Monster Hunter. Historia łowieckiej serii Capcomu

Monster Hunter. Historia łowieckiej serii Capcomu

Igor Chrzanowski | 18.02.2018, 18:00

Śmiało można przyjąć, że w naszym kraju niepodzielnie rządzi wyłącznie jeden łowca potworów, którym jest Geralt z Rivii. Jednakże chrapkę na jego królewski tron mają już inni pretendenci szkolący się w Monster Hunter World. Dziś opowiemy Wam o historii najpopularniejszej na świecie łowieckiej serii.

Nie ma co ukrywać, że nad Wisłą cykl Monster Hunter jest raczej mało znany. Nie dość, że to w głównej mierze wyłącznie konsolowa seria, to jeszcze pochodzi z Japonii i nigdy, aż do tej pory, nie doczekała się polskiej wersji językowej, czy nawet grama kampanii marketingowej. Ot, zainteresowani nią byli tylko najwięksi pasjonaci gier RPG oraz konsol Sony i Nintendo.

Dalsza część tekstu pod wideo

Capcom rozpoczął swoją przygodę w Łowcami jeszcze w 2004 roku kiedy to pierwsza odsłona Monster Hunter trafiła ekskluzywnie na PlayStation 2! Wtedy to Japończycy planowali postawić pierwsze kroki w nowym, dopiero rodzącym się sektorze w grach konsolowych – czyli rozgrywce online. Tuż obok Auto Modellista i Resident Evil: Outbreak, Monster Hunter miał być jedną z tych gier, które promowane będą hasłem „Multi-Action Online Game that anyone can play and joy”, które to przetłumaczyć można jako:

Sieciowa gra akcji, w którą może zagrać każdy i będzie czerpać z tego radość

Po długich przygotowaniach, cięciach materiału i dostosowywania wizji do możliwości sprzętowych PS2, w końcu otrzymaliśmy tytuł, który stworzył zupełnie nowy gatunek gier RPG akcji, który to do dziś nabawił się licznych naśladowców. Jednakże żaden z nich nie zdołał doścignąć mistrza. Pierwszy Monster Hunter z pewnością był małą rewolucją jeśli chodzi o podejście oraz rozgrywkę, lecz na pewno nie był grą wybitną. Średnia ocen oscylująca na poziomie 68% mówi sama za siebie. Sprzedaż gry poza Japonią także.

Przenośna siła!

Efektem tego było to, że debiutujący w 2006 roku Monster Hunter 2 ukazał się wyłącznie w Kraju Kwitnącej Wiśni, a Capcom podjął próbę ratowania serii na rynku Zachodnim, przenosząc ją z zapchanego hitami PS2 na raczkujące i szybko zdobywające fanów PSP! Ta decyzja okazała się być strzałem w dziesiątkę.

Okazało się bowiem, że gracze zarówno w Japonii jak i poza nią, znacznie chętniej wyruszają na łowy w trybie przenośnym z kieszonsolką w dłoniach, aniżeli rozłożeni wygodnie w fotelach przed telewizorami. W efekcie swoich „małych”, lecz rozszerzonych wersji doczekały się obie części cyklu, które na PSP zatytułowano Monster Hunter Freedom, Freedom 2 oraz Freedom Unite. Te zaś zaskarbiły sobie serca milionów fanów sprzedając się kolejno o ponad 1 mln sztuk lepiej niż poprzedniczka. Pierwsze Freedom znalazło 1,3 mln nabywców, „dwójeczka” aż 2,4 mln, zaś jej poszerzona wersja o nazwie Unite, aż 3,8 mln chętnych.

Po takich sukcesach rozpoczęto prace nad trzecią odsłoną cyklu, która to miała trafić ekskluzywnie na PlayStation 3, lecz Capcom prawdopodobnie widząc małe zainteresowanie „dużym” Monster Hunterem wśród posiadaczy PS3, zdecydował się przerzucić produkcję gry na Nintendo Wii. Ten ruch podyktowany był wielkim zainteresowaniem jakie wywołała u Japończyków ruchowa funkcjonalność Wiilotów, co mogło dać serii zupełnie nowe oblicze.

Monster Hunter Tri zadebiutowało i zdobyło prawie 2 miliony nabywców. Jednakże dobrze znamy nasz kochany Capcom i wiemy, że dla nich pieniądz liczy się bardziej niż cokolwiek innego, więc tytuł doczekał się tak czy siak portów na PSP oraz PS3 pod nazwą Monster Hunter Portable 3rd, które było dostępne tylko w Japonii. Gra doczekała się także kolejnej edycji o nazwie Monster Hunter 3 Ultimate wydanej na Zachodzie wyłącznie na 3DS-a oraz Wii U.

Fascynacja podwójnym ekranem

Następnie zaś przyszła era największego „boom” na cykl Monster Hunter, który to Capcom zawdzięczać może sporej sprzedaży Nintendo 3DS. Japończycy stwierdzili, że Monster Hunter 4 trafi ekskluzywnie na ten sprzęt, ponieważ firma jest szalenie zafascynowana funkcjonalnością podwójnego ekranu zabawki wielkiego N. Takim oto sposobem Nintendo nieco „przywłaszczyło” sobie łowiecką serię, która przestała być kojarzona z Sony, a którą każdy już łączył myślami z 3DS-em. Ninny na tym mocno zyskało, albowiem wielu graczy zaczęło kupować ich kieszonsolkę wyłącznie ze względu na gry z serii Monster Hunter.

[ciekawostka]

Wydane na przestrzeni zaledwie 3 lat Monster Hunter 4, wersja Ultimate, Monster Hunter X oraz MH XX, zgarnęły blisko 14,1 mln nabywców! Z czego XX sprzedał się blisko 3 razy gorzej niż poprzednicy. Capcom zaczął dostrzegać potrzebę rozwoju serii, bo dostrzegł, że na platformie Nintendo dużo więcej osiągnąć z nią nie będzie można.

W 2014 roku zaczęły się zatem prace nad najnowszą odsłoną serii – Monster Hunter World, która to miała osiągnąć najwyższą możliwą jakość, która była po prostu nieosiągalna na słabiutkich 3DS-ach. Resztę historii już znacie.

Pozostaje nam jeszcze tylko jedna kwestia do rozgryzienia. Dlaczego Monster Hunter, seria, która w kółko wałkuje jeden schemat, te same potwory i nawet te same miejscówki, osiągnęła tak ogromny komercyjny sukces i znalazła do dziś ponad 46 milionów nabywców?

Ekscytujący strach

Zdaniem jednego z reżyserów serii Ryozo Tsujimoto cała magia leży tu w tym, że Mon Hun jest po prostu wymagający! Kooperacyjna zabawa w polowanie na duże potwory, w której to każdy członek zaledwie czteroosobowego zespołu jest równie ważny i przydatny sprawia, że każda wyprawa w teren staje się szalenie ekscytująca.

Oceny Monster Hunter:

  • Monster Hunter (Freedom) - 68% (71%)
  • Monster Freedom 2 (Freedom Unite) - 72% (81%)
  • Monster Hunter Tri (3 Ultimate) - 84% (82%)
  • Monster Hunter 4 Ultimate - 86%
  • Monster Hunter X - 85% 
  • Monster Hunter World - 93%

 Swój mały, aczkolwiek ważny wkład w sukces Monster Hunter, ma także przywiązanie do detali tak wydawałoby się błahych jak odpowiedni przekład japońskich nazw na ich Zachodnie odpowiedniki, bardzo przemyślany system rozgrywki, który pomimo oczywistego recyklingu, zawsze potrafi zaoferować coś nowego, a także świadomych ograniczeń, które nadają całości niesamowitego klimatu.

Dodatkowo niemalże wszystkie maszkary, z którymi przyszło nam przez te kilkanaście lat powalczyć, oparte są na prawdziwych zwierzętach, które autorzy zmyślnie mieszają z mitycznymi stworzeniami, a nawet wyobrażeniami znanymi z legend czy też azjatyckiej religii. Kreatywność i nietuzinkowość stawiana jest tu na pierwszy miejscu, dlatego też w serii pojawia się pseudodinozaur ze skrzydłami, latający puchaty nietoperz, jaszruro-wąż, czy też gigantyczny moloch inspirowany… buldożerami. Tak, tymi buldożerami, które niszczą budynki.

Chyba zgodzicie się z tym, że znacznie ciekawsze jest polowanie na wielkiego dinozauro-ptaka, w małej, dosyć niepewnej swojej siły grupce, która musi odczuwać respekt przed swoją przyszłą ofiarą. Nieprawdaż? Nawet teraz, kiedy w Monster Hunter World moglibyśmy na PS4 i Xbox One uformować nawet i 12-osobowe drużyny, deweloperzy postanowili pozostać przy małych zespołach. Dlaczego? Bo doskonale wiedzą, jak bardzo nas to zaczęło jarać i jak bardzo chcemy dostać w kość, podnieść się, nauczyć na swoich błędach i bogatsi w nową wiedzę, ponownie spróbować ubić tego skurczybyka!

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper