Sicario 2: Soldado – recenzja filmu. Ze śmiercią im do twarzy

Sicario 2: Soldado – recenzja filmu. Ze śmiercią im do twarzy

Jędrzej Dudkiewicz | 23.07.2018, 16:02

Są filmy, których kontynuacji nie powinno się kręcić: po prostu nie ma to sensu. Jednym z nich jest fantastyczne Sicario Denisa Villeneuve’a.

Wiadomo jednak, że łatwiej stworzyć sequel niż coś nowego. W ten sposób powstało Sicario 2: Soldado i chociaż scenarzysta jest ten sam, to jednak za kamerą stanął Stefano Sollima. Wstydu nie przyniósł, ale trudno uznać produkcję w jego reżyserii za coś więcej niż sprawną rzemieślniczą robotę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Znów interesujemy się Meksykiem, a dokładniej jego północną granicą. Jak się okazuje, kartele zarabiają nie tylko na narkotykach, ale też przerzucaniu do USA ludzi. A ci mogą mieć wszak bardzo złe zamiary. Kiedy w lokalnym supermarkecie w powietrze wysadza się czwórka zamachowców, kartele zostają wciągnięte na listę organizacji terrorystycznych. Dla znanych z pierwszej części Matta i Alejandro oznacza to znacznie większe możliwości w walce z przestępcami.

Jak łatwo się domyślić, rozprawianie się z nimi nie będzie należeć do przyjemnych. Matt dostaje wolną rękę, bo jak sam mówi, jeśli jego mocodawcy chcą efektów, będzie musiał się trochę ubrudzić. Nie wygląda na to, by miał z tym jakiekolwiek problemy. W Afryce, gdzie jak przyznaje może wszystko, z uśmiechem na ustach wydaje rozkaz bombardowania domu jednego z piratów napadających na statki. Na granicy USA-Meksyk niewiele się zmienia. Gdy w pewnym momencie ktoś dziwi się, dlaczego Matt ma tak duże możliwości, odpowiada ze spokojem „I’m special”. Sicario 2: Soldado niby więc krytykuje działalność Ameryki, która jako światowy żandarm uważa, że nie obowiązują jej żadne zasady. Z drugiej strony ogólna wymowa filmu, zwłaszcza w kontekście tego, co o sąsiadach z południa opowiada Donald Trump jest dość kontrowersyjna. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do pierwowzoru, nie ma tu żadnego kontrapunktu dla działań bohaterów. W Sicario przeciwwagę stanowiła, grana przez Emily Blunt, Kate Macer, agentka FBI, której bliskie były chociażby ideały praw człowieka. W dwójce tego zabrakło.

Może też jest to jeden z powodów, dla których Soldado jest filmem przynajmniej o klasę gorszym od części pierwszej. Wynika to też z pewnością z tego, że Sollima jest znacznie mniej utalentowanym reżyserem od Villeneuve’a. Próbuje się tu odtworzyć niesamowitą, duszną atmosferę oryginału, w którym wszystko było brudne, odpychające i przygnębiające. Zdjęciom nie można nic zarzucić, muzyka uderza w identyczne tony, a jednak klimat Sicario gdzieś uleciał. Podobnie jest z napięciem: pierwsza część trzymała za gardło tak, że momentami trudno to było wytrzymać. Dwójka jest pod tym względem co najwyżej letnia. I nawet starania, by odtworzyć jedną z najlepszych scen pierwowzoru, czyli wjazd konwoju na terytorium wroga spełzają na niczym.

Nie zrozumcie mnie źle, Sicario 2: Soldado, chociaż tyle narzekam, to wciąż naprawdę porządny film akcji. Bohaterowie są ciekawi i świetnie zagrani (zwłaszcza Josh Brolin cieszy się bardzo dobrym okresem w swojej karierze), jest tu kilka pierwszorzędnie nakręconych scen, kilka nieprzewidywalnych rozwiązań fabularnych i całe wiadro brutalności. Ogląda się więc całość dobrze, ale jednak trudno wyrzucić z głowy wspomnienia po znacznie lepszej części pierwszej.

Atuty

  • Bardzo dobre aktorstwo
  • Dużo brutalności
  • Kilka świetnych scen

Wady

  • Bardzo mało napięcia
  • Brak klimatu, dusznej atmosfery oryginału
  • Dość kontrowersyjna wymowa całości

Pierwsze Sicario było po wieloma względami filmem wybitnym. Kontynuacja jest już tylko porządnym filmem akcji.

7,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper