Ania, nie Anna sezon 2 - recenzja serialu. Wciąż jedna z najlepszych adaptacji literatury

Ania, nie Anna sezon 2 - recenzja serialu. Wciąż jedna z najlepszych adaptacji literatury

Roger Żochowski | 19.07.2018, 11:08

Pierwszy sezon Ania, nie Anna zauroczył mnie podejściem do materiału źródłowego, z którego produkcja czerpała garściami uwspółcześniając jednocześnie formulę. Drugi również ogląda się z wypiekami na twarzy, choć widać, że autorzy trochę przesadzili z poprawnością polityczną. 

Ania z Zielonego Wzgórza to jedna z moich ulubionych książek z dzieciństwa, ale i jedna z tych lektur, których czytanie streszczenia w brykach uchodzi w moich oczach za kryminał. Pierwszy sezon przygód Ani to jedna z najlepszych adaptacji książek jakie oglądałem i choć nad drugim wisiało przez chwilę widmo skasowania, Netflix stanął na wysokości zadania. Po raz kolejny pierwsze skrzypce gra oczywiście tytułowa Ania sportretowana przez Amybeth McNulty. Jestem godzien podziwu jak ta filigranowa dziewczyna poradziła sobie z rolą. Dla mnie jest to po prostu oscarowa kreacja. Ruda i piegowata smarkula jest ekspresyjna, histeryczna, zadufana w sobie, egocentryczna, naiwna, czasami wręcz irytująca, ale kiedy trzeba wykazuje się też mądrością i sprytem. Aktorka doskonale radzi sobie z ukazaniem życia dorastającej dziewczynki z ciężką przeszłością, która poznaje świat i zalety rodzinnego życia.

Dalsza część tekstu pod wideo

W drugim sezonie często wracamy zresztą do mrocznych wspomnień Ani, które momentami wprowadzają wręcz gotycką atmosferę. Więcej czasu antenowego dostają też Mateusz i Maryla, czyli starsze rodzeństwo opiekujące się Anią. Ich postacie są lepiej rozwinięte niż w książce, dzięki czemu możemy się z nimi lepiej zżyć. Pierwsza część drugiego sezonu zahacza momentami nawet o lekki kryminał, bowiem w domu Ani zamieszkuje dwóch szemranych lokatorów, którzy mają niecne plany i są bardzo niebezpieczni, choć oczywiście udają kogoś zupełnie innego. Wątek ten doskonale miesza życie codzienne Ani z czającą się gdzieś za rogiem katastrofą dla całego miasta. Równolegle obserwujemy wątek Gilberta, rówieśnika Ani, z którą wiążą go wyjątkowe relacje. Chłopak rusza w świat chcąc odnaleźć powołanie i cel w życiu, choć jego historia jest tylko tłem dla życia kanadyjskiego miasteczka, które zawsze znajduje się na pierwszym planie.

Odnoszę jednak wrażenie, że bardzo ciepłe przyjęcie pierwszego sezonu zachęciło twórców do jeszcze mocniejszego oddalenia się od książkowego pierwowzoru. Jasne, w scenariuszu wciąż przewijają się kluczowe wydarzenia znane z noweli Lucy Maud Montgomery, ale autorzy interpretują wiele rzeczy na swój sposób a nawet wprowadzają nowe, nieobecne w książce postacie. Choćby czarnoskórego Sebastiana (Dalmar Abuzeid), którego Gilbert poznaje podróżując po świecie i ściągając następnie do Zielonego Wzgórza. To z kolei służy temu, by twórcy mogli pokazać nierówności społeczne i to z jaką pogarną traktowano wówczas czarnoskórych zmuszanych do najgorszych prac. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby ten wątek nie pędził tak szybko i nie był uproszczony, wręcz momentami naiwny. Wzbudzający sporą sympatię bohater nie ma tak naprawdę czasu by się rozwinąć. Jeśli chodziło tylko o to, by wcisnąć tu komentarz polityczny - to było to niepotrzebne. Może na lepsze i bardziej głębsze ukazanie sytuacji czarnoskórych byłoby więcej czasu, gdyby autorzy nie chcieli dorzucać na pierwszy plan kolejnych wątków, tym razem związanych z homoseksualną postacią Cole'a (Cory Grüter-Andrew). Już w pierwszym sezonie nie brakowało dwóch postaci o innej orientacji, ale ukazano je w subtelny sposób znakomicie spajając z resztą opowieści. Teraz dodano trzecią postać i wsunięto ją niemalże na pierwszy plan. Postać mocno irytującą, niby z duszą artysty, ale myślącą bardziej o sobie niż pomocy na gospodarstwie ciężko pracującej rodzinie. Jeśli to miało promować homoseksualizm, to mnie ten wątek zupełnie nie przekonał. Z tego względu w drugiej części serialu po prostu za dużo się dzieje, a mnogość wątków przekłada ilość nad jakość.

Oczywiście opowieść o Ani ma też mocno feministyczne przesłanie, ale akurat tutaj wszystko jest od początku do końca dobrze przemyślane. I nie chodzi tutaj nawet o walczącą z uprzedzeniami Anię, ale również postać pewnej kobiety w spodniach (świetna Joanna Douglas), która wprowadza do miasta ogromne zamieszanie i pokazuje, że kobiety wcale nie są gorsze od mężczyzn. Ukazanie jak wali się konserwatywny mur zbudowany przez niektórych członków społeczności Avonlea ogląda się naprawdę znakomicie. Słowa ciotki Józefiny mówiącej, że najważniejsze jest to, by kobieta czuła się spełniona, mają przełożenie na kilka wątków pokazujących, iż małżeństwo bez miłości to żadne małżeństwo, zmuszanie dziewczynek do wyrzeczenia się młodzieńczych lat dla bycia damą do niczego dobrego nie prowadzi, a oddanie kobietom głosu w ważnych sprawach może wyjść miastu na dobre. To wszystko działa tak dobrze również dzięki świetnej grze aktorskiej zarówno dzieci jak i doświadczonych aktorów. Show kradnie momentami przeurocza ale i złośliwa Minnie May, która za nic ma sobie etykietę i wychowanie w dobrym domu strzelając regularnie fochy i robiąc dorosłym na złość.

Wszystkie 10 odcinków ogląda się za jednym podejściem, na co wpływ ma też znakomita realizacja. Jedno to dopracowana w najdrobniejszych szczegółach scenografia perfekcyjnie oddająca klimat ówczesnych czasów, drugie - przepiękne jesienno-zimowe krajobrazy, w których można się zakochać. Serial pokazuje często proste, sielskie życie oraz codzienne obowiązki jak gotowanie, sprzątanie czy polowanie na lisa, ale tutaj każda, nawet najprostsza czynność jest przefiltrowana przez wyobraźnię Ani urastając do miana przygody życia. Mimo iż w drugim sezonie nie wszystko zagrało tak jak trzeba, wciąż uważam, że to jedna z najlepszych adaptacji książek, a sam serial potrafi zarówno wzruszyć jak i rozśmieszyć do łez.

To doskonała odskocznia od wszystkich brutalnych i napędzanych akcją produkcji. I dobra okazja by po ciężkim dniu pracy odprężyć się. Serial jest lekki, przyjemny i doskonały w odbiorze zarówno w przypadku młodszych jak i starszych widzów. Wprawdzie pierwszy sezon zostawił mnie z większym apetytem na drugi, niż drugi na trzeci, ale atmosfera pierwowzoru udziela się nam przez wszystkie 10 odcinków. To po prostu satysfakcjonująca przygoda opowiadająca oczami 14-latki o dorastaniu, nawiązywaniu przyjaźni, pierwszych miłosnych rozterkach i okresie poznawania samego siebie. Jeśli wciąż macie w sobie coś z dziecka – polecam.   

Atuty

  • Ania to rewelacyjnie wykreowana postać
  • Przepiękne krajobrazy i zdjęcia
  • Serial potrafi zarówno wzruszyć jak i rozśmieszyć
  • Rozwój postaci
  • Scenografia pozwala wsiąknąć w klimat miasteczka z początków XX wieku

Wady

  • Nagromadzenie wątków w drugiej części serialu
  • Niepotrzebny komentarz "polityczny"
  • Pierwszy sezon generował większe emocje

Jedna z najlepszych adaptacji literatury, którą ogląda się z ogromnym zainteresowaniem, choć nie jest tak zaskakująca jak sezon pierwszy.

7,5
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper