Hyde Park. Najbardziej pamiętny boss w grze wideo?

Hyde Park. Najbardziej pamiętny boss w grze wideo?

Rozbo | 10.02.2018, 09:00

Ten moment, kiedy po długiej wędrówce docieracie wreszcie do bossa. Zaczyna się bezpardonowy bój na śmierć i życie. Każdy z Was zapewne ma w pamięci co najmniej jedną walkę z bossem, która albo była epicka, albo zaskakiwała unikalnymi pomysłami i mechaniką. Ciekawi nas, jaki boss był dla Was niezapomniany. Dajcie znać w komentarzach, tymczasem my życzymy udanego weekendu.

Perez:  Rezerwacja zrobiona, plan wyjazdu ogarnięty – tak, to już za tydzień, kolejny zlot PPE.pl. Po spotkaniach w Warszawie (byłem na obu), Lublinie (tu byłem raz na trzy) i Katowicach (a tu akurat mnie nie było) przyszedł czas na północ kraju i tym samym 17-18 lutego widzimy się w Gdańsku. Dotychczas w swoim kalendarzu miałem tradycyjne coroczne spotkanie ekipy od Football Managera, ale nie ukrywam, że bardzo się cieszę, iż nasza portalowa społeczność tak sprawnie się ogarnia i organizuje zloty – każdy z nich to zawsze okazja do poznania nowych osób lub zobaczenia się z tymi już znanymi, wymiany zdań o PPE czy PSX Extreme, ale też po prostu pogadania „o życiu”. A sam Gdańsk też będzie miał powody do dumy, wszak nie codziennie do miasta przyjeżdżają komentator roku PPE i król shouta! ;).

Dalsza część tekstu pod wideo

Zaraz połowa lutego, a faza na kontrolę finansów nie mija. Bez jakiegoś chorobliwego notowania każdego grosza, ale po styczniu są już jakieś sensowne wnioski i fajnie widać, ile miesięcznie „kosztują” dzieciaki, ile przejadamy, ile pochłania samochód (rozumiem osoby, które wybierają komunikację miejską). Dobrze jednak też sprawdzać, czy gdzieś nie wydajemy za dużo – ot, ostatnio dosłownie jednym mailem i jedną rozmową telefoniczną obniżyłem o jakieś kilka stówek w skali roku rachunek za prąd. Podobnie było z wodą, a raczej jej kupowaniem – sprawę rozwiązał dzbanek z filtrem – bardzo spoko rozwiązanie, polecam. No chyba że ktoś ma bardzo dobrą „kranówę”, to w ogóle nie ma sensu wydawać kasy na kupowanie wody czy jej filtrowanie.

Pytanie tygodnia: Jak Rozbo wymyśli pytanie… Gdzie ja mu znajdę bossów w Football Managerze czy Farming Simulator? Stonkę ziemniaczaną? ;)


.Rozbo: Znowu intensywny tydzień. Środę i czwartek spędziłem w Paryżu na evencie pewnego wydawcy i grałem w kilka zaskakująco dobrych produkcji. Szczególnie jedną, która była pewną niewiadomą, ale po kilku godzinach hands-on wiem już, że jest na to czekać. Na razie jeszcze nic nie mogę mówić, ale szczegóły już niebawem. Swoją drogą zabawna sprawa, ale Paryżanie kompletnie nie wiedzą jak radzić sobie ze śniegiem. Ostatnio jest go w stolicy Francji w nadmiarze, więc nic nie funkcjonuje poprawnie - komunikacja miejska, taksówki, służby oczyszczania miasta, lotnisko... na tym ostatnim spędziliśmy ponad godzinę uwięzieni w samolocie na płycie lotniska po wylądowaniu. Dlaczego? Nikt tego nie wie. Francuzi nie mają w zwyczaju się chyba tłumaczyć. 

Wciągnąłem się na nowo w "The Expanse" na Netfliksie. Po świetnym pierwszym sezonie, który jednak przymulał na końcówce miałem średnią motywację na kolejny. Mimo to drugi rozkręcił się porządnie. Ze względu na brak czasu nie mogę sobie pozwolić na wchłonięcie całego sezonu za jednym zamachem, ale kiedy tylko mogę, oglądam sobie kolejne odcinki.

Jeśli chodzi o gry, to też chroniczny brak czasu, ale kumple wciągnęli mnie w The Elder Scrolls Online. Zacząłem grać (to za dużo powiedziane, dopiero 8. level) i całkiem mi się podoba. Pogłoski, jakoby udało się z tego miernego początkowo MMORPG zrobić wreszcie coś dobrego, chyba nie były bezpodstawne. Jeśli faktycznie się wciągnę i pogram wystarczająco długo, na pewno nie zabraknie recenzji. Druga gra (jak na złość, kolejny pożeracz czasu) to Monster Hunter: World, do którego przymierzałem się od tygodnia. I kilka spostrzeżeń na świeżo. Po pierwsze - najfajniejszy kreator postaci jakim się bawiłem, przy którym bez mała zeszło mi ze 2 godziny (ba, od razu dwie postaci machnąłem!). Po drugie - klimat polowania jest super. Po trzecie - zabawne jak dziwnie współczesne rozwiązania mieszają się tu ze starymi, totalnie archaicznymi (sterowanie!!!). Po czwarte - duże miecze we wszelkich odmianach i formach, uwielbiam duże miecze! Po piąte - najlepsze polskie tłumaczenie w historii gier wideo. Dlaczego? Koleżkot. Kumacie? Koleżka + kot = KOLEŻKOT! Chciałbym poznać osobę, która to wymyśliła... Co może być lepszego od koleżkota?

Pytanie tygodnia: Pytanie jak zwykle trudne, bo takich bossów była masa (jak ja to robię, że wymyślam takie pytania?), ale postaram się ograniczyć listę do kilku. Najważniejszy (gameplayowo i fabularnie) boss to... po prostu The Boss z MGS3: Snake Eater. Ten niesamowity, emocjonalny i emocjonujący finał, ta łąka na której kwiaty stopniowo pokrywały się czerwienią, no i ten wzruszający koniec.... Majstersztyk. Inny pamiętny boss to monumentalny, trzeci kolos z Shadow of the Colossus. Walka z Vergilem na szczycie wieży Tamen Nigru w Devil May Cry 3.... i tu powiem stop. Byłby jeszcze tuzin takich starć, ale nie ma miejsca na wymienianie. 


Rayos: Tydzień upłynął z jednej strony leniwie, bo prawie nic w giereczki nie grałem, a z drugiej strony aktywnie, bo ciągle gdzieś w tygodniu latałem. A to siłownia, a to kino, a to drugie kino, łyżwy, no cholera, aktywny jak nigdy. A za tydzień zlot PPE w Gdańsku, który pewnie odwiedzę… 

W sumie to wkurza mnie już trochę ta zima. I nie dlatego, że jest zimno. Lubię gdy jest zimno, chłodno, czuję się wtedy najlepiej, ale wkurzam się z powodu ciągłej zmiany pogody. W nocy śnieg, -5 stopni, a po południu +2 i błoto wszędzie. I tak od tygodnia. No bez przesady Matko Naturo, ogarnij się, a nie strzelaj fochy jak jakaś baba z wahaniami nastrojów! 

Podobno w Pradze szaleje grypa. W Krakowie słyszałem, że też. Zastanawiam się, czy uda mi się zachorować czwarty raz w przeciągu ostatnich 4 miesięcy, czy uda mi się uniknąć kolejnego choróbska. A miałem jechać do naszych sąsiadów na weekend, odpocząć i ogarnąć sobie parę rzeczy… Może w następnym miesiącu. 

Pytanie tygodnia: Laboga, ciężkie pytanie… Po nocach mi się śni atak klonów z walki przeciwko Aresowi w pierwszym God of War na Very Hardzie. Podobnie ciarki mnie przechodzą, gdy sobie przypomnę te niezliczone próby pokonania Ornsteina i Smougha z Dark Souls… Ale w sumie to ostatnio słuchałem ponownie soundtracku z fenomenalnego Mario & Luigi Bowser Inside Story i wiecie co? Finalny Boss tej gry może się poszczycić najbardziej epickim motywem muzycznym i absolutnie fantastycznie poprowadzoną walką, której by się nie powstydził nawet Final Fantasy. Czasem aż dziw mnie brał, że coś takiego znalazło się w grze o Mario. Więc tak… chyba to jest najbardziej pamiętny boss. No, w ostateczności każda dowolna walka w Shadow of The Colossus. Albo epicka walka z Posejdonem w GoW3. Albo Finalny boss w Contrze. No cholera, nie wiem który najbardziej! Wybierzcie sobie coś z tego, co wymieniłem… 


3man: W tym tygodniu w dziale Legendy Gamingu znajdziecie tytuł naprawdę, ale to naprawdę wybitny. Fallout. Czas najwyższy, chciałoby się rzec. Napisawszy pierwszą wersję tekstu w poniedziałek, wpadłem w drobną panikę i odłożyłem jego dokończenie na piątek. Otóż odniosłem wrażenie, że nie oddałem temu dziełu należytego hołdu. Po powrocie do artykułu w piątek stwierdziłem, że nie jest tak źle, mogło być gorzej, ale szkopuł w tym, o czym zresztą wspominam w tekście (będzie w niedzielę), że tego typu produkcje bardzo ciężko opisać w sposób, który chociaż minimalnie pokaże klasę takiej gry. Po prostu nie ma wyrazów, które oddałyby geniusz takiego arcydzieła. Nie bez powodu powstało powiedzenie, że jeden obraz potrafi powiedzieć więcej niż tysiąc słów. W tym wypadku jedna godzinka obcowania z Falloutem potrafi przekonać bardziej niż nawet dziesiątki choćby i najwymyślniej napisanych tekstów. Można pomyśleć, że jak coś jest grą życia (niech będzie, że jedną z kilku), to pisać będzie się o tym jak na skrzydłach. Otóż nie, jest wprost przeciwnie, nagle okazuje się, że cała ogromna wiedza na temat danej produkcji i jej uniwersum to wręcz balast, bo ciężko jest wybrać, jakie elementy tak ogromnego dzieła wrzucić do bądź co bądź króciutkiego tekstu. Pozostaje mieć nadzieję, że tego nie schrzaniłem, ale z drugiej strony jest to gra-legenda, która broni się sama i nie potrzebuje już żadnych peanów od nikogo, więc nawet i prosty opis powinien być stosownym zadośćuczynieniem za te wszystkie tysiące godzin spędzone w tym uniwersum na przestrzeni całej serii, której wciąż najlepsze części to te z numerkiem 1 i 2, a dopiero potem mamy New Vegas, do którego gry Bethesdy nie mają podejścia.

Pytanie tygodnia: Ha, całkiem przypadkowo Rozbo wymyślił świetne jak dla mnie pytanie, bo cudownie mi się to łączy z opisywanym przeze mnie w tym tygodniu Falloutem. Najbardziej pamiętny boss to jak dla mnie Mistrz z właśnie pierwszego Fallouta. Intryguje mnie, jak świetnie opracowano tę postać oraz ideologię, jaką wyznaje. Wszystko jest tu przemyślane i przedstawione w sposób wiarygodny – Mistrz nie został Mistrzem tylko i wyłącznie za sprawą swoich osobliwych przemyśleń, wiele zrobił tutaj zbieg okoliczności i splot pewnych zdarzeń, a także, nie ma się co czarować, choroba psychiczna, która zresztą też nie wzięła się znikąd. Koleś w sumie bardzo przypomina Hitlera (rzecz jasna, raczej nie z wyglądu… „lekko” mu się zmutowało…), który też przecież tak naprawdę natrafił na sprzyjające okoliczności w swej drodze na „szczyt” (no i miał nierówno pod kopułą, to swoją drogą; obydwaj są też charyzmatyczni i mają gadane). No i można powiedzieć, że z deka też kończy podobnie jak on – jego plany o tysiącletniej Rzeszy, pardon, Jedności, i rasie panów toną na koniec w oceanie gruzów dzięki niszczącej je sprawiedliwości dziejowej. Z Mistrzem wiąże się jeszcze jedna kapitalna sprawa – czy mi się zdaje, czy to jedyny boss w historii, którego można przekonać, że jest zły i powinien sam ze sobą skończyć (genialna dyskusja!)? Mam wrażenie, że gdzieś to jeszcze później widziałem (Arcanum?), ale była to ewidentna zrzynka z Fallouta (no dobra, niech będzie, że hołd).


mashi1986: Pozmieniały mi się plany i moja obecność na przyszłotygodniowym zlocie anonimowych alkoholików w nadmorskim kurorcie "Długa Strit" stanęła pod dość sporym znakiem zapytania. Szczerze liczę na to, że uda  mi się jednak dotrzeć i znów zobaczyć znajome twarze tutejszych portalowiczów, z którym widziałem się nie raz, ale też poznać tych, których nie było dane mi widzieć. Być może będzie spontan i wejście przez okno na linie niczym antyterrorysta odbijający zakładnika z rąk niebezpiecznego przestępcy. Jeśli jednak wypad nie wypali - trudno, jakoś się pozbieram...czego nie mogę powiedzieć o dzisiejszym wieczornym seansie. Tak - kolejny raz życie wystawiło mnie na ciężką próbę. O godzinie 21 zasiadam w poznańskim kinie Helios na seansie, który w kobietach rozbudza najdziksze instynkty, a u mężczyzn wywołuje co najwyżej delikatne drgania...ust, bo śmiechu jest kupa. Z szacunku dla męskiej części społeczności nie wymienię jego nazwy [wyręczę Cię, "Winchester, dom duchów"? Zgadłem? ;-) - Rozbo]. 

Poza tym rysuje sobie plany na ten rok związane z grami. Jako że 2018 zapowiada się niezwykle ciekawie pod tym względem, staram się nakreślić pewne priorytety, nie pomijając żadnej z konsol. Myślę, że na koniec roku będę mógł się pochwalić nie tyle szerokim spektrum ogranych gier, co raczej wybranymi, acz wyjątkowymi pozycjami. Wydaje mi się, że taka strategia też ma sens. Miłego weekendu!

Pytanie tygodnia: Pewnie większość z Was wymieni - a jakże - Psycho Mantisa, albo Sniper Wolf z pierwszej części Metal Gear Solid na "szaraczka". Mi jednak w pamięci - sam nie wiem czemu - utkwił pojedynek z The Boss. Epicka walka, o której powiedziano i napisano już wszystko, więc ograniczę się tylko do stwierdzenia, że nigdy wcześniej, ani nigdy później nie dane było mi doznać takich emocji podczas gry jak wtedy...I to ostatnie naciśnięcie spustu...

Źródło: własne
cropper