Temat Tygodnia - Battlefield 5. Czy tego oczekiwaliśmy?

Temat Tygodnia - Battlefield 5. Czy tego oczekiwaliśmy?

Rozbo | 26.05.2018, 20:15

Suchar tygodnia: Co robią Adam Jensen, Michael Bay i William Wallace w jednym pomieszczeniu? Trailer nowego Battlefielda. He, he... he... heh...

 

Dalsza część tekstu pod wideo

Dobra, musiałem, po prostu musiałem na wstępie powiedzieć coś tak drętwego, jak drętwo czułem się po obejrzeniu trailera nowego Battlefielda, będącego też pierwszą oficjalną prezentacją gry DICE. Był po prostu niczym najgorszy fragment dowolnego filmu Michaela Baya, połączony z całkowicie przekłamanym obrazem historii (ta dziwna, sztuczna ręka bohaterki trailera) oraz klimatem rodem z Overwatcha, a nie poważnej gry wojennej.

Więcej na ten temat w:

Battlefield V na zajawce. Fragment zwiastuna rozbudza oczekiwania i potwierdza umiejscowienie akcji!

Battlefield V. Data premiery, kampania, kooperacja, Wielkie Operacje, bez Przepustki Premium, beta

Battlefield V z GeForce GTX jako oficjalną platformą na PC. Znamy wymagania sprzętowe

Battlefield V z dwoma typami walut. Niektóre rzeczy kupimy za prawdziwą gotówkę

Na szczęście to tylko bardzo, ale to bardzo niefortunny trailer (zwłaszcza w porównaniu do genialnego wręcz filmiku promującego Battlefield 1), który całkowicie pomija kilka interesujących konkretów dotyczących nowej odsłony znanej serii DICE. Wypada więc teraz ostudzić emocje i na chłodno spróbować odpowiedzieć (na podstawie opublikowanych informacji) na pytanie: czy kierunek, w jakim idzie Battlefield 5, jest kierunkiem, jakiego chcemy?

Battlefieldwatch

Zacznijmy od tego, jaki obraz nowego Battlefielda wyłonił się z trailera - i tu trzeba podkreślić - trailera, nie jak dotychczas prezentującego zmagania w kampanii, tylko wizualizującego wycinek trybu Podboju. Oto rysuje nam się radosne multi przystosowane do współczesnych standardów, tzn. czerpiące z najlepszych (?) rozwiązań zaimplementowanych w takich grach jak Overwatch czy Call of Duty. 

Seria BF od zawsze była przede wszystkim grą wideo, pięknie ozdobioną fikcją, ale jednak trzymającą się mniej lub bardziej pewnej wojennej konwencji

Realizm wojenny i wczuwa schodzą na dalszy plan, ustępując nieograniczonej zabawie z personalizacji naszego wojaka. DICE zapatrzyło się w możliwości, jakie w multi oferowane były w Call of Duty: WWII i postanowiło zrobić swoją własną rewię mody. Dostosujemy więc wygląd, rasę i płeć oraz elementy stroju awatara. No i będą emotki, albo coś w tym stylu. No bo czemu nie, wszak w trakcie II wojny światowej żołnierze często tak robili....

Zresztą w grze ma znaleźć się aż 5 niezależnych systemów rozwoju: wyglądu oraz umiejętności postaci, broni, pojazdów a także postęp sezonowy, resetowany po jego zakończeniu. Fajnie - różnorodność zawsze w cenie, zaś systemy rozwoju zawsze przedłużają żywotność rozgrywki, zresztą BF-om nie jest to obce. Tyle tylko, że  dodanie systemu kustomizacji wizualnej to po prostu kolejna furtka EA do świata mikrotransakcji (już zapowiedziano dwie waluty w grze, w tym jedną do kupienia za realną gotówkę).

Z trailera wyłania się więc obraz produktu mającego coraz mniej wspólnego z ogólną ideą Battlefielda. Wiadomo, seria DICE od zawsze była przede wszystkim grą wideo, pięknie ozdobioną fikcją, ale jednak trzymającą się mniej lub bardziej pewnej wojennej konwencji. To też była część DNA tej gry. Tym razem - przynajmniej na razie - tego nie widać...

Naturalnie lepsze

Nieco inaczej jawią się doświadczenia tych szczęśliwców, którym udało się wziąć udział w pokazie za zamkniętymi drzwiami. Przede wszystkim w formule rozgrywki zaszło kilka bardzo istotnych zmian, m.in. zupełnie nowe animacje i nowa fizyka interakcji z otoczeniem (np. nie zatrzymamy się i nie staniemy jak słup soli, wbiegając na jakiś obiekt), nowy rodzaj "wielokierunkowego" padania na glebę. W kwestii samego leżenia, też będzie się można obracać z brzucha, na plecy, co jest bardziej naturalne niż typowy obrót o 180 stopni leżącej postaci. Podnoszenie przedmiotów będzie wymagało konkretnej interakcji, a nie tylko np. przebiegnięcia nad torbą z amunicją. Sama destrukcja otoczenia nie będzie polegała na skrypcie, tylko będzie uzależniona od kierunku i rodzaju siły, który ją spowoduje. Widać, że DICE coraz mocniej stawia w tym względzie nie tyle na realizm świata gry, co na jego naturalność.

Zmiany rzecz jasna idą dalej, jak choćby autoleczenie tylko do pewnego poziomu czy nowe animacje reanimacji kumpli wymagające generalnie dłuższej interakcji z powalonym towarzyszem. No i dochodzi do tego możliwość budowania konstrukcji oraz fortyfikacji, ale tylko w wybranych miejscach na mapie. 

Do BF5 zawitają sezony (niczym w Destiny czy Overwatchu) a także tryb kooperacyjny Combined Arms dla maksymalnie czterech graczy z losowo generowanymi zadaniami, który ma być dodatkowym urozmaiceniem obok skonstruowanej na tej samej zasadzie co w BF1 zabawy singlowej. A to i tak wycinek zmian i nowości dostępnej w "piątce".

Excelowa kalkulacja

Co jest więc nie tak? Podsumujmy - mamy wyjątkowo beznadziejny trailer będący jakby laurką na współczesne trendy oraz masę zmian i patentów ulepszających rozgrywkę i czyniących ją bardziej naturalną. Jeszcze o jednej bardzo ważnej rzeczy należy przypomnieć, w kontekście niesławnej praktyki dzielenia społeczności graczy kolejnymi dodatkami w BF1. Nie będzie tym razem przepustki premium, zaś wszyscy gracze będą mieli dostęp do tych samych map i trybów. 

I pięknie, tylko czemu wciąż czuję niesmak? Może dlatego, że wszelkie te zmiany, w zestawieniu zresztą z trailerem, który coś mówi o podejściu producentów do klienta, zdają się być idealnie wycyzelowaną kalkulacją w skoroszycie Excela. Bombastyczny, kolorowy trailer? Chęć trafienia do odbiorców gier takich jak Overwatch czy Fortnite. Rozbudowana kustomizacja wizualna postaci? Udało się w CoD: WWII. Brak Premium Passa? Wynik gwałtownej utraty popularności BF 1 oraz pośrednio krytyka związana z lootboxami w Star Wars: Battlefront 2.

Wszystkie te zmiany zdają się być idealnie wycyzelowaną kalkulacją w skoroszycie Excela

Niestety, choć być może Battlefield 5 będzie fajną grą, to ja w tym wszystkim co zobaczyłem i o czym przeczytałem nie czuję już ducha serii. Wydaje się, jakby DICE oraz EA desperacko czepiało się współczesnych trendów, nie starając się (jak niegdyś) ustanawiać serią Battlefield własnych. Nie jest to jednak zarzut, tylko smutna konstatacja na temat obecnego rynku, bo przecież Treyarch oraz Activision w Black Ops 4 idą tą samą drogą, podążając ślepo za trendami, w tym przypadku ustanowionymi przez PUBG i Fortnite (tryb Blackout, czyli lokalna odmiana battle royale).

Zastanawiam się, co Wy sądzicie na ten temat? Czy o takiego Battlefielda nic nie robiliśmy? Czy czekając z wypiekami na twarzy na powrót serii do realiów II wojny światowej byliśmy przygotowani na coś takiego? Może jednak to właściwa droga obrana przez DICE? Dajcie znać w komentarzach.

cropper