Ranker: 10 najlepszych gier z superbohaterami

Ranker: 10 najlepszych gier z superbohaterami

misiek_86 | 18.04.2013, 11:52

Już w piątek premiera Injustice: Gods Among Us, czyli nowej bijatyki autorów rebootu Mortal Kombat, w której główne role grają bohaterowie komiksów DC (recenzję autorstwa Musiola możecie przeczytać tutaj). W związku z tym postanowiliśmy przygotować ranking najlepszych gier z superbohaterami. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ niestety duża część takich produkcji to crapy, a co najwyżej średniaki.

Najbardziej poszkodowany wydaje się być Superman, bo najlepsza gra, w której był głównym protagonistą ma na portalu GameRankings średnią 65%, a dorobił się również chociażby niechlubnego występu na Nintendo 64, którego zagregowana ocena ledwie przekracza 20%. Na szczęście po przejrzeniu katalogu wszystkich najpopularniejszych bohaterów DC i Marvela udało mi się znaleźć 10 gier, które z czystym sumieniem mogę polecić do sprawdzenia przed zabawą w Injustice, a nawet więcej, bo honorable mentions idą w stronę: Marvel vs. Capcom 3: Fate of Two Worlds, The Amazing Spider-Man oraz Marvel Ultimate Alliance.

Dalsza część tekstu pod wideo

10. DC Universe Online (PS3)

10 Wydawanie w 2011 roku, czyli po 7 latach od premiery World of Warcraft, MMO kosztującego dwie stówki i wymagającego opłacania miesięcznego abonamentu, było proszeniem się o komercyjną klapę. No i faktycznie DC Universe Online w pierwszych miesiącach taką było. Sprawę częściowo uratowało uczynienie z niej po niecałym roku funkcjonowania na rynku produktu free-to-play, ale nie udało się uczynić z niej fenomenu na miarę najpopularniejszych MMO, choć solidny gameplay, częste i bogate aktualizacje oraz niesamowicie, szczególnie w USA, chwytliwa licencja dawały taką szansę.

W DCU nie dało się co prawda wcielić w znanych bohaterów, ale można było jednego z nich lub z ich potężnych wrogów uczynić swoim mentorem, a później stworzyć własnego herosa w rozbudowanym edytorze. Sama rozgrywka stanowiła połączenie klasycznych mechanizmów MMO, z rajdami, instancjami etc. z walką nastawioną bardziej na umiejętność szybkiego reagowania na wydarzenia niż statystyki postaci. Świat gry był bogaty w zadania do wykonania i rozszerzał się wraz z kolejnymi wydawanymi DLC, zachowując jednocześnie fabularną spójność.

Co ciekawe do odegrania głosów bohaterów udało się zatrudnić wielu znanych aktorów, na czele z Kevinem Conroy'em, Markiem Hamillem czy Adamem Baldwinem.

9. The Punisher (PS2)

09 Punisher nie jest co prawda superbohaterem, ale gościem, który, często w bardzo brutalny sposób, mści się na kryminalistach, za to że mafia zamordowała jego rodzinę, ale pochodzi z kart komiksów Marvela, więc nie mam problemu, aby umieścić grę z jego udziałem w rankerze. Tytuł ten był w luźny sposób oparty na przeciętnym filmie z 2004 roku (nawet aktor grający główną rolę był ten sam w obu przypadkach – Thomas Jane), ale okazał się lepszy od pierwowzoru.

Historia w grze została opowiedziana w interesujący sposób – w postaci retrospekcji. Na początku gry Frank Castle zostaje aresztowany i poddany przesłuchaniu przed oficerów policji, a my w jego trakcie dowiadujemy się, co doprowadziło do tej nieprzyjemnej sytuacji. Sama rozgrywka była bardzo urozmaicona. Jej esencję stanowiły dynamiczne strzelaniny z wykorzystaniem różnych rodzajów broni, mocno inspirowane serią Max Payne. Co ciekawe, bohater owej sagi powstał w oparciu m.in. o komiksy z Punisherem, więc mamy tu do czynienia z typowym dla popkultury recyklingiem motywów.

Strzelanie nie było jednak jedyną atrakcją w grze, ponieważ w wielu miejscach można było podkraść się do przeciwników, a następnie za pomocą jednego przycisku wykonać efektowną egzekucję. Innowacją stanowiły też sceny tortur, w trakcie których sterowany przez nas bohater używał często bardzo brutalnych sposobów, aby uzyskać niezbędne do kontynuowania śledztwa informacje. Sekwencje te wywołały ogromne kontrowersje. W wersji amerykańskiej zostały pokazane z czarno-białym filtrem, aby uniknąć klasyfikacji wiekowej wyższej niż M (Mature), bo ona zmusiłaby sprzedawców do sprzedawania Punishera jak pornogazetek – spod lady na specjalne życzenie klientów. Europejskie organizacje dbające o dobro dzieci poszły jeszcze dalej – aby gra pojawiła się w oficjalnej dystrybucji w Wielkiej Brytanii trzeba było oddalić kamerę w trakcie przesłuchań, a w Niemczech Punisher został umieszczony na liście produkcji potencjalnie szkodliwych dla młodych odbiorców. Nie przeszkodziło mu to jednak na szczęście w osiągnięciu przyzwoitych wyników sprzedażowych.

 

8. The Darkness II (PS3)

08 Kolejne miejsce w rankingu, kolejny komiksowy antybohater. Na początku obiecam, że później naprawdę pojawią się „ci dobrzy”, a teraz zajmijmy się przygodami Jackiego Estacado. Jackie właściwie nie jest do końca przesiąkniętym złem gościem, po prostu miał nieszczęście dorastać w złej dzielnicy, skumplować się ze złymi ludźmi i jeszcze na dodatek w dniu 21 urodzin stać się celem dla zabójców pracujących na zlecenie Pauliego „wujaszka” Franchettiego, bossa nowojorskiej mafii. Z opresji ratuje go Ciemność, której głos podkłada niesamowicie charyzmatyczny Mike Patton z Faith No More, tajemnicza nadprzyrodzona moc, która przez wieki towarzyszyła przodkom bohatera. W zamian za możliwość korzystania z usług potężnego sprzymierzeńca Jackie musi wpuścić go do swojego ciała, co zmienia także jego charakter na bardziej psychopatyczny.

Pierwsze The Darkness było solidną strzelaniną FPS, jednak to dwójka zasłużyła moim zdaniem na miejsce w rankingu. Dlaczego? Z dwóch powodów. Po pierwsze oprawa graficzna w przypadku kontynuacji bardziej pasuje do komiksowej genezy marki, a także jest zdecydowanie bardziej ponadczasowa, bo cell-shading starzeje się zdecydowanie wolniej od tradycyjnego 3D. Niedowiarkom polecam chociażby odpalenie gry The Legends of Zelda: Wind Waker na Nintendo GameCube, która mimo dekady na karku wciąż potrafi zachwycić swoim designem.

Po drugie The Darkness II wprowadziła innowacyjny system, w którym każdy z przycisków L i R odpowiadał za inną kończynę (dwie ręce Jackiego i dwie macki Ciemności wyrastające z jego placów), dzięki czemu można było walczyć na bardzo różne, kreatywne sposoby. Przykładowo – jedną macką dało się chwytać elementy otoczenia, aby służyły jako tarcza czy dodatkowa broń, a drugą wyrywać serca przerażonych przeciwników, jednocześnie strzelając z dwóch pistoletów lub z ciężkiego karabinu maszynowego. Umiejętności bohatera i jego macek dało się także w trakcie kampanii rozwijać, co tylko zwiększało przyjemność z eliminacji kolejnych fal wrogów. Szkoda tylko, że sama przygoda nie trwała zbyt długo, a zakończenie było bardzo otwarte, ponieważ developer liczył na wydanie dużego fabularnego DLC lub pełnoprawnej kontynuacji. Niestety, tak się nie stanie, bo The Darkness II sprzedało się zdecydowanie poniżej oczekiwań wydawcy.

7. Teenage Mutant Ninja Turtles (arcade, NES i później wiele różnych platform, ostatnio Xbox Live)

07 Wojownicze Żółwie Ninja były rzeczą kultową wśród dzieciaków dorastających na początku lat dziewięćdziesiątych, podobnie było z automatami do gier, znajdowanymi w czeluściach drewnianych, zadymionych bud szumnie nazywających się salonami gier. W małej miejscowości, w której wówczas mieszkałem takie przybytki pojawiały się jedynie od czasu do czasu, wraz z przybyciem wesołego miasteczka. Za każdym razem jednak wparowywałem do owej budki w poszukiwaniu automatu z Żółwiami, bo stanowił on dla mnie wówczas wzór idealnej gry automatowej – znani bohaterowie i ich charakterystyczne ciosy, możliwość zabawy we czterech, kreskówkowa grafika, płynna animacja, coraz silniejsi wojownicy klanu stopy jako przeciwnicy, a także Beebop, Rocksteady i demoniczny Shredder w roli końcowych bossów. Boję się policzyć ile kasy straciłem próbując ukończyć ten tytuł.

Wiele lat później dowiedziałem się, że grę wydało Konami w 1989 roku i była ona ogromnym sukcesem komercyjnym na całym świecie. Dokonano później, mniej lub bardziej udanych portów na ówczesne konsole stacjonarne i komputery, w tym PC i Amigę, ale żaden nie był w stanie pociągnąć wersji w pełni zgodnej z automatowym pierwowzorem. Ciekawostkę stanowi fakt, że TMNT było jedną z pierwszy gier zawierających opłacony przez zewnętrzną firmę product placement – na niektórych poziomach dało się zauważyć logo sieci Pizza Hut, a w pudełkach znajdowały się kupony na darmową pizzę. Trafny wybór, trzeba przyznać.

Niestety, na konsolach obecnej generacji nie da się zagrać w ten świetny tytuł. Pojawił się on na krótko na platformie Xbox Live, ale został, najprawdopodobniej z powodów prawnych, szybko zdjęty z oferty sklepu. W pewnym momencie ogłoszono też prace nad umieszczeniem go w usłudze Virtual Console na Wii, ale później po cichu się z tego wycofano. Od 2009 roku na PSN i XBL jest za to dostępny remake sequela (tak, wiem, że brzmi to koszmarnie) TMNT pod tytułem Teenage Mutant Ninja Turtles: Turtles in Time Re-Shelled, ale jest to niestety bardzo przeciętna i zabugowana gra.

 

6. Spider-Man (PSX)

06 Gier z człowiekiem-pająkiem na 3 generacjach konsol generujących grafikę 3D ukazało się multum, w ostatnich latach pojawiały się właściwie co 12 miesięcy. W opinii wielu, w tym mojej, najlepszą z nich była ta zatytułowana po prosty Spider-Man, która wyszła na przełomie mileniów jeszcze na PSXa. Z dzisiejszej perspektywy wygląda ona oczywiście beznadziejnie, ale wówczas grafika napędzana tym samym silnikiem co gry ze święcącej triumfy serii Tony Hawk’s Pro Skater robiła ogromne wrażenie. Do tego dochodziła płynna animacja ruchów głównego bohatera i jego wrogów. Tych ostatnich pojawiło się w kampanii całe mnóstwo, w tym tak znane twarze jak Venom, Lizard, Carnage czy Doctor Octopus.

Co prawda gra nie oferowała otwartego świata, ale w ramach kolejnych misji pojawiały się zarówno sekwencje w zamkniętych pomieszczeniach, jak i fragmenty, gdy ganialiśmy Spidey’em po dachach budynków albo huśtaliśmy się na linkach z pajęczej nici (przyklejających się bez problemu nawet do… nieba) między nimi. Do tego gra oferowała dobrze wyreżyserowane przerywniki na silniku gry i przyzwoity voice acting, a to ostatnie, jak pamiętają chociażby fani serii Resident Evil, nie stanowiło standardu w erze pierwszego PlayStation. Ciekawostkę stanowił też, odblokowywany za pomocą specjalnego kodu, tryb „What If?”, po odpaleniu którego świat gry oraz udźwiękowienie odrobinę się zmieniały, dzięki czemu zwiększała się motywacja do kolejnego przejścia kampanii.

5. Mortal Kombat vs DC Universe

05 MKvsDCU było ostatnią grą przygotowaną przez ekipę Midway Games. W roli developerów przystąpiła doświadczona w tworzeniu bijatyk ekipa pod dowództwem Eda Boona, jednego z dwóch twórców serii Mortal Kombat. MKvsDCU było odważną próbą połączenia brutalnego aż do przesady uniwersum smoczego turnieju z grzeczniejszym światem postaci z komiksów DC (Batmana, Supermana i innych). Historia opowiedziana w grze jest prosta – zależnie od wyboru strony konfliktu ta druga zostaje ukazana jako najeźdźcy obcego wymiaru.

Jednak nie w historii leży siła bijatyk (chociaż kolejne dzieło Boona i jego ludzi – reboot Mortal Kombat przeczy tej tezie), ale w mechanice. A ta była bardzo solidna. Po raz pierwszy zastosowano tutaj m.in. system, w którym każdy z geometrycznych przycisków na padzie odpowiadał jednej kończynie. Poza tym wprowadzono nowatorskie tryb, takie jak minigierka „Free-Fall Kombat”, odpalająca się gdy jedna z postaci rzuciła drugą na niższy poziom areny czy tryb furii, polegający na tym, że wraz ze zbieraniem razów i zadawaniem ciosów ładował się pasek, a po jego napełnieniu postać stawała się na kilka chwil silniejsza, a jej ataki były w stanie przebijać blok. Na ciałach wojowników były też widoczne obrażenia i krew.

W ciekawy sposób twórcy obeszli zasadę, że bohaterowie DC Universe nigdy nikogo nie zabijają – postaci z Mortal Kombat miały standardowe Fatality, natomiast postaci z komiksów dysponowały wykończeniem nazwanym „Heroic Brutality”, które upokarzało przeciwnika, ale pozostawiało go przy życiu. Wiele rozwiązań z MKvsDCU zostało później zastosowanych w doskonałym Mortal Kombat z 2011 roku.

 

4. X-Men Origins: Wolverine

04 Film, na motywach którego została oparta ta gra był zły. Może nawet bardzo zły. Ale jego egranizacja okazała się zaskakująco solidnym tytułem. Poza tym Wolverine sam w sobie jest na tyle świetną postacią, aby produkcji z jego udziałem wybaczyć pewne niedociągnięcia ;)

X-Men Origins jest produkcją w stylu God of War, bazującym na atakach lekkich, silnych, chwytach oraz susach, umożliwiających Rosomakowi skracanie dystansu do wrogów. Na szczęście nie jest to prostacka zrzynka, bo gra oferuje szereg możliwości wykorzystywania otoczenia do eliminacji przeciwników, a także w widowiskowy sposób ukazuje ich szatkowanie za pomocą metalowych pazurów. Wolverine potrafi też samemu w efektowny sposób leczyć odniesione rany. Dodatkową zaletę stanowi fakt, że scenariusz gry nie idzie wyłącznie śladem wydarzeń przedstawionych w filmie, ale uzupełnia je, dzięki czemu stają się one bardziej spójne i ciekawe. W pracach nad dubbingiem wzięli udział oryginalna obsada aktorska, na czele z ulubieńcem pań, Hugh Jackmanem.

Gra w wersji na PS3 i Xboxa 360 zebrała dobre recenzje, była często opisywana jako świetny przykład guilty pleasure – wytworu kultury, o którym wiemy, że nie prezentuje sobą nic nadzwyczajnego ani nowatorskiego, ale trudno nam się oderwać od jego konsumpcji.

3. Niesławny: inFamous 2 (PS3)

03 Okey, mam świadomość, że Cole MacGrath nie jest technicznie biorąc postacią rodem z komiksu, ale na pewno spełnia wszystkie kryteria bycia superbohaterem (albo antybohaterem, zależnie od wybranego przez was stylu gry) – był zwykłym człowiekiem, ale w wyniku działania zewnętrznej siły uzyskał szereg nadludzkich mocy, dodatkowo stracił bliskie osoby i jest zaangażowany w ratowanie świata. Brzmi znajomo? No właśnie.

Pierwsza część Infamous była solidną sandboxową grą akcji, ale jakością wykonania przegrywała z takimi tuzami gatunku TPP, jak Assassin’s Creed. Ekipa Sucker Punch przystąpiła więc do prac nad kontynuacją z myślą o doszlifowaniu właściwie wszystkie elementów. Co najlepsze – większość z tych zamierzeń została wykonana. Cole stał się głębszą, ciekawszą postacią. Wybory przed nim stawiane nie zawsze były już czarno-białe, pojawiły się odcienie szarości. Nowe miasto, New Marais, było bardziej zróżnicowane architektonicznie i demograficznie od Empire City. Fabuła, która akurat w poprzedniku stanowiła jeden z mocnych punktów, także była ciekawsza i bardziej zachęcała do zaliczania kolejnych misji.

W kontekście tego rankingu najważniejsze jest to, że Cole zyskał masę nowych zdolności. W dwójce jego ruchy były płynniejsze, a moce potężniejsze. Teraz był w stanie jeszcze szybciej się przemieszczać, eliminować szybciej większe grupy wrogów, a w starciach face-to-face korzystać m.in. z elektrycznej maczugi. Kierując poczynaniami rozwiniętego Cole’a można było poczuć się jak prawdziwy superheros!

 

2. Batman: Arkham Asylum (PS3)

02 Przyznaję się bez bicia – nie wierzyłem na początku w ten tytuł. Mojego zaufania nie wzbudzał przede wszystkim fakt, iż za developing B:AA odpowiadało studio Rocksteady, znane tylko z jednej, niezłej, ale niezbyt popularnej produkcji Urban Chaos: Riot Response. Dodatkowo jest to firma brytyjska, a więc istniały obawy, że nie „poczują” oni specyficznego klimatu przygód człowieka-nietoperza. Opublikowane na PSN demo także mnie nie porwało, chyba go nawet nie skończyłem.

Jakieś półtora roku po premierze kumpel z pracy przy lunchu zaczął się rozpływać nad zaletami B:AA i nad tym, jak bardzo nie może się doczekać nadchodzącej kontynuacji. Postanowiłem dać grze drugą szansę, nabyłem używkę i… zniknąłem z życia towarzyskiego na 3 długie wieczory. Nie wiem jak otumaniony musiałem być w trakcie ogrywania dema, ale ta sama sekwencja w pełnej grze mnie urzekła, od razu poczułem się zaangażowany opowiadaną historię. Także mechanika gry, oparta w sumie na 3 schematach – rytmicznej walce wręcz, sekwencjach skradankowo-gardulcowych oraz eksploracji (połączonej z rozwiązywaniem nieobowiązkowych zagadek i szukaniem innych znajdziek) okazała się niesamowicie uzależniająca.

O komiksach czy filmach z Batmanem zwykło się mówić, że są dobre wtedy, gdy wrogowie głównego bohatera są ciekawi. Podobnie było też tutaj – Bruce Wayne był taki sam jak zwykle, spokojny, ponury i zdeterminowany, aby zrealizować swój cel. Galeria przeciwników, na czele ze świetnie zagranym przez Marka Hamilla psychotycznym Jokerem, napędzała historię. Epizodyczne występy Poison Ivy czy Killer Croca stanowiły świetne urozmaicenie i jednocześnie łamały opisany powyżej schemat powtarzających się 3 rodzajów sekwencji. Zakończenie było satysfakcjonujące, ale oczywiście zostawiało furtkę dla sequela, który po 2 latach nastąpił…

1. Batman: Arkham City (PS3)

01 … i mało kto chyba nie spodziewał się go na pierwszym miejscu tej listy. Arkham City zawierało w sobie wszystkie zalety pierwowzoru, ale stanowiły perfekcyjny przykład realizacji maksymy Cliffa Bleszinskiego „bigger, better & more badass”. Przede wszystkim środowisko gry było tym razem większe – zamiast wysepki z zakładem dla psychicznie chorych Arkham Asylum oddano nam do eksploracji całą dzielnicę Gotham, wydzieloną na potrzeby nowo stworzonej strefy więziennej.

Podobnie miała się sprawa z przeciwnikami. Tym razem autorzy dysponowali większym budżetem na voice acting, więc mogli sobie pozwolić na większą liczbę charyzmatycznych postaci. Dlatego w grze spotykamy m.in. Hugo Strange’a, Dwie Twarze, Pingwina czy Clayface’a. Powraca także Mark Hamill, ponownie świetnie odgrywając rolę Jokera. Moim zdaniem tylko świętej pamięci Heath Ledger umiał odgrywać tę postać jeszcze odrobinę lepiej, ale jego Joker był bardziej ludzki, a Hamillowy zdecydowanie komiksowy, więc może lepiej nie wchodzić w takie porównania i obu panom oddać należny szacunek?

Mechanika gry nie została co prawda w istotny sposób zmieniona w przypadku samego Batmana (jeśli nie liczyć kilku nowych animacji czy gadżetów przydatnych w trakcie walki), dostaliśmy za to nową postać grywalną w głównej kampanii – Catwoman. W jej przypadku oczywiście styl rozgrywki był inny, trzeba było jeszcze bardziej stawiać na pozostawaniu w ukryciu, uniki i pułapki. Stanowiło to bardzo fajne urozmaicenie, szkoda tylko że epizody z jej udziałem stanowiły tak nikły ułamek całej kampanii. No i uruchomienie ich wymagało aktywowania kodu DLC, co oznaczało, że w przypadku ogrywania używki trzeba było wydać dodatkowe pieniądze, aby cieszyć się małym rendez-vous z kobietą-kotem. A warto było te kocie ruchy zobaczyć w akcji, mniam…

misiek_86 Strona autora
cropper