Hyde Park. Ostatni film/serial, który obejrzałeś i który polecasz?

Hyde Park. Ostatni film/serial, który obejrzałeś i który polecasz?

Rozbo | 17.03.2018, 09:00

Raz na jakiś czas powracamy do tego pytania, ale przecież nie samymi grami człowiek żyje i na dużym oraz małym ekranie dzieje się równie dużo. Co ostatnio obejrzeliście, co Wam się szczególnie spodobało? Co warto polecić z najnowszych serialowych i filmowych hitów. Dajcie znać w komentarzach, a my standardowo życzymy Wam udanego weekendu!

Rozbo: Mój starszy synek jest obecnie na etapie Avengersów. Nie tych filmowych jednak, ani nawet nie tych komiksowych. Zaliczyliśmy ostatnio krótki filmik "Lego Avengers". Co tam się działo?! Ultron jako maszyna do lodu - tyle tylko powiem. Żeby nie było. Choć wizualnie piękny, nie była to nawet w połowie tak fajna rozrywka jak "Lego: Przygoda". Mimo to uznałem, że dla siedmioletniego szkraba będzie to idealny punkt wejścia w świat superbohaterów. A trzeba nadrabiać! Kumple z jego szkoły non stop szpanują przed nim wiedzą z Marvela i DC, a ja - jako przykładny ojciec-nerd - nie chcę, by mój dzieciak dał się zagiąć niewiedzą na ten temat i sam pokazał chłopakom, że wie co w trawie piszczy i zna nawet więcej ciekawostek. Dlatego w wolnych chwilach szkolimy się. Jak ma na imię i nazwisko Hawkeye, kto może podnieść młot Thora albo skąd się wzięły moce Hulka - to tylko kilka niesamowicie ważnych tematów, jakie poruszamy. Tak, z wielkim ojcostwem wiąże się wielka odpowiedzialność...

Dalsza część tekstu pod wideo

Tymczasem po świeżym zwiastunie Avengersów czuję... absolutne nic. Żeby nie było, akurat lubię filmowe uniwersum Marvela, ale jednak "Infinity War" na tym krótkim klipie wyglądała jak demo CGI prezentujące przegląd bohaterów. Za dużo wszystkiego. Za dużo komputerowych efektów (co niebezpiecznie zbliża ten obraz do takich potworków wizualnych jak "Batman v Superman" oraz "Liga Sprawiedliwości") i za dużo postaci naraz. Siłą obu poprzednich filmów braci Russo w MCU było to, że potrafili wbrew superbohaterskiej tematyce skupić uwagę na poszczególnych osobach, a przy tym utrzymać walkę kinetyczną i choreograficznie przekonującą. W tym trailerze nie widziałem ani jednego, ani drugiego. Oczywiście nie ma co wysuwać zbyt pochopnych wniosków tylko na podstawie krótkiego zwiastuna, ale jakoś tak czuję w kościach pewien przesyt. Zobaczymy, jak to się rozwinie i czy MCU jest jeszcze w stanie wykrzesać z tej filmowej formuły coś nowego.

Pytanie Tygodnia: Tak się akurat składa, że zamiast nowości, głównie odrabiałem filmowe i serialowe zaległości, więc moje polecenia będą mocno "zwietrzałe". Polecam więc "Drive", film który omijałem od lat i o którym nasłuchałem się rozmaitych legend. Najśmieszniejsze jest to, że wcale nie jest to film, po obejrzeniu którego mówisz "wow" z zapartym tchem. Jednocześnie po skończeniu seansu miałem niemal od razu ochotę obejrzeć go jeszcze raz. Nie do końca rozumiem dlaczego. To chyba nie tyle przez fabułę, tylko ze względu na ten specyficzny, snujący się od sceny do sceny, klimat oraz niesamowitą muzykę. Obejrzeć zdecydowanie trzeba, choć ostrzegam - nie oczekujcie od "Drive" czegoś na miarę "Bullita" czy "Znikającego punktu". To zupełnie inny film.


Alexy78: Jest postęp. Backhand oceniłbym na skuteczność w okolicach 60%. To wiele, bo oznacza, że częściej piłeczkę kieruję tam, gdzie chcę i tak, jak chcę niż, że leci w dowolnym przez siebie obranym kierunku. Forehand to już przyzwoite 80% i mogę na nim w meczu polegać. Składając komponenty swojej rakietki do ping pinga - bo o nim mowa - podszedłem zbyt ambicjonalnie względem gumy backhandowej, gdzie po prostu wziąłem zbyt dynamiczną opcję (Tenergy 80 od Butterfly 1,9) i mam problem piłkę kontrolować. W zasadzie tylko atakować mogę, niejako narzucając własną rotację i siłę odbijanej piłce, a to wiadomo, że nie zawsze jest najlepsza, albo najłatwiejsza opcja. Gorzej, przy graniu blisko stołu nawet defensywa przy takiej konfiguracji nie jest zbytnio skuteczna i wymaga ultra precyzji. Precyzji, której naturalnie brakuje - zawodowcy, którzy także z tej gumy korzystają, grają dziennie wiele godzin, nabierając wprawy, więc czymże jest te parę godzin tygodniowo, które i tak nie zawsze udaje mi się przy stole do tenisa spędzić? Względem deski, jaką obecnie mam, tutaj jestem bardzo zadowolony, niemniej jest ona także szybka - o jakieś 20-30 % szybsza od poprzedniej. Miałem przez lata deskę „ALL +” Butterfly’a  (seria - Andrzej Grubba), obecnie przesiadłem się na 7-warstwową Innerforce ALC, która ma niesamowite właściwości, a już prawdziwy „ogień” oferuje z pół woleja, albo „top spinu” mniej więcej metr od stołu - trudno wzrokiem za piłką nadążyć, kiedy uderzenie „siądzie”. Ta deska również jest powodem do tego, że przy wymianie gum na jesień, zimę może - backhand otrzyma coś mniej brutalnego w ataku, a pozwalającego na lepszą kontrolę. Obecnie czasem mam tak, że grając delikatniej po prostu nie czuję, jak piłka się od rakietki odbija - zwyczajnie odbicie nie dociera do deski. Śmieszne i specyficzne uczucie, które po prostu nie jest wskazane dla kogoś o niskich kwalifikacjach jak moje. Sam tenis stołowy daje mi masę frajdy - gra jest szybka, bardzo techniczna i nie pozwala nawet na moment dekoncentracji. Obolałe mięśnie czy odciski są czymś bardzo wskazanym dla mnie, jako osoby, która „wszędzie siedzi", kiedy oczywiście nie śpi - w pracy, w aucie, w domu. Jakikolwiek sport ruchowy jest najlepszym możliwym rozwiązaniem dla każdego, w szczególności dla nas, graczy. Polecam!

Pytanie tygodnia: Ostatni serial jaki oglądam, a który wymusza czekanie w kolejce  m.in. Jessice Jones (drugi sezon) oraz filmowi „Anihilacja” jest „Bates Motel” na podstawie książki oraz filmu „Psychoza”. Tak jak sam klasyk został przeze mnie przegapiony (może kiedyś nadrobię), tak serial mnie wciągnął. Nie wszystkie wątki mi w nim odpowiadają, jak i dziwnie patrzy się na nie do końca zdrową relację matki z synem - tak całość jest dobrze poskładana, a zwrot akcji goni kolejny zwrot, gdzie postacie są naprawdę dobrze przedstawione. W pewnym momencie wydarzeń jest zbyt wiele jak na okoliczności, które są w ogóle możliwe, by zdarzyły się głównym bohaterom - niemniej drugi sezon okazał się dla mnie ciekawszym od pierwszego i nie sądzę, bym kolejny sezon opuścił - tak jak było z Wikingami, czy „Orange is the new black”, które po prostu w pewnym momencie mnie znudziły, a przecież nie były złe. Netflix jest dla mnie świetną opcją, kiedy po pracy i np. tenisie stołowym po prostu już nie mam sił, by np. latać w kosmosie, czy gromić bogów Kratosem (przypominam sobie ostatnio 3. część GoW). Po prostu padam na łóżku, odpalam tablet i lecę kolejne odcinki, czasem tylko z przerażeniem spoglądając na zegarek, kiedy wskazówka przekracza północ… tak, seriale potrafią wciągnąć nie mniej niż gry, a czas przy nich nierzadko równie szybko mija. Czujcie się ostrzeżeni ;)


mashi1986: W chwili obecnej dni mijają dla mnie niczym godziny. Z nawału pracy, jaki ostatnimi czasy mnie dopadł i który w pewnym sensie mnie nakręca, muszę niestety ponieść pewne konsekwencje. Gry zeszły na nieco dalszy plan, a siłownię zastąpiłem bieganiem. 30 minut wieczornego truchtu, to 5 kilometrów przemyśleń, rozkmin i ogólnej zadumy. Człowiek zapomina o troskach, problemach i może pogadać sam ze sobą. Wiem, że brzmi to nieco dziwnie, ale na mnie działa, dlatego polecam każdemu. Do tak małej, ale jednocześnie znaczącej wiele dla naszego organizmu aktywności fizycznej nie potrzeba nic konkretnego oprócz chęci. Z tymi ostatnimi nie zawsze bywa najlepiej, ale warto powalczyć, by połączyć przyjemne z pożytecznym. Wspominałem też ostatnio o sprzedaży auta. Tęsknie trochę za nim. Za tym charakterystycznym dźwiękiem silnika, za tą pewnością, jakiej nabierałem, siadając za jego sterami. Mam nadzieje, że nowa maszyna będzie równie dobra i oprócz czystej frajdy z jazdy, zapewni mi bezpieczeństwo i właśnie pewność dotarcia do celu. Niezawodność - cecha, za którą najbardziej cenię auto (dlatego już nigdy nie kupię Mercedesa, hue hue :) ).

Pytanie tygodnia: Ach, ten Netflix i jego dobra. Ostatnio z marszu zaliczyłem  "Everything Sucks!" i  "The End of the F***ing World". Oba gorąco polecam, bo wciągnęły mnie jak bagno, a ponieważ odcinki są krótkie, to cały sezon można zaliczyć w dwa wieczory (albo w jeden, jak ktoś ma czas). Aktualnie oglądam też Ghost Wars i pomimo fajnego początku serial strasznie się rozjechał i na dwa odcinki przed końcem muszę się zmuszać, żeby go oglądać. Może finał będzie fajny? Nie mam pojęcia, ale jeśli lubicie konfrontacje ludzi z istotami zza grobu, to może Wam się spodobać. Miłego!


drPain:  Dawno nie miałem tak luźnego tygodnia w pracy. Od poniedziałku do niedzieli (tej, która dopiero będzie jutro) byłem w niej tylko dwa razy. Przez ten czas postanowiłem kompletnie odciąć się od otaczających mnie na co dzień ludzi. Tylko ja i gry. Taka krótka przerwa od ,,życia’’ była mi potrzebna. Udało mi się zaliczyć ostatniego Mass Effect’a oraz drugi dodatek do Wiedźmina 3. Coś tam sobie popisałem i w najbliższej przyszłości trochę rzeczy ode mnie wleci do tutejszej blogosfery. 

Od początku roku nie zagrałem w nic starszego niż tytuły z aktualnej, bądź poprzedniej generacji. Troszeczkę mi się to wszystko przejadło. W tej chwili mam ukończonych czternaście pozycji i już robiło mi się niedobrze na samą myśl o odpaleniu ps4. Na pomoc przyszedł kochany szaraczek. Millennium Soldiers: Expendable, giera, którą kiedyś uwielbiałem, lecz nigdy nie doszedłem dalej niż do pierwszego bossa. W chwili pisania tego tekstu mam już za sobą jakąś połowę przygody. Moje siły i chęci do tych nowszych gier wracają w zastraszającym tempie. Chyba częściej muszę żonglować tytułami z różnych lat. Tym bardziej, że przede mną wysyp produkcji, które biorę w dzień premiery.

Powoli szykuję się do przyozdobienia ostatniej wolnej ściany półkami na gry. Kolekcja z dnia na dzień się powiększa. Prawdopodobnie do końca roku zabraknie mi już miejsca w pokoju. Nie chcę się jeszcze tym przejmować i tylko wizualizuję sobie ostateczny wygląd mojej twierdzy samotności. 

Pytanie tygodnia: Ciężko mi odpowiedzieć na dzisiejsze pytanie. Właśnie uświadomiłem sobie, że przez ostatnie tygodnie nie obejrzałem niczego, co warte by było polecenia. Wrócę więc do stycznia i ostatniego filmu, który pamiętam, że przyjemnie mi się oglądało. Filmowa odsłona growej serii Project Zero (Fatal Frame). Z grą wiele wspólnego ta produkcja niestety nie ma. Jedynie jakieś luźne nawiązania. Czemu jednak uważam, iż warto ją obejrzeć? Film ma na siebie pomysł. Historyjka potrafi wciągnąć, a klimacik wynagradza fakt, iż raczej się tu nie przestraszymy. Coś poza tym? W sumie to tak. Ostatnio wróciłem do "My Little Pony". Nie pamiętam gdzie wcześniej skończyłem, więc zacząłem od początku. Za sobą mam już kilka odcinków pierwszego sezonu i muszę przyznać, iż bawię się genialnie. To jest taka sympatyczna odskocznia od gier i od rzeczywistości. Chwila z kucykami działa na mnie niesamowicie uspokajająco.


