Temat Tygodnia - 2017 rok a GTA V wciąż na topie!

Temat Tygodnia - 2017 rok a GTA V wciąż na topie!

Rozbo | 03.02.2018, 13:00

Średniowieczni alchemicy bezskutecznie próbowali zamienić ołów w złoto. Stworzyć formułę, która zapewni nieograniczone bogactwo. Aż do 2013 roku nie było to jednak możliwe. I wtedy na rynku pojawiło się Grand Theft Auto V.

W dotychczasowej historii naszej branży nie było dotąd gry, która sprzedawałaby się tak fenomenalnie nieprzerwanie od 4 lat. Wprawdzie GTA V zdążyło w tym czasie przeskoczyć z poprzedniej generacji na obecną oraz wejść z komponentem GTA Online, ale wciąż jest to ta sama produkcja, która zachwycała jeszcze w 2013 roku. W 2018 wciąż ogałaca portfele graczy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Więcej na ten temat w:

Grand Theft Auto V najbardziej dochodową grą konsolową 2017 roku! PUBG zarobił majątek

Red Dead Redemption 2. Data premiery! Rockstar opóźnił debiut

Karmi się kurę, która znosi złote jaja

W pewnym sensie nudne stało się już ciągłe ogłaszanie wyników sprzedaży np. w UK, gdzie niemalże miesiąc w miesiąc GTA V albo jest na szczycie listy, albo w jej absolutnej czołówce. W Europie w połowie stycznia gra Rockstar sprzedawała się lepiej niż Star Wars: Battlefront II czy Assassin's Creed Origins. Produkcja z 2013 roku! Mało tego. W kwestii sprzedaży cyfrowej na konsolach za cały 2017 rok (który - jak wiemy - był fantastyczny pod względem wydanych gier) GTA V również dzierży pałeczkę pierwszeństwa, wyprzedzając takie produkcje jak Call of Duty: WWII, FIFA 17 i 18 czy Destiny 2. 

W listopadzie ogłoszono, że rozeszło się już ponad 85 milionów egzemplarzy tego szpila. To najlepiej sprzedająca się gra w USA w historii branży! Nic nie wskazuje na to, by ten szalony maraton GTA V miał spowolnić, albo się zatrzymać. To też ogromna zasługa online'owego, stale wspieranego komponentu, na który gracze wydają krocie.

Ma to co najmniej kilka istotnych skutków. Po pierwsze, cena piątej części Grand Theft Auto wciąż utrzymuje się na poziomie typowym dla rynkowej nowości AAA. Cena nie spadnie, bo popyt wciąż jest ogromny. Po drugie, ogromne zyski ze sprzedaży gry oraz z mikrotransakcji w GTA Online sprawiają, że twórcom absolutnie nie spieszy się z wydaniem sequela. W tym roku (najprawdopodobniej) zagramy WwRed Dead Redemption 2, natomiast nie zdziwiłbym się, gdyby pierwsze wzmianki o GTA VI pojawiły się dopiero za 2, 3 lata. Po trzecie wreszcie - rynkowa wojna o klienta w okolicach premiery dowolnej gry od Rockstar okazuje się efektownym harakiri.  

Bez pośpiechu

W tym kontekście nie dziwi ogłoszenie późniejszej niż przewidywana daty premiery RDR 2. Westernowy sandbox pojawi się na rynku 26 października br. i zapewne zgniecie inne tytuły, które w ramach jesiennego wysypu hitów trafią na rynek (dlatego niewykluczone, że większość wydawców przesunie swoje premiery, tak by nie wejść temu walcowi pod koła). Niewykluczone jednak, że to też nie jest ostateczna data, i możemy spodziewać się kolejnych przesunięć (pewnie mniejszych niż większych). Rockstar, jako jedna z nielicznych firm w branży, ma niemal pełny komfort w kwestii czasu pracy nad nową produkcją. Dla nas to wbrew pozorom bardzo dobra wiadomość, bowiem widać, że zadowoleni z zysków GTA V akcjonariusze nie wiszą nad głową szefostwu firmy. Jest więc czas na dopieszczenie detali, wyeliminowanie błędów i w efekcie dostarczenie produktu, w jaki chcielibyśmy wszyscy zagrać z przyjemnością.

Myślę zresztą, że deweloperzy ostro pracują nad online'owym komponentem do RDR 2, bo to tam kryje się obietnica największych zysków. Najprawdopodobniej w przyszłości Rockstar będzie w równy sposób wspierał obie usługi (GTA Online i RDR Online), co jeszcze dalej mogłoby potencjalnie odsunąć w czasie ewentualną premierę szóstej części gangsterskiej serii. Niezależnie od przyszłości RDR 2, przyszłość Rockstara wciąż dzięki GTA V rysuje się w kolorowych (głównie zielonych od dolców) barwach. 

 

cropper