

Dalsza część tekstu pod wideo

Najgorsze jest to, że robię to mając wolny wybór. Tak, mógłbym przestać grać, ale nie w tym. Chciałem poznać dokładnie drugą stronę monety. Chciałem zobaczyć, jak zdobyta moc może negatywnie wpłynąć na bohatera. Zdaję sobie sprawę, że przeczytają to ludzie nie mający żadnych problemów z rozwalaniem wszystkiego jak leci. Że zaśmieją się, rzucając „mięczak, pęka przed grą”. Może i tak, ale ja staram się z gier wynieść ciekawsze wnioski, niż „skończyłem na 100%, grafa zajob, można robić rozwałkę max, jaram się”. Wnioski płynąc nad wyraz oczywiste i są przenoszone ze świata rzeczywistego. Granie jako „zły” jest łatwiejsze. Nie musimy na nic uważać, z nikim się liczyć, nikogo pilnować. Nie musimy się nawet przejmować, że robimy coś złego – bo oto w tym chodzi. Jasna strona mocy wymaga jednak większych wyrzeczeń. I dla mnie jest czymś naturalnym. Nie lubię zabijać w grach gdy mam wybór, nie lubię niszczyć gdy nie muszę. Mając wybór jestem dobry. Może i nawet lepszy niż w prawdziwym życiu. Dziwne, prawda?

Od zawsze (tj. od kiedy gram na poważnie), mając wybór, decydowałem się na postaci ukierunkowane ku dobru. W grach cRPG (Baldur's Gate 2: Cienie Amn to niedościgniony klasyk) decydowałem się na chaotycznie dobrą kreację bohatera. Dlaczego? Chciałem jakoś oddać siebie. Chciałem grać sobą, własnym awatarem w wirtualnym świecie, z którym łatwiej mi będzie się utożsamiać. Zdarzało mi się zastanawiać nieraz „jak wyglądałaby gra będąc w skórze tego złego?”. I nie byłoby to nic przyjemnego. Ale zanim o tym, ostrzegam – następny akapit zawierać będzie spoilery z gier.

Czy chciałbym wcielić się w Kefkę? Z jednej strony ciekawym byłoby poznanie jego szaleńczego umysłu, ale nie potrafiłbym dobrowolnie otruć mieszkańców królestwa Doma. Zniszczenie świata także byłoby poza moimi możliwościami. Podobnie byłoby w skórze Liquid Snake'a chcąc dać światu pokaz siły używając Metal Gear Rexa do własnych celów.

Mając wybór nie chcę być złym, bo sterowana przeze mnie postać jest moim odpowiednikiem w wirtualnym świecie. Lepszym, bo zdolnym do rzeczy niemożliwych, ale idealnie pokazującym kim nie chcę być. Tak, gry dają nam możliwość wcielenia się w kogoś kim normalnie nie jesteśmy. Ale ja wolę pozostać normalny. Bo tak jest mi po prostu łatwiej identyfikować się z kierowaną przeze mnie postacią.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper