Hyde Park. Najlepsze DLC/Rozszerzenie, w jakie grałeś

Hyde Park. Najlepsze DLC/Rozszerzenie, w jakie grałeś

Rozbo | 21.04.2018, 09:00

Nauczyliśmy się nie lubić DLC, dodatków, płatnych rozszerzeń, nowych mapek i innych badziewi, które wciskają nam developerzy. Ale nie każdy dodatek to zło. Wręcz przeciwnie! Są takie, które wzbogacają grę i dają jej drugie tchnienie, a nam - więcej zabawy. Pytanie więc, jakie DLC było lub jest dla Was najlepsze? Dajcie znać w komentarzach, a my życzymy Wam udanego weekendu!

Rozbo: Są takie momenty w życiu, że zaczynasz się poświęcać pewnym rzeczom do tego stopnia, że zapominasz o tym, iż wokół Ciebie istnieje życie. Ja tak miałem ostatnio, pracując przy naszym magazynie oraz portalu. Choć za największego pracusia w firmie uważa się Pereza (i naprawdę ciężko mu pod tym względem dorównać), to jednak właśnie zdałem sobie sprawę, że chyba ja też powoli zaczynam przesadzać. Nie byłoby wprawdzie w tym nic złego - wszak w mediach trochę tak jest, że nie pracuje się od 8 do 16, tylko wtedy, kiedy trzeba. Śledzenie newsów z innej strefy czasowej, zza oceanu, pisanie tekstów nawet w weekendy, kontakt z czytelnikami, konferencje prasowe po godzinach pracy i kilkudniowe wyjazdy -  to norma w tym zawodzie. Problem pojawia się w momencie, w którym mamy rodzinę. Bardzo łatwo ją w ten sposób skrzywdzić. Ja właśnie doświadczam tego na własnej skórze. Wniosek? Czasem czas po prostu zluzować. Zamierzam więc się do tego dostosować :-)

Dalsza część tekstu pod wideo

Poza tym znów zepsuło mi się auto. Nie miałem czasu w tym tygodniu podjechać do mechanika, więc do redakcji zasuwam autobusem i... nie żałuję! Piękna pogoda, trochę spacerku, no i czas na przeczytanie wszystkiego na PPE w trakcie jazdy komunikacją miejską. Żyć, nie umierać :-)

Pytanie tygodnia: Dla mnie zdecydowanie wszystkie DLC do pierwszej części Destiny, szczególnie The Taken King. Tchnął zupełnie nowe życie w produkcję Bungie. To nie była po prostu porcja "więcej tego samego", tylko bardzo przemyślanie rozszerzenie, które wzbogaciło w niesamowity sposób całą grę. No i w zasadzie każdy dodatek do trylogii Mass Effect. Chłonąłem jak gąbka!


mashi1986: Wymiana telefonu na nowszy model zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem. A to nie przenoszą się wszystkie kontakty z książki telefonicznej, a to zaplanowane spotkania w terminarzu nagle zostają "wyłączone", lub - o zgrozo - na nowo trzeba ustawiać budzik :) Musimy przepisywać tonę haseł - nie tylko do telefonu, ale także całej masy aplikacji (jeśli ich używamy) i "kustomizować" menu pod siebie. Ogólnie - cały dzień z głowy... To tyle jeśli chodzi o Androida :P Na całe szczęście Apple opanowało sztukę wymiany telefonu na nowy w iście wzorowy sposób. Wystarczy nową słuchawkę położyć obok starej. I już - kilka szybkich kliknięć i wszystko ląduje na nowym urządzeniu. Banalnie proste i jednocześnie robiące ogromne wrażenie - przynajmniej na mnie. Nie mam pojęcia jak to działa, ale ważne...że działa i oszczędza nam kupę czasu.

A teraz gry! Kończę pomału Far Cry5 - zeszło mi trochę godzin i szczerze powiem, że szkoda mi kończyć. Polubiłem strasznie ten klimat i bohaterów. Już teraz wiem, że będzie mi brakować muzycznego motywu przewodniego, jaki wita nas w menu gry. Naprawdę nie spodziewałem się, że Ubi zapewni mi tak wyśmienity kawałek kodu. Ba - mało tego! Nadal świetnie bawię się przy okazjonalnych, wspólnych wojażach z ekipą z PPE (pozdo REAL i Lady) w The Division. Gra stworzona typowo pod zabawę ze znajomymi. Jest trochę kombinacji i odrobina kozaczenia w akcji "na Rambo", ale za każdym razem gra się przyjemnie i co ważne - w tak doborowym towarzystwie czas płynie jakby 80 razy szybciej. Tak podobno jest, gdy człowiekowi jest dobrze :) Mówię Wam - musicie spróbować ;) [Potwierdzam! Super giera - Rozbo]

Pytanie tygodnia: DLC to nie mój kawałek chleba...z jednym małym wyjątkiem (UWAGA) - pierwsze Destiny, a konkretnie dodatek The Dark Below! Matko Najświętsza, ileż my w to godzin przegrali! Ile podejść do Croty robiliśmy! Ile k%$w poleciało na samym początku raidu ("To jest nie do zrobienia", "Co tu trzeba robić?", "Ja pie$#%le! Nie żyje! Podnieście mnie!") Próba zrozumienia całej mechaniki i sposobu pokonania każdego etapu - mieliśmy klanowy zakaz spoglądania na YouTube. Samego Crotę pierwszy raz ubiliśmy...snajperkami! Ileż tam było emocji, rzucania padem i nerwów, których nie szło opanować! A potem? Potem było udoskonalanie strategii, przejście na "hardzie" i bez śmierci żadnego Strażnika. Wspaniały czas i piękne wspomnienia, które nigdy później się już chyba nie powtórzyły. Dzięki pierwszemu Destiny poznałem kapitalnych ludzi i choćby za to, dziękuje Bungie - macie mój dozgonny szacunek.


Alexy78: Wiosna, każdy widzi - piękna. Życie jednak życiem i mnie znów dopadł niełatwy okres. Jedno z dzieciaków notorycznie jakieś wirusy łapie, wizyty wielogodzinne w szpitalach mieszają się z obowiązkami służbowymi nie dającymi w ogóle wytchnienia, będącymi pod presją czasu i odpowiedzialności. Trzeba jakoś przez to przejść, byle do przodu w nadziei na lepsze czasy. Całe szczęście łatwa i tania względnie rozrywka jest niemalże każdego wieczoru pod ręką - obecnie Subnautica miesza się u mnie z Elite: Dangerous, a kto wie - może dziś, kiedy czytasz te słowa, już nowy/stary Kratos biega mi po ekranie, walcząc z jakimiś trollami. W sumie po co mam w to grać, jak mam PPE i zaszczytną funkcję moda, heh ;)  Wracając do tematu - są to chwile, gdy człowiek ma szansę o codzienności nieco zapomnieć - cenne chwile dla równowagi psychicznej. Może napisać bloga o tym, jak to gry pozwalają zachować potocznie rozumianą „normalność” w przeciwieństwie do informacji ze świata, jak to nasze hobby jest wszystkiemu winne, no - może poza nielegalnymi połowami wielorybów? Opony letnie się już w aucie toczą, ogródek ogarnięty (na szczęście niewielki), rowery już jakieś wycieczki zaliczyły. Czasem mimo osiągania dolnej krawędzi sinusoidy warto starać się cieszyć codziennością mimo przeciwności i wyciągać z niej jak najwięcej dobrego - czego Wam i sobie życzę.

Pytanie tygodnia: DLC - generalnie unikam, są jednak wyjątki. Elite Dangerous ma DLC darmowe mocno ulepszające zabawę - kilka patchy, które wyszły, praktycznie diametralnie zmieniło realia zabawy. Na pewno paczkę dodatkową pozwalającą lądować na planetach bez atmosfery do takiego wyjątkowo dobrego DLC bym zaliczył (wraz z ideą inżynierów modyfikujących parametry statków). DLC z nowymi trasami oraz motocyklami w DriveClub dało mi także wiele radochy i możliwości spędzenia szeregu dodatkowych godzin przed konsolą. Prolog dla TLoU także dobrze wspominam - pomimo tego, że gameplayu było tam mało, to świetnie spełnił on swoją rolę w uzupełnieniu linii fabularnej głównej gry. Na pierwszym miejscu dodatków, które ukończyłem z wielką frajdą, umieściłbym mało oryginalnie ale jednak - oba duże DLC do Wiedźmina trzeciego. 

Przyznam, że tak, jak sama idea DLC mi nie przeszkadza, tak na hasło „season pass” przed premierą jakiejś gry ciarki pojawiają mi się na plecach. Ja jeszcze nie wiem, czy gra mnie pochłonie, nie wiem także co w DLC będzie (często sami twórcy jeszcze kombinują), nie wiem także, czy znajomi będą w daną grę - jeśli jest online - tak długo grać, a ktoś już sugeruje mi „okazję” tańszego zakupu rozszerzeń do swojej produkcji. Trochę jak kupowanie kota w worku. Nie polecam.


LadyDiesel: Wreszcie nadszedł ten tydzień… 20 kwietnia zbliża się wielkimi krokami. Ta mina męża, kiedy wczoraj usłyszał „Czy Ty wiesz, że już w piątek jest piątek?”. Ale on przecież nie czuje tej czaczy, nie czeka na kuriera tak jak ja. Właśnie sprawdziłam status mojego zakupu  i dwa słowa klucze sprawiły, że poczułam motyle w brzuchu – „wydanie kurierowi”. Oj, jak jutro moja kopia nie trafi w me ręce, a później jest przecież weekend i będę musiała czekać kolejne dwa dni, to po prostu będę łkała w poduszkę widząc jak inni znajomi z PS już w to grają. Przyznać się od razu, kto skombinował L4 na czas rozgrywki… [hehehe, ja nie mogłem, bo... grałem w pracy ;-) – Rozbo]? Mnie na szczęście w piątek czeka krótki dzień pracy, to zdążę sobie na spokojnie pograć ok. 6h. Tym razem obiecałam sobie dawkować rozgrywkę, bo przy moim porywczym charakterze mogłabym grę za szybko skończyć, a potem, jak już wiele razy się zdarzało, chodzić przez kilka dni z dziwnym uczuciem, że coś już się skończyło i strasznie mi tego brak. Kratosa będę jadła małymi łyżeczkami. Będę się delektować każdą minutą gry i mam nadzieję, że grafika faktycznie wypali mi gałki oczne – na to czekam. Nie wiem, jak mi się udało, ale nie oglądałam żadnego gameplaya, który pojawiał się na PPE. Recenzje owszem przeczytałam, ale jeśli chodzi o rozgrywkę, chciałam sama wieczorem rozsiąść się wygodnie na sofie, poczuć zapach plastiku nowego pudełka, wsunąć delikatnie płytkę do napędu i czerpać przyjemność z odkrywania czegoś nowego. Wszystkim czekającym na Boga Wojny tak mocno jak ja przesyłam pozytywne fluidy i ciepły okrzyk „Kochani… dziś jest ten dzień!”

Pytanie tygodnia: Czytając komentarze użytkowników PPE, można ich podzielić na dwie grupy. Jedni ogrywają tylko podstawkę, bo płatne DLCc jest dla nich wyciąganiem pieniędzy, a drudzy sięgają chętnie do swoich portfeli i bez wahania kupują dodatkową zawartość. Ja jestem pośrodku. Jestem w stanie po godzinie rozgrywki stwierdzić, czy gra mi się podoba czy nie, zrobić pauzę i zamówić season passa. Tak było np. w przypadku Origins. Jeśli chodzi o najlepsze DLC, w jakie kiedykolwiek grałam, to nawet nie muszę się zastanawiać. To oczywiście Serce z kamienia i Krew i wino czyli dodatki do Wiedźmina. Spotykam wiele osób, które po ograniu podstawki podeszły do tematu po macoszemu i albo skończyły je pobieżnie, albo nie skończyły ich wcale, tłumacząc się zmęczeniem materiału. U mnie było inaczej. 170h minęło nawet nie wiem kiedy. Historia von Evereca była tak wciągająca, że w trzy dni po Sercu z kamienia nie zostało już nic… Do tej pory mam przed oczami Geralta, który błogo zabawia się na weselu Aldony i Jawnuta. „Lubię panny młode, są takie pachnące. Nic tylko wziąć i…” Gra tak dobra, że do dziś pamiętam większość tekstów. W Krwi i winie ujęły mnie piękne, kolorowe krajobrazy i chociaż zadania poboczne były w sumie trochę do siebie podobne („Panie Wiedźminie, jakiś diaboł mi siedzi w piwniczce z winem”) to i tak kończyłam je z wielka radością. Jeśli chodzi o mnie i moje najlepsze DLC w jakie grałam, to pewnie długo nie powstanie nic co nawet mogłoby konkurować z wymienionymi przeze mnie pozycjami. Nie wiem, czy ktokolwiek, kiedykolwiek stworzy takie arcydzieło, jakim jest Wiedźmin III. Chyba, że w końcu spełni się moje marzenie i ktoś zapowie IV część przygód Geralta. Tego i sobie i Wam życzę. Bywajcie!


Person: Podatki, podatki i jeszcze raz podatki. Jedyne pocieszenie jest takie, że w przyszłym tygodniu jest wielka szansa na skończenie zadania, które nadal ciągnie się za mną. Na małą osłodę mam delikatną odskocznię: dostałem listy do wysyłki. Nic poważnego, ale zawsze coś innego. Ogólnie nie narzekam na atmosferę, jest całkiem przyjemnie. Co dalej? Jak skończę jedno, to dostanę szafy do porządkowania, co pewnie będzie na jakieś dwa tygodnie pracy bez niczego. Mnie bardziej ciekawi, co później… ale to wyjdzie w praniu. Mam nadzieję, że wyląduje finalnie w urbanistyce. Ostatnio moje życie w kosmosie co nieco zamarło, głównie z powodu World of Tanks. Jakoś mnie naszło, by sobie pograć i robię to od tygodnia, nawet nieźle mi idzie. Głównie męczyłem artylerie siódmego i ósmego tiera z drzewka amerykańskiego tj. M12 oraz M40/M43. Nie mogę się doczekać na dłuższe posiedzenie z Bogiem Wojny. Zdecydowanie będzie grane. 

Pytanie tygodnia: Nie mam jakiś ulubionych dodatków, ale jeżeli miałbym wybierać, to wybrałbym oba dodatki do Half Life 2. 


Daaku: Witam ponownie! W zeszłym tygodniu wspominałem o Warsaw Comic-Con, na którym to - w chwili, gdy czytacie te słowa - pewnie już się szlajam jak kot z pęcherzem - ale jednocześnie nie wspomniałem o jednej z odbywających się tam inicjatyw. Inicjatywy, która mnie samemu jest od niedawna bardzo bliska, a o której staram się nie pisać w tym miejscu zbyt często, bo nie każdy przetrawi insiderskie nerdzenie na mało popularny w naszym kraju temat. Mam na myśli modele gunpla, których składaniem zajmuję się raptem od pół roku, choć braki w umiejętnościach i technikach ich obróbki nadrabiam zapałem oraz rozrastającą sie kolekcją. Dlatego też ja oraz inni zapaleńcy z fejsowej grupy Gundam Polska wizytować będziemy Comic Con, gdzie nasz oficjalny polski dystrybutor organizuje wystawę Gundam Builders Polish Cup 2018. To właśnie na niej będziemy mogli zobaczyć przemyślane i dopieszczone modele (a nawet dioramy!) traktujące o tych wielkich robotach. Sam jestem jeszcze za cienki w palcach na aktywne uczestnictwo, ale jestem pewien, że oglądając prace rodzimych uczestników, sam się czegoś dowiem, by wejść na wyższy poziom majsterkowania. A w międzyczasie na stoisku GP poskładam jakieś kupione ze zniżką modele i jednocześnie będę się modlić, aby wypłata przyszła jak najszybciej... 

Pozwolę sobie na symboliczny shoutout w stronę dwóch użytkowników portalu:

- @snake18011992: za to, że współdzieli moją pasję i za jego pomocną dłoń w sobotni dzień zwiedzania oraz

- @XeRo: którego rodzicielskie obowiązki trzymają w tym czasie w domu. Na pewno jednak na halach Ptak Expo będzie nam towarzyszył duchem :)

Mały offtop: "Mroczna Wieża" Stephena Kinga rządzi! Zadziwia mnie to, że z tomu na tom autorowi udaje się całkowicie zmienić klimat opowiadanej historii! Po mocno westernowym, postapokaliptycznym tomie pierwszym oraz drugim, w którym przedstawione zostają psychologczne pobudki głównych bohaterów, zamknięty właśnie przeze mnie tom trzeci na pełnym gazie idzie w stronę science-fiction, serwując nam roboty, zaawansowane technologie oraz sztuczną inteligencję. Teraz zabieram się za kolejną księgę (ponad 750 stron!) p.t. "Czarnoksiężnik i kryształ" i już po samym tytule nie mogę pozbyć się wrażenia, że tym razem Mistrz pójdzie w fantasy. Jeżeli cała ośmiotomowa saga o Rolandzie będzie takim zróżnicowanym rollercoasterem, to chyba każde przeczytane po niej dzieło zakończę z lekkim niedosytem... 

Pytanie tygodnia: Jeżeli o DLC mowa, to w pamięci mam dwa wydawnictwa, które podczas zaliczania pozostawiły mi bardzo miłe wspomnienia. Pierwszym byłby epizod "The Missing Link" w Deus Ex: Human Revolution, ze względu na pełną swobodę w jego pokonaniu. Nieważne, czy miałeś dopakowanego Praxisami niczym anabolikami Jensena, czy był on czyściutki, czy stawiałeś na walkę, czy na stealth, na własną zręczność, czy na posiadane wzmocnienia - droga pozostawała dla Ciebie wolna i takie rozwiązania developerskie trzeba chwalić, bo to dzisiaj rzadkość.

Drugim najlepszym DLC było "Old World Blues" z Fallout: New Vegas, które zamykało naszego Kuriera na terenie starej bazy wojskowej, gdzie grupka dawno minionych autorytetów naukowych przeprowadzała szereg eksperymentów. Pomimo kupy przydatnego sprzętu, jaki zbieraliśmy na jej terenie, najlepszym elementem rozszerzenia były świetnie rozpisane, jajcarskie dialogi z doktorami - za ten element studio Obsidian zostało zresztą wyróżnione na pewnej branżowej gali właśnie jako "najlepsze DLC". Wiem, jak to jest z tymi nominacjami, ale wierzcie mi - w tym przypadku jest to jak najbardziej trafiona rekomendacja!


drPain: Tydzień zleciał mi tak szybko, że nawet nie zauważyłem, kiedy się zaczął. Powrót do pracy po dziesięciu dniach urlopu był ciekawym przeżyciem. Kompletnie odzwyczaiłem się od regularnego wstawania o 7:30. Skutecznie rozbudzała mnie robiona przez kilka dni inwentaryzacja. Trochę zabawy z tym było, a przez moje malutkie problemy ze zdrowiem (tym razem myślałem, że to już koniec), odrobinkę się wydłużyła. Jeden z moich wolnych dni postanowiłem przeznaczyć właśnie na kończenie inwentury z nowym pracownikiem. Miałem wpaść do niego na godzinkę/dwie, a skończyło się na pięciu. Chciałem już mieć to za sobą, więc nawet nie zwracałem uwagi na upływający czas.

W ciągu ostatnich dni prawie w ogóle nie odpalałem growych sprzętów. Na Titan Questa nie miałem już siły po pracy. Jak tylko dobywałem padzioszka, to niemal od razu oczy zaczynały mi się mimowolnie zamykać. Rzadko przegrywam ze zmęczeniem, lecz tak jak wspominałem wyżej, nie czułem się ostatnio najlepiej. Udało mi się za to zaliczyć kilka wyścigów w trzeciej odsłonie Dirt’a. Od dłuższego czasu chciałem w nią zagrać. Oczekiwania miałem ogromne, gdyż przy poprzednich częściach bawiłem się przednio. Nie pograłem zbyt długo, lecz już mogę stwierdzić, iż zostały one w pełni zaspokojone. Swoje tłuste łapki położyłem również na nowych przygodach Kratosa. Spodziewałem się fatalnej kontynuacji serii i jednocześnie bardzo dobrej gry. W chwili gdy piszę te słowa (piątek rano) , mam nabite coś koło 4 godzin. Jakieś pierwsze wrażenia? Słaby God of War, przeciętna gra. Jakoś nie potrafię się przekonać do tej produkcji. Odrzuca mnie system walki, nacisk na budowanie relacji z synem, czy trzęsąca się kamera podczas scenek przerywnikowych. Chciałbym wierzyć, że jeszcze się do GoW’a przekonam [powiem tylko jedno - graj dalej... :-) - Rozbo]. Jestem niesamowicie szczęśliwy, że nie zdecydowałem się na edycję kolekcjonerską.

I to tyle u mnie. Działo się mało, bo głównie pracowałem i spałem. Przyszły tydzień zapowiada się o wiele lepiej. W końcu powinienem znaleźć czas na jakieś dłuższe posiedzenia przy konsoli, oraz na dokończenie paru tekstów. Przy odrobinie szczęścia wpadnę z odwiedzinami do ciotki i zjem porządny obiadek.

Pytanie tygodnia: Długo nie mogłem się zdecydować, które rozszerzenie wybrać. Krew i Wino, Dawnguard, Noc Kruka, Lord of Destruction... Trochę tego ograłem. Ostatecznie mój wybór padł na Armageddon’s Blade do trzeciego Hirka. Nie chodzi tu o samą fabułę. W herosach zawsze wyżej stawiałem tryb gorących krzeseł, pojedyncze scenariusze, oraz edytor map. I tym ostatnim kupiło mnie Ostrze Armagedonu. Możliwość złączenia własnoręcznie wykonanych mapek w spójną kampanię, była dla mnie czymś fenomenalnym. Od dawna planuję przysiąść i zrobić w tym edytorku coś ciekawego. Do tego doszło oczywiście nowe miasto – Wrota Żywiołów. Długo hasałem po mapie rusałkami, feniksami, czy różnymi żywiołakami. Rewelacyjny dodatek do genialnej gry.

Źródło: własne
cropper