Person: Kolejny tydzień w urzędzie mija. Robię cały czas to samo co dotychczas, czyli pierdzielone zwrotki. Wklepywanie tych dat po n-tej karteczce staję się niemiłosiernie monotonne i nudne. Kierowniczka podatków chciałaby, abym został w u niej w wydziale. Podejrzewam, że jak tylko skończę robić wprowadzanie dat odbioru przed podatnika, to zostanę przeniesiony do wydziału geodezji i pewnie będę też częściowo w urbanistyce, ale to się okaże, jak uporam się z aktualnym zadaniem. Na atmosferę na ten moment nie narzekam. Jedyną wadą i jednocześnie zaletą jest to, że w poniedziałki urząd jest od godziny 10 do 18, ale jak tylko przebrnie się przez ten najgorszy dzień to tydzień mija nie wiadomo kiedy.   Jeżeli chodzi o życie w kosmosie, dorobiłem się kolejnej maszyny, a jest nim Alliance Chieftain, bardzo ciekawy stateczek, który zamierzam zrobić docelowo do walki jako ciut przerośnięty myśliwiec. Zmodyfikowanie go zajmię mi trochę czasu, ale podejrzewam, że będzie warto. 

Pytanie tygodnia: Ostatnio obejrzałem trzy filmy, które mi się podobały i moim zdaniem warto je zobaczyć. Przez długi czas nie mogłem się zabrać za "Blade Runnera", ale w końcu mi się udało. Oczywiście na pierwszy rzut poszła część z 1982 roku i zaraz po nim najnowsza, z 2017. Zdecydowanie warto zobaczyć. Trzeci film ma już ponad 20 lat. "Tajemnica Syriusza: Krzykacze". Mimo tego, że produkcja powstała w 95 roku, moim zdaniem nadal wygląda dobrze. Zamierzam również zabrać się za kolejne części.


Daaku: Niby to kwiecień jest "plecień", a w marcu "jak w garncu", ale ostatni tydzień pokazał, że jest dokładnie na odwrót. Po apatycznych, bezsłonecznych dniach mogliśmy w końcu nacieszyć się ładną pogodą i ciepełkiem, ale i to mamy już za sobą - zwłaszcza, że zmiana nadeszła i odeszła równie nieoczekiwanie. W chwili, gdy piszę te słowa (na kwadrans przed dedline'em w piątek), za oknem wieje jak cholera, pizga i prószy mikrośniegiem, którego do wieczora w takim tempie zdąży się zebrać konkretna pokrywa. Niby lepiej znoszę zimno od upałów, ale nie cierpię takiej szarej aury... W takich chwilach tym bardziej jednak cieszę się, że mam w domu konsole do grania i długofalowe niedostatki pogodowe mogę przeczekać przy kupce ciekawych tytułów i porywających historii.

A taką porywającą historią okazał się ostatnio Quantum Break. Studio Remedy już przy Alanie Wake'u pokazało, że potrafi głęboko wciągnąć gracza w świat gry... Niestety kosztem czystego gameplayu, którego jest niewiele i nie jest zbyt porywający, a bohaterowie wygłaszający w tle kwestie sążniste niczym w sztuce teatralnej przeszkadzają w czytaniu długaśnych, wybijających z rytmu e-maili i innych dokumentów robiących za znajdźki. I o ile w innych tytułach powinienem na takie coś pomstować, tak odpalające się między rozdziałami kolejne odcinki serialu fabularnego są chyba najlepszą częścią zestawu - pokazują wydarzenia "po drugiej stronie barykady", pozwalają lepiej zrozumieć postacie poboczne oraz systematyzują nieco wydarzenia, o których podczas gry głównie czytamy. Przede mną jeszcze długa droga, bo wysiedziałem w ciągu dwóch wieczorów przez dwa rozdziały, ale zazębiające się powoli wydarzenia każą na krańcu siedzenia wypatrywać zakończenia. To się nazywa dobre kino!

Pytanie tygodnia: Z seriali nieco przewrotnie mógłbym polecić powyższe Quantum Break, ale osoby niezapoznane z grą nie będą w stanie odnaleźć się w wyrwanych z kontekstu scenach. Może więc... "An Idiot Abroad" od BBC? Niby serial turystyczny rodem z National Geographic, ale uwierzcie mi, że formule bliżej jest tutaj do... Jackassa? A wszystko przez Steve'a Merchanta oraz Rickiego Gervaise'a (możecie skojarzyć, znany komik), którzy wysyłają swojego wieloletniego kolegę - pospolitego angielskiego bloke'a o dość wąskich horyzontach myślowych - w różne piękne zakątki świata... dbając jednocześnie o takie atrakcje, jak wielokilometrowa piesza wspinaczka pod górkę, nocleg przy najgłośniejszej ulicy miasta czy kontakt z mało przyjemną lokalną fauną. Ogląda się to więc nieco wywrotowo, ale zawsze z uśmiechem na twarzy. No i walory edukacyjne są niezaprzeczalne - będziecie na przyszłość wiedzieć, czego w danym kraju UNIKAĆ ;) Polecam gorąco.

Źródło: własne
cropper