Temat Tygodnia - PUBG idzie na wojnę z Fortnite. Prawdziwe Battle Royale!

Temat Tygodnia - PUBG idzie na wojnę z Fortnite. Prawdziwe Battle Royale!

Rozbo | 02.06.2018, 21:25

Bierzcie popcorn, usiądźcie wygodnie na kanapie i obstawcie, kto wygra, a kto przegra. Może to nie będą emocje na miarę Mundialu, ale szykuje się właśnie jedna z najciekawszych sądowych batalii w historii naszej branży. 

O tym, że PUBG Corporation rozważa podjęcie kroków prawnych względem twórców Fortnite, wiemy od dawna. Firma długo się nad tym zastanawiała, wreszcie jednak ruszyła na wojnę.

Dalsza część tekstu pod wideo

Więcej na ten temat w:

PUBG vs Fortnite. PUBG Corp wytacza proces sądowy o plagiat

Oczywiście czas pozwu nie jest przypadkowy. Fortnite w swoim szalonym pędzie popularności nie zwalnia nawet na ułamek sekundy, tymczasem PlayerUnknown's Battlegrounds od stycznia tego roku zaliczył spadek aktywnych graczy na Steam aż o ponad 50 %! Na początku 2018 było to jeszcze 3,2 mln osób, obecnie jest ok. 1,5 mln. W ślad za spadkiem zainteresowania idzie spadek pozytywnych ocen na platformie Valve, ponieważ PUBG nadal - pomimo postępów - zmaga się z problemami technicznymi, których nie znajdziecie u konkurencji. Jak widać, choć ponad półtora miliona graczy to nadal imponujący wynik, to mimo wszystko dzieło Brandana Greene'a jest w odwrocie. Tymczasem szefowie Epic Games urządzają sobie zapewne kąpiele w basenach wypełnionych banknotami...

W świetle tych faktów PUBG Corporation postanowiło zawalczyć o swoje, ale nie na polach bitwy gry (uderzając lepszym kontentem oraz aktualizacjami i poprawkami), ale na sali sądowej.

Historia konfliktu

Żeby zrozumieć, co tu się właściwie wydarzyło, wypadałoby pokrótce prześledzić historię obu konkurujących ze sobą tytułów. Wszystko zaczęło się od moda do Army 2, który w 2013 roku stworzony został przez gracza o ksywce PlayerUnknown, czyli właśnie Greene'a. Inspirował się japońskim filmem (inspirowanym z kolei powieścią) "Battle Royale", gdzie grupka nastolatków z japońskiego ogólniaka zostaje porwana i umieszczona na wyspie z zadaniem przetrwania. Problem w tym, że przeżyć może tylko jedna osoba, więc nastolatkowie zaczynają się wyżynać nawzajem przy użyciu wszelkich dostępnych na wyspie narzędzi i broni. To był dla Greene'a punkt wyjścia do przygotowania mechaniki gry.

Mod cieszył się ogromną popularnością, a PlayerUnknown na przestrzeni lat przygotował jeszcze kilka tego typu trybów, m.in. dla DayZ i Army 3. Pracował też jako konsultant przy H1Z1. W międzyczasie południowokoreańskie Bluehole specjalizujące się w grach MMO zainteresowało się pomysłem Greene'a i zaproponowało mu w 2017 roku pracę. W efekcie tej współpracy narodził się PlayerUnknown's Battlegrounds, który jeszcze pod koniec 2017 roku był w fazie early access, będąc jednocześnie pierwszą niedokończoną grą, która otrzymała nominację na The Game Awards. Nic zresztą dziwnego, bowiem popularność PUBG-a w zeszłym roku była oszałamiająca.

Epic szybko dostrzegł potencjał battle royale i podjął decyzję, że zrobi osobny tryb do Fortnite oparty na tej koncepcji. Reszta potoczyła się błyskawicznie.

W tym samym czasie Epic Games, twórca silnika Unreal, na którym hulał zresztą PUBG, borykało się z problemami swoich gier. Paragon (ich własna wersja MOBA) miała być wielkim projektem, podczas gdy równocześnie przygotowywano kolorową giereczkę Fortnite, która była kooperacyjnym surwiwalem opartym na odpieraniu hord. Zespół z Epic szybko dostrzegł jednak potencjał battle royale w grze Greene'a. Szefowie firmy podjęli decyzję, że zrobią do Fortnite'a osobny tryb oparty na tej koncepcji. Reszta potoczyła się błyskawicznie - zespół developerski zaledwie w ciągu 2 miesięcy przygotował całą mechanikę i w ostatniej chwili szefostwo zdecydowało aby wypuścić Fortnite: Battle Royale jako osobną grę free-to-play, a nie dodatek do głównej gry (teraz z podtytułem Save the World). To była krytyczna decyzja, która wpłynęła na przyszłość tego projektu.

Fortnite ubiegł PUBG-a na konsolach (wersja gry Greene'a na XOne trafiła dopiero w grudniu 2017 i to z niemałymi problemami technicznymi, nie mówiąc już o tym, że wciąż oficjalnie ukończona jest na razie tylko na pecetach). Gra Epic przyjmowana była na początku z lekceważeniem i zdziwieniem, jednak na początku 2018 roku jej popularność dosłownie wystrzeliła w kosmos. 

Była bardziej przystępna dla casuali niż konkurent, lepiej zoptymalizowana, stale aktualizowana i wzbogacana o nową zawartość, poza tym docierała przez więcej platform do odbriorców. No i była całkowicie darmowa, a zarabiała na mikrotransakcjach. Z czasem stała się prawdziwym fenomenem Twitcha i grą, w którąś grano wszędzie i na wszystkim (również smartfonach). PUBG Corporation - spółka podległa Bluehole - starało się już teraz nie tyle utrzymać w pozycji lidera, co gonić za uciekającym w zastraszającym tempie faworycie. Włodarze firmy, rozżaleni całą sytuacją, już od miesięcy rozważali podjęcie kroków prawnych, zarzucając Epic plagiat. Pikanterii całej sprawie dodaje przecież fakt, że Epic, z racji dostarczenia technologii Unreal, dość blisko współpracował z Bluehole nad PUBG-iem. Potencjalnie więc mógł skopiować całe gotowe rozwiązania koncepcyjne i technologiczne z tej gry.

W tym tygodniu dowiedzieliśmy się, że przedstawiciele PUBG Corporation złożyli pozew przeciwko Epic Games. Zostało to zrobione już jakiś  czas temu, jednak dopiero teraz, za pośrednictwem "Korea Times", sprawa została upubliczniona.

Kto może wygrać?

Pytanie w tym wszystkim jest oczywiste - kto może wygrać tę batalię? Odpowiedź nie jest prosta, dopóki nie poznamy treści pozwu oraz konkretnych materiałów dowodowych złożonych przez twórców PlayerUnknown's Battlegrounds. Trudno powiedzieć, co i jak chcą przez to osiągnąć, bowiem nie można mieć praw autorskich do trybu gry albo całego gatunku. W przeciwnym wypadku nie powstałby żaden naśladowca Dooma czy Diablo. Zresztą - mówiąc szczerze - Brendan Greene, mimo iż swoim pomysłem ustanowił pewien trend, nie był pierwszym, który wcielił w życie pomysł na battle royale w grach wideo. Na niespełna rok przed jego modem do Army 2 zrobiono to w Minecrafcie.

PUBG Corp musiałoby udowodnić w sądzie, że Epic skopiował konkretne assety ich gry, co - patrząc już na pierwszy rzut oka na obie gry - wydaje się bardzo mało prawdopodobne. Punktem zaczepienia mógłby tu być używany przez obie gry Unreal Engine 4, ale to amerykańska firma jest właścicielem silnika i to ona udziela licencji Koreańczykom. Jeśli już, to oni właśnie korzystają z assetów udostępnionych przez Epic na Unreal store. Owszem, twórcy Fortnite bezczelnie wybili się na ich sukcesie. Owszem, jest to wredne i moralnie wątpliwe, ale to nie jest podstawa do pozwu. Prawo wydaje się stać po stronie amerykanów.

Owszem, twórcy Fortnite bezczelnie wybili się na sukcesie PUBG-a. Owszem, jest to wredne i moralnie wątpliwe, ale to nie jest podstawa do pozwu.

Co więcej, cała ta sytuacja może się obrócić przeciwko PUBG Corp. Kiedyś już odbyła się jedna słynna batalia sądowa przeciwko Epic. Silicon Knights, które latami i w bólach tworzyło niesławne Too Human na silniku Unreal, złożyło pozew przeciwko właścicielom tej technologii, zarzucając im dostarczenie wadliwego produktu i utrudnianie ukończenia gry. Kanadyjczycy, sfrustrowani porażką ich gry oraz przeciągającym się procesem produkcyjnym, próbowali swoje niepowodzenia zrzucić na karb Epic. Efekt? Przegrana w sądzie i odebranie praw do silnika graficznego, w wyniku którego zakazano sprzedaży gry, usunięcia jej ze sklepów cyfrowych oraz nakazano zniszczenie wszystkich fizycznych kopii Too Human będących jeszcze w posiadaniu firmy. W wyniku tych wydarzeń studio Silicon Knights poszło na dno.

Okoliczności pozwu PUBG Corp są oczywiście zgoła odmienne, chociaż wciąż używają oni UE 4 jedynie na zasadzie udzielonej przez Epic licencji. Niewykluczone, że dla Koreańczyków może się to skończyć podobnym końcem, jakiego doświadczyli Kanadyjczycy. Tak czy inaczej, wygląda na to, że prawdziwe battle royale odbędzie się właśnie na sali sądowej i wyjdzie z niej bez szwanku tylko jeden z zawodników...

cropper