Hyde Park. Od jakiego sprzętu zaczęliście swoją przygodę z grami?

Hyde Park. Od jakiego sprzętu zaczęliście swoją przygodę z grami?

Rozbo | 17.02.2018, 09:00

Zgrabny, mały Szarak, automaty arcade, kultowa Amiga, Commodore 64, a może... Wii? Każdy z nas zaczynał przygodę z grami od pierwszego kontaktu z jakimś urządzeniem? Jaki to był sprzęt i jakie macie z nim wspomnienia? Dajcie znać w komentarzach tymczasem my tradycyjnie życzymy udanego weekendu!

Perez: No to w drogę! Gdy Wy czytacie te słowa w sobotni poranek, to my z Rogerem właśnie pałętamy się po Centralnym w oczekiwaniu na pociąg do Gdańska. Planowany wyjazd ok. 10.00, na miejscu o 14.00, potem się ogarnąć i na 18.00 do Cybermachiny na portalowe spotkanie. Swoją drogą już wieki nie jechałem pociągiem, a swego czasu był to mój standardowy środek transportu, zwłaszcza na trasie Warszawa (gdzie mieszkam) – Wrocław (gdzie studiowałem). Rekordowe przejazdy zdarzało mi się jednak notować w czasie jazdy ze wschodnich rodzinnych stron na wspomniane studia – był taki pociąg, który startował jakoś o 16.00, potem była przesiadka w Zamościu i ogólnie do Wrocławia docierał bodaj 8.30 – kilkanaście godzin w drodze. 

Dalsza część tekstu pod wideo

„Walczę” dalej z „Elementary” – dobijam do końca 2. sezonu – to już prawie 50 odcinków. Całkiem przyjemnie ogląda się te kolejne historie, chociaż też zauważyłem, że jednak lepiej wczuć mi się w seriale z sezonami po te 10-13 odcinków, a nie takie „tasiemce”. W każdym razie jutro w trasie na pewno coś uda się obejrzeć, przecież nie będę 4 godziny z Rogerem gadał ;). 

Z tematów portalowych – wybaczcie lekką obsuwę z ogłoszeniem wyników PPE Awards 2017, ale powód mam dobry – wciąż docierają paczki z nagrodami, więc zwłaszcza laureaci powinni się ucieszyć. Najbliższy czwartek/piątek powinniśmy domknąć temat.
 
Pytanie tygodnia: Pierwsze były te przeróżne wynalazkowe „ruskie jajka”, ale zaraz potem (a może i wcześniej?) pojawił się słynny klon Atari – Rambo. Sprzęt sprezentował mi chrzestny, ale nim uroczyście mi go wręczył, to zdążyliśmy zniszczyć joystick  w ramach „przetestowania, czy się prezent podoba”. Pamiętam jak dzisiaj, że absolutnym hitem był wtedy „samolocik lecący do góry” i dopiero po latach okazało się, że grałem w kultowe River Raid. Jakoś równocześnie była fascynacja Commodore 64 i SimCity, a nieco później Liga Polska Manager na Amidze – symulatory i menedżery zostały ze mną do dzisiaj. 


Rozbo: Mijający tydzień upłynął mi pod znakiem choróbska. Niestety, nadmierne eksploatowanie organizmu prędzej czy później da o sobie znać i to w najbardziej wredny sposób. W moim przypadku to uporczywy kaszel i gorączka. Dochądząc do siebie, nie miałem ochoty na dłuższe posiedzenia przed konsolą (aczkolwiek kilka potworów w Monster Hunter World zostało ubitych), za to mocno pocisnąłem z serialami.

Końcówka drugiego sezonu "The Expanse" utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że to obecnie jeden z najlepszych seriali SF. Nie mogę się doczekać kontynuacji. Wziąłem się też za "Star Trek: Discovery". Nie powiem, jako wieloletni fan Treków (Gwiezdne wojny zawsze na drugim miejscu) miałem względem serialu ogromne oczekiwania i... o rany, od czego tu zacząć...

Obecnie jestem na piątym odcinku serialu i po pierwszych czterech zmuszałem się, żeby to oglądać. Po pierwsze, z ducha Star Treka jest tu tak naprawdę niewiele. Jest Gwiezdna Flota i są istoty nazywane Klingonami (o tym za chwilę), zaś akcja serialu rozgrywa się 10 lat przed "The Original Series" i opisuje początek wojny z tą drapieżną rasą. Ale to w zasadzie wszystko, co jako tako się zgadza. Potem jest już jakiś szalony miszmasz scenariuszowej swawoli, fatalnie napisanych, irytujących bohaterów i przesadnej poprawności politycznej. Żeby było jasne, nic nie mam do poprawności politycznej, wszak Star Trek zawsze promował multikulturowość i tolerancję. Ale feministyczno-globalistyczny wydźwięk "Discovery" jest po prostu podany bez żadnej elegancji, prosto z mostu i po linii najmniejszego oporu. No bo jak nazwać to, że w pierwszych dwóch odcinkach centralnymi postaciami jest pani kapitan Azjatka i pani pierwsza oficer arfoamerykanka na statku o nazwie Shenzhou? Tak jak mówię, nie mam nic przeciw poprawności, a w Star Trekach była już Pani kapitan, ale tu jest to podane na zasadzie "in your face".

Po niemiłosiernie przeciągniętym na dwa odcinki prologu wychodzą dalsze niedociągnięcia - luki w scenariuszu wielkości czarnej dziury, absurdalne pomysły i kiepska gra aktorska. Dużą uwagę skupia się na Klingonach, szkoda że oglądanie scen z ich udziałem to męka ze względu na fatalną charakteryzację (Klingoni tak nie wyglądali!) oraz dukanie klingońskiego języka. Już miałem skreślić ten serial, na szczęście piąty odcinek był bardzo dobry i mnie wciągnął. Jedno, co trzeba "Discovery" przyznać, to fakt, że nie jest stereotypową, startrekową historyjką. Po raz pierwszy głównym bohaterem nie jest kapitan, tylko buntowniczka pozbawiona stopnia (swoją drogą świetna rola  Sonquy Martin-Green, co jest jednym z dwóch wyjątków w tym serialu), poza tym serial jest mroczny i zaskakująco brutalny, zaś Gwiezdna Flota nie jest tu krystalicznie czystym bytem.  Każdy odcinek nie jest też odrębną historią, jak to było w poprzednikach. Mam bardzo mieszane uczucia względem "Discovery". Będę oglądał dalej, ale jako Star Trek serial ten wypada blado. Zobaczymy czy obroni się jako dobre SF.

Pytanie tygodnia: Atari XE. Pamiętam jak wczoraj dzień, w którym tata przyniósł to cudeńko do domu i razem po raz pierwszy odpaliliśmy River Raid. Wczytywanie kaset i ten charakterystyczny pisk do dziś śnią mi się po nocach.


Person: Mija kolejny tydzień z wizją lepszego jutra. W zeszłym tygodniu złożyłem wypowiedzenie, mimo iż nie przepracowałem nawet miesiąca w nowej pracy. Jeśli mój misterny plan się powiedzie, to od 1 marca będę na stażu w Urzędzie Gminy w Referacie Planowania i Urbanistyki. 
W Elite: Dangerous niestety wczoraj podczas transportu napadł mnie pirat i zniszczył, ale nauki mistrza nie poszły w las, bo miałem kasę, aby odbudować statek. Poza tym incydentem jak na razie nie jest źle. Powoli brnę przez tę niekończącą się ciemną przestrzeń. Ostatnio również zastanawiam się nad kupnem joysticka T-FLIGHT HOTAS 4. Kosztuje jakieś 370 zł więc nie jest jakiś uber drogi, ponadto słyszałem już o nim dobre opinie, więc pewnie się w niego zaopatrzę.

Pytanie tygodnia: Pierwszym sprzętem na, którym grałem była bodajże Amiga, ale nie jestem pewien. Druga maszynką  był PSX znajomego, a jakiś czas po tym kupiłem sobie pierwszego handhelda czyli Gameboy Color.


Daaku: Ten piątek, w odróżnieniu od większości poprzednich, wyjątkowo mi się dłuży. W pracy mało co się dzieje, a ja mimo to cały czas siedzę jak na szpilkach. Wszystko przez zbliżający się, kolejny już zlot społeczności portalu - tym razem w Gdańsku, gdzie obecność potwierdziła spora liczba znanych mi zapaleńców, w tym takich, z którymi nie widziałem się już dwa lata. Emocje są więc wobec tego spore, a dodajmy do tego także fakt, że w mieście będę po raz pierwszy oraz kilka podszeptywanych w kuluarach atrakcji, a zrozumiecie, dlaczego mimowolnie co jakiś czas zerkam na mapę miasta czy listę obecności. W chwili, gdy czytacie te słowa, mój pociąg wyruszył już najpewniej ze stacji Warszawa Centralna, a za cztery godziny będę już na miejscu w otoczeniu reszty znajomych mord... oczywiście jeśli nie będzie opóźnień. A z nimi już bywa różnie. W każdym razie potwierdzonym mówię "do zobaczenia na miejscu", a tym niezainteresowanym - "żałujcie, że Was nie ma!"

Pytanie tygodnia: Moim pierwszym sprzętem do grania było Atari 2600... a konkretniej jego rodzimy klon o bojowej nazwie Rambo. W obudowie z czarnymi żeberkami znajdowały się już wgrane m.in. Pitfall, International Karate, gry ze Spider-Manem i Supermanem oraz jakieś wyścigi bolidów, których po dziś dzień nie jestem w stanie zidentyfikować. Szkoda tylko biednych dżojstików...

Źródło: własne
cropper