Najbardziej dziwaczne i chore symulatory. Ciężko uwierzyć, że ktoś coś takiego wymyślił!

Najbardziej dziwaczne i chore symulatory. Ciężko uwierzyć, że ktoś coś takiego wymyślił!

3man | 17.02.2018, 19:00

Symulatory. Zazwyczaj kojarzą się nam z lataniem w przestworzach albo wręcz w kosmosie. I w zasadzie jeszcze do niedawna (choć to względna cezura) była to jak najbardziej słuszna konotacja. Jednak rozwój sceny indie sprawił, że zwłaszcza w tym „gatunku” zaczęły pojawiać się produkcje, o jakim się fizjonomom nie śniło (jak by to powiedział Ferdek Kiepski). Zapraszam na przegląd najdziwaczniejszych symulatorów! Nie uwierzycie, co ludzie potrafią wymyślić…

Czytając (i oglądając filmiki, bo słowa tego nie oddadzą…) poniższe zestawienie najdziwaczniejszych symulatorów z pewnością będziecie się zastanawiać, kto i dlaczego tworzy takie rzeczy. Dobre pytanie – najprościej i nie wdając się zbytnio w analizy można powiedzieć, że są to osoby chcące wypełnić jakąś niszę, bo tak naprawdę wypełnienie jakiejś niezagospodarowanej przestrzeni to najłatwiejszy sposób na zarobek. Jak jednak pokaże poniższe zestawienie, jest bardzo cienka granica pomiędzy niszą a kontrowersją czy nawet bzdurą… Produkcje z tej listy są tak bezsensowne (w najlepszym wypadku), dziwaczne i często pozbawione smaku, że nawet nie siliłem się na jakieś logiczne ich ułożenie – z tego względu to zestawienie nie jest ani numerowane, ani ułożone alfabetycznie, co oddaje poczucie chaosu i wypaczenia jakie towarzyszy graczowi podczas kontaktu z nimi.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ant Simulator

Można zrozumieć ideę stojącą za powstaniem Ant-Mana, zresztą niegłupio się to oglądało w kinie, ale żeby marzyć o wcieleniu się w mrówkę jako taką? To trochę tak jakby zamiast chęci oglądania Batmana śnić o graniu w symulator nietoperza. Dziwne podejście, w każdym razie o tyle ciekawe, że symulator mrówki jest jedną z porządniejszych gier w tym zestawieniu za sprawą nie najgorszej grafiki oraz niemałych możliwości „gameplayu”, by wspomnieć choćby o prowadzeniu „bitew”.


Rock and Roll – Real Rock Simulator

Porzućcie wszelkie nadzieje – przykro mi, ale to nie jest symulator gwiazdy rocka. Niestety, zgodnie z całkowicie przyziemnym tłumaczeniem tytułu tej produkcji, wcielamy się tu w kamień i możemy się toczyć. Eksplorujemy wcale niemały świat wypełniony przez inne kamienie (czyli innych graczy, bo to tytuł multiplayer), możemy wybić się w powietrze i to wcale nie nisko dzięki specjalnym „trampolinom”, a także ścigać się z innymi kamieniami-użytkownikami. Możliwości jest oczywiście więcej. Nie wiem kto to wymyślił, ale nagrodę Jobla temu panu!


Rinse and Repeat

Symulator mycia się pod publicznym prysznicem. Hmm… A w zasadzie to nie żadne „się” tylko kogoś. Jeśli to nie jest jeszcze dla Was wystarczająco dziwne, to wiedzcie, że tym „kimś” są… faceci. Tylko i wyłącznie. Tym z Was, którzy w przeciwieństwie do większości to czytających plus mnie jeszcze nie rzygnęli, proponuję podczas grania w to arcydzieło nie schylać się po mydło… ani w grze, ani poza nią.


Tea Party Simulator 2015

Każdy czuje się od czasu do czasu troszkę samotny. Jeśli właśnie wtedy znajomi albo rodzina akurat nie mają dla nas czasu, zorganizujmy wirtualną imprezkę. Problem może stanowić fakt, że w tej grze jednym przyjacielem, który będzie z nami imprezować, jest pluszowy miś (swoją drogą, całkiem fajne towarzystwo, kojarzycie naszego redakcyjnego Miśka?). Jednak kiedy picie herbatki z pluszakiem nam się znudzi albo kiedy w końcu zdamy sobie sprawę, jak nisko upadliśmy i jakim bagnem jest nasze życie, skoro uczestniczymy w wirtualnej imprezce z pluszowym misiem, wtedy gra daje nam możliwość by zrobić totalną demolkę, czyli potłuc naczynia, rzucić kubkiem miśkowi w ryło i ogólnie siać destrukcję. System zniszczeń jakiego nawet GTA nie widziało, jest moc.


Goat Simulator

To chyba najpopularniejszy z dziwacznych simów. W pewnym sensie stał się tak mainstreamowy, że wiele osób jakby zapomniało, jak bardzo zryta jest to gra. Wcielamy się tu w niemal nieśmiertelną kozę, która robi różne, hmm, niezwykłe rzeczy, np. daje się potrącić ciężarówce albo używa plecaka odrzutowego lub łamie sobie kark (a w sumie nie) spadając po schodach. Wnosząc po popularności tego tytułu, niektórzy chyba pokochali to uczucie bycia niemal niezniszczalnym.


Who’s Your Daddy

Jeśli przygotowujecie się do roli rodzica i chcielibyście poćwiczyć opiekę nad dzieckiem albo uważacie, że fajnie by było zobaczyć świat z perspektywy bobasa, bo to dałoby Wam większy wgląd w zakres obowiązków opieki nad dzieckiem – oto gra dla Was, w każdym razie teoretycznie. Ta produkcja posiada jedynie specyficzny tryb multiplayer, w którym jeden z graczy wciela się w tatuśka mającego pilnować brzdąca, drugi zaś jest owym maluchem i musi zrobić wszystko by… umrzeć, wliczając w to tak dziwne sposoby jak włożenie widelca do gniazdka albo zamknięcie się w piekarniku z brzuszkiem pełnym zjedzonych baterii… Naprawdę nie macie wrażenia, że to raczej instruktaż skrzywdzenia dziecka? Ręce opadają.


Enviro-Bear 2010

Rozumiem, tak jak pisałem we wstępie do tego artykułu, samo wypełnianie jakiejś niszy, ale na co robić grę wyglądającą jakby była namalowana nawet nie w Photoshopie, a zwykłym Paincie, i to w dodatku przez kogoś totalnie będącego na prochach, kto nie powinien nawet rysować choćby i na kartkach do mamy? I żeby „tematyką” było upośledzone kierowanie pojazdem przez… niedźwiedzia. W dodatku model jazdy jest wybitnie pokpiony, bo można robić tylko jedną rzecz naraz, czyli wciskamy gaz, ale od razu trzeba zabrać łapę by zmienić bieg i dopiero wtedy można położyć łapy na kierownicy. Rzecz robi się dużo bardziej skomplikowana, gdy trzeba radzić sobie z wpadającymi do auta kamieniami czy… rybami albo hiperaktywnymi borsukami (sic!!!). To jedna z tych produkcji, które można skomentować jedynie malowniczym „WTF?!” cisnącym się na usta.

 

Seaman

W przeważającej większości dziwaczne simy wychodzą na PC z racji bycia produkcjami tak naprawdę amatorskimi albo pochodzącymi z małych studiów. Nigdy zatem nie pojmę, jak doszło do tego, że coś takiego jak Seaman dostało zielone światło na wrycie się w umysły wpierw użytkowników Dreamcasta, a rok później PlayStation 2. Miejmy to już za sobą: w Seaman należy opiekować się rybą o twarzy mężczyzny. Ot, że niby odkryto taki nowy gatunek i teraz mamy się nim zajmować. Nie ma jednak co do tego żadnych instrukcji i większość gry spędza się na rozszyfrowaniu, co może zadowolić ten specyficzny okaz, przy czym bezustannie trzeba niestety oglądać delikatnie mówiąc nieciekawą aparycję tego faceta, znaczy się pół ryby-pół mężczyzny, czy jak to nazwać. Co ciekawe, okazjonalnie dostajemy podpowiedzi on narratora, którym jest… Leonard Nimoy (tak, właśnie ten!). Seamana trzeba doglądać codziennie niczym tamagotchi, a komunikujemy się z nim głosowo za pomocą specjalnego mikrofonu dołączanego w zestawie (w każdym razie na konsoli Segi). Jeżeli stwór pożyje wystarczająco długo, dochodzi do kontaktu z innymi Seamanami, które mogą się rozmnażać, a nawet ewoluują… BEZ KOMENTARZA!


Surgeon Simulator

Wiem co sobie teraz myślicie: symulator chirurga? Co w tym takiego dziwnego? Raczej należałoby twórców pochwalić. Zapewne macie skojarzenia ze słynną serią Trauma Center z DS-a oraz Wii. I gdyby na tym autorzy się wzorowali, nie byłoby problemu. Sęk w tym, że w ich tworze chirurgiem jest koleś, który chyba za bardzo naoglądał się American Psycho… Sprawdźcie zresztą sami co tam się wyrabia na poniższym filmiku, a to jeszcze nic w porównaniu z resztą „możliwości”, jakie daje ta produkcja…


RapeLay

Oficjalnie ta gra jest zbanowana chyba wszędzie. Prawdopodobnie nigdy nie stworzono czegoś tak chorego. Gracz (tfu! Wyplujmy to słowo! Już raczej dewiant!) wciela się w gwałciciela, który śledzi i atakuje kobiety. To tyle jest względnie normalnych gier erotycznych, a komuś się zachciało pójść w tak nienormalnym kierunku, nie da się tego wytłumaczyć racjonalnymi względami. Tym bardziej, że to jeszcze nie wszystko – „najlepsze” zostawiłem na koniec. Otóż jednym z bardziej nie tylko niemoralnych, ale i po prostu totalnie psychopatycznych „twistów” w tej grze jest sprawienie by ofiara zaszła w ciążę, a później popełniła samobójstwo. Jeśli ktoś miał jakieś wątpliwości co do prawdziwej natury tego „dzieła”, to teraz są już z pewnością rozwiane.


Desert Bus

W tej grze należy kierować autobusem i przejechać trasę z Tucson (Arizona) do Las Vegas (Nevada). Brzmi jak jeden z wielu symulatorów tirów, ciężarówek etc? Macie rację – brzmi. Tylko. Zacznijmy od tego, że maksymalna prędkość naszego pojazdu to zdumiewające 45 mil na godzinę (70 km/h), zaś droga cały czas jest pusta, a za szybami rozpościera się jedynie bezkresna pustynia. Ile trwa ta przyjemność? 8 godzin. Taka jest długość gry. Nie da się ani krócej, ani dłużej, bo jedziemy cały czas z tą samą prędkością prostą drogą, na której nie ma żadnego ruchu i ogólnie nic się nie dzieje. To jednak jeszcze nic. Jeśli wciąż sądzicie, że mimo wszystko mógłby to być fajny relaks na krótkie posiadówki, to teraz mam do przedstawienia prawdziwą bombę: „akcja” gry toczy się w czasie rzeczywistym i nie można jej też zapauzować. Jeśli wpadliście właśnie na genialny pomysł próby oszukania gry poprzez zaniechanie sterowania autobusem, tak by jechał sam z siebie (np. kładąc jakiś przedmiot na klawiszu), to znów mam złą wiadomość: bez wyraźnej integracji z graczem autobus zjeżdża w prawo (trzeba cały czas korygować kurs strzałką w lewo) i jeśli zjedzie z drogi, czeka Was… holowanie z powrotem do Tucson. W czasie rzeczywistym. Najpierw zaś trzeba poczekać, aż pomoc drogowa przyjedzie… Też w czasie rzeczywistym. Brzmi jak ponury żart? Na pocieszenie powiem Wam, że podobno rzeczywiście tak jest i to prawdopodobnie jedyna produkcja w tym zestawieniu, która jest świadomą kpiną.


Soda Drinker Pro

Jeśli do tej pory skrót FPS kojarzył się Wam z giwerami, ratowaniem świata czy ogólnie ostrą akcją to musicie skorygować swe naiwne wyobrażenia! Otóż od teraz FPS to nic innego jak first person soda. Gra, w której z perspektywy pierwszej osoby pije się różne napoje w puszkach w egzotycznych lokacjach. Brzmi absurdalnie? Może, ale tytuł ten zyskał atencję ze strony takich poważnych serwisów, jak Game Informer czy Kotaku. Nic dziwnego, w końcu nie ma to jak przyjąć miliony pustych kalorii bez żadnego ryzyka!


Pigeon Dating (Hatoful Boyfriend)

Mówi się, że zakochani gruchają jak gołąbki i w tej grze jest to niestety dosłownie możliwe. W tym randkowym symulatorze wcielamy się w dziewczynę, która chce zawrzeć nie tylko bliższą znajomość z tytułowym gołębiem, znaczy się gołębiami, ale i różnego rodzaju ptakami… Na pocieszenie (tylko kogo?) można powiedzieć, że prócz ptaków pojawiają się też mangowe portrety chłopców… Choć w sumie nie wiem, co jest gorsze, bo obydwie te rzeczy są raczej nielegalne na całej zachodniej półkuli.


Toilet Tycoon

„Życia nie oszukam. Jestem synem króla sedesów. To wysoko postawiona poprzeczka”. Jeżeli zawsze zazdrościliście Lasce wspaniałego ojca albo ogólnie, hmm, „spuścizny”, to nic straconego, bo jak to często bywa, gry są rekompensatą za coś niemożliwego do osiągnięcia w życiu, i tak samo w tym przypadku możemy poczuć się nawet lepiej niż Laska, bo jak jego ojciec, król sedesów. W grze nie tylko buduje się szalety i wyposaża je we wszelkie udogodnienia typu rolka papieru i takie tam, ale i prowadzi np. badania naukowe nad coraz lepszymi sposobami zapewnienia klientom miłego spędzenia czasu na tronie. To jednak nie wszystko, bo konkurencja nie śpi. Dlatego też wzorem np. stareńkiego Airline Tycoon można nająć szemranych typów, by demolowali toalety naszych rywali biznesowych. Mogą w nich wymiotować albo zwyczajnie rozwalić je młotkiem. Tyle tylko, że taka przyjemność kosztuje 50 000 euro (sic!), przy czym nie zawsze musi zakończyć się sukcesem (że co?!), a w skrajnym wypadku nasi ludzie mogą zostać zatrzymani przez policję, także za zwykłe zwymiotowanie (WTF?!). To by było na tyle, jeśli sądziliście, że to „normalna” symulacja biznesowa…


I jak wrażenia? Macie jakichś swoich faworytów na tej liście? Dajcie znać w komentarzach, czy pominąłem jakiś, hmm, fajny symulator. Swoją drogą to jeszcze trochę by się znalazło tego typu wybryków natury. Reflektujecie na drugą część tego typu zestawienia?

Źródło: własne
cropper