Death Stranding. Czy ta gra ma szansę na sukces?

Death Stranding. Czy ta gra ma szansę na sukces?

Rozbo | 06.01.2018, 17:00

Death Stranding - wielce oczekiwana gra Hideo Kojimy - jest nie lada zagadką tak dla graczy, jak i dla mediów. Czasem jednak odnoszę wrażenie, że jest nie mniejszą zagadką dla samego jej twórcy...

Death Stranding jest dla Kojimy ważny z wielu powodów. To jego pierwszy od lat projekt, który nie dotyczy serii Metal Gear Solid, a na dodatek to jego pierwsza gra tworzona poza Konami, z którym związany był przez całą swoją karierę i z którego odszedł w niezbyt miłej atmosferze.

Dalsza część tekstu pod wideo

Garść informacji o rozgrywce w Death Stranding

Nie będzie przesady w twierdzeniu, że dla tego uznanego twórcy to w pewnym sensie opus magnum. Branża i gracze dość entuzjastycznie reagują na kolejne informacje dotyczące Death Stranding, ja jednak nie mogę się pozbyć wrażenia, że coś mi tu nie gra... Na tak wielu płaszczyznach, że zaczynam się zastanawiać, czy ta gra ma w ogóle szansę na sukces.

Gra inna niż wszystkie?

Dotychczasowe trailery gry Kojima Productions zapowiadają dzieło - delikatnie mówiąc - specyficzne. Oto główny bohater gry, Sam, po śmierci każdorazowo trafia do swego rodzaju czyśćca, który może swobodnie eksplorować. W Death Stranding Hideo bawi się z koncepcją tradycyjnego pojmowania mechaniki "game over". Wspomniany czyściec jest tym miejscem, gdzie w normalnej grze można zobaczyć napis kontynuacji. Tutaj to interaktywna przestrzeń, zaś powrót do świata żywych, to nie - jak w innych grach - powrót do wcześniejszego, z góry ustalonego punktu (checkpointu), co wiąże się z powtarzaniem od początku danego etapu. 

Powracając zza światów, Sam nie zaczyna niczego od początku. Gra rejestruje jego zgony, nie cofa świata do stanu sprzed śmierci. Ten świat i jego specyficzne życie toczy się dalej. A to świat pełen różnych dziwacznych pomysłów, specjalnych połączeń między ludźmi, noworodków w pojemnikach, wielkich, tajemniczych istot czy koncepcji "deszczu z innego świata" zmieniającego upływ czasu... Pomysł na gameplay'owe mechaniki jest co najmniej intrygujący, jednak oprawiony światem, który - przynajmniej na podstawie trailerów - ciężko przetrawić bez dodatkowych wyjaśnień autora, których zresztą udzielał w niejednym wywiadzie.

Nie wiem, co właśnie widziałem

Osobiście uważam to za porażkę - jeśli twórca sam musi tłumaczyć założenia swojego dzieła. Powinno ono być autonomiczne, otwarte na interpretacje odbiorców, tymczasem ojciec MGS-a zdaje się czasem miotać w wyjaśnieniach zachęcany przez skonfundowanych dziennikarzy. 

Nie zrozumcie mnie źle - doceniam ambicje Death Stranding. Kojima jest znany z tworzenia wielopłaszczyznowych fabuł, intertekstualnych gierek z popkulturą oraz burzenia czwartej ściany. To wszystko to coś, co odróżnia autorskie dzieło od produktu czysto komercyjnego. Ale oglądając trailery Death Stranding widziałem głównie nieskładną serię kulturowych odniesień i pozbawionych większego sensu obrazów.

Jest bardzo cienka granica pomiędzy scenariuszowym kunsztem a najzwyklejszą grafomanią

Od razu zaznaczam - nie jestem akolitą Hideo Kojimy i choć seria MGS nie jest mi obca (a MGS3 wręcz kocham miłością żarliwą), to nigdy nie miałem potrzeby zagłębiania się w symbolikę jego dzieł i analizę każdego najdrobniejszego elementu. Do Death Stranding podchodzę z pozycji doświadczonego w branży gier, ale jednak nie grzebiącego w umyśle Kojimy odbiorcy. I widzę coś absolutnie niezrozumiałego oraz ciężkostrawnego. A trzeba pamiętać o tym, że aby Death Stranding odniosło sukces, musi trafiać do takich właśnie odbiorców, a nie do wprawdzie niemałej, choć w skali makro wciąż wąskiej, grupy wyznawców tego nietuzinkowego Japończyka.

Jest bardzo cienka granica pomiędzy prawdziwą autorską sztuką a jej parodią. Między scenariuszowym czy literackim kunsztem a najzwyklejszą grafomanią. Hideo Kojima - legenda branży, bożyszcze wielu graczy oraz ikona wszystkiego, co w gamedevie można nazwać indywidualizmem autorskim - wraz ze swoim najnowszym projektem cały czas niebezpiecznie balansuje na tej krawędzi. W tym kontekście ze swoim Death Stranding przypomina mi trochę Darrena Aronofsky'ego i jego ostatni film, "Mother". Autor "Requiem dla snu" oraz "Czarnego Łabędzia" za bardzo pogrążył się w autotematyzmie, wierząc zbytnio w swoją zdolność do oddziaływania na widza, na czym się niestety przejechał. Czy taki sam los spotka Hideo...?

Na papierze...

Ale poza kwestią samej koncepcji artystycznej Death Stranding, jest jeszcze bardzo pragmatyczny i przyziemny aspekt techniczno-biznesowy, który nie daje mi spokoju. W praktyce ta gra jeszcze nie istnieje. Póki co są to trzy trailery nie zawierające gameplay'u. Silnik graficzny (należąca do Guerilla Games Decima) został wybrany dopiero po roku od czasu ogłoszenia prac nad grą i próżno szukać wyraźnych konkretów odnośnie postępów prac. Aktorzy, którzy zostali zaangażowani w projekt (Norman Reedus, Mads Mikkelsen oraz reżyser i przyjaciel Kojimy Guilermo del Toro) nie mają do końca pojęcia, w czym biorą udział, a wszelkie informacje skryte są za drzwiami siedziby Kojima Productions (oraz najprawdopodobniej wydawcy, czyli Sony). Z jