The End of the F***ing World – recenzja serialu

The End of the F***ing World – recenzja serialu

Jędrzej Dudkiewicz | 10.01.2018, 20:14

Netflix się coraz bardziej i coraz szybciej rozwija (nawet jeśli tylko umożliwia szeroką dystrybucję poszczególnych produkcji). Już niemal nie ma miesiąca bez premiery nowego serialu lub kolejnego sezonu jakiejś produkcji (w lutym czeka nas Modyfikowany węgiel, w marcu kolejna Jessica Jones). W styczniu na ekrany naszych komputerów zawitało tymczasem osiem krótkich – bo dwudziestominutowych – odcinków produkcji  brytyjskiego Channel 4 o wdzięcznym tytule The End of the F***ing World.

James tylko teoretycznie jest typowym nastolatkiem. W rzeczywistości – jak sam twierdzi – ma zadatki na psychopatę, nie odczuwa i nie okazuje żadnych emocji, a jego największym obecnie marzeniem jest zabicie człowieka (wcześniej eksperymentował na zwierzętach). Pewnego dnia poznaje Alyssę, równie oderwaną od normalności dziewczynę, którą zaczyna postrzegać jak potencjalną ofiarę. W związku z tym szybko zgadza się na wspólną ucieczkę z domów i wyprawę na spotkanie biologicznego ojca Alyssy.

Dalsza część tekstu pod wideo

The End of the F***ing World recenzja serialu

The End of the F***ing World recenzja serialu

The End of the F***ing World jest zatem serialem drogi i, jak to zwykle bywa w tego typu produkcjach, bohaterowie podczas podróży mają okazję mocno się zmienić. Tak się rzeczywiście dzieje, co działa bardzo dobrze pod kątem kibicowania im, nawet wtedy, gdy nie zachowują się najlepiej i popełniają przestępstwa. Chociaż James i Alyssa są od początku ciekawi (głównie dlatego, że inni), ich apatyczność i brak specjalnej reakcji na to, co im się przytrafia powoduje, że trudno jest widzowi się z nimi zidentyfikować. Zdarzają się w związku z tym chwile nudy, gdy można się bez problemu „odkleić” od ekranu i przestać na chwilę śledzić ich przygody. Na szczęście oboje szybko odkrywają w sobie nieznane dotąd uczucia i przemyślenia. Większość wątków trzyma się też mocno kupy, aczkolwiek muszę przyznać, że pod kątem psychologicznym nie wszystko mnie w stu procentach przekonywało. Tak naprawdę wymienione tu wady nie są zbyt duże i zdecydowanie warto dać szansę temu brytyjskiemu serialowi.

Jest to bowiem współczesna wersja Bonnie i Clyde’a (oczywiście mam na myśli film, bo naprawdę byli oni znacznie mniej interesującymi i nie budzącymi żadnej sympatii osobami), pełna często absurdalnego czarnego humoru. Chociaż The End of the F***ing World jest momentami niesamowicie zabawne, całość w zasadzie jest dość przygnębiająca. Chociaż to w sumie zależy od interpretacji, zwłaszcza ostatniej sceny: w zależności od tego, jak się ją odczyta, mocno zmieni się wydźwięk i przesłanie całości. Serial można potraktować jak opowieść o dwóch nieprzystosowanych do życia jednostkach, które ośmielają się chcieć czegoś więcej lub czegoś innego niż każe im społeczeństwo. A wiadomo, że takimi postawami panujący system ma spore problemy, więc zrobi wiele, by zniszczyć wrogów i zachować przyjęte normy, wzorce i konwenanse. Jest tu też opowieść o buncie dojrzewających nastolatków, które nie bardzo mają skąd czerpać inspirację do zastanawiania się nad tym, czego chcą. W ofercie dostają albo Internet i – pod pozorami indywidualizmu i unikalności – unifikację, albo dorosłych, którzy w ogóle ich nie rozumieją i nie wiedzą nawet, jak się z nimi komunikować (w zasadzie każda dojrzała osoba w serialu ma bardzo dużo na swoim sumieniu i trudno ich uznać za wzorce do naśladowania). The End of the F***ing World to także przejmująca opowieść o desperackiej próbie poczucia czegoś w coraz bardziej dziwnym, odpychającym świecie, chęci zwyczajnego bycia sobą, cokolwiek by to miało oznaczać. Chociaż, jak wspomniałem, serial ma w sobie pierwszorzędny humor, bardziej jednak jest tragedią. A może to po prostu dobra ilustracja tego, że ludzkie życie najczęściej jest właśnie tragikomedią?

The End of the F***ing World recenzja serialu

Serial ma też bardzo dobre aktorstwo, ze szczególnym uwzględnieniem odtwórców głównych ról. Zarówno James, jak i Alyssa są fantastycznie napisani i zagrani: nawet gdy nie okazują emocji i są dość niemrawi, doskonale czuć, że gdzieś tam, głęboko siedzą w nich potężne uczucia i wystarczy pretekst, by znalazły one swoje ujście. Jednocześnie Jessica Barden i Alex Lawther sprawiają, że ich postacie, mimo różnych przestępstw, autentycznie da się polubić. Tym smutniejsze są ich przygody. The End of the F***ing World ma też znakomitą ścieżkę dźwiękową, często nadającą poszczególnym scenom rytm i energię. Wszystko to razem sprawia, że warto zapoznać się z najnowszą produkcją prezentowaną przez Netflixa. A jeśli kręcicie głowami, że to kolejny serial i nie macie czasu, to pamiętajcie, że cały pierwszy sezon trwa niecałe trzy godziny, czyli tyle co dwa krótkie filmy.

Atuty

  • Dwójka ciekawych, zmieniających się bohaterów;
  • Czarny humor;
  • Ścieżka dźwiękowa;
  • Duża możliwość interpretacji

Wady

  • Czasem zwyczajnie nudny, widz „odkleja się” od ekranu;
  • Niekoniecznie wszystko przekonuje psychologicznie

The End of the F***ing World to kolejna bardzo ciekawa produkcja Netflixa, z którą warto się zapoznać.

7,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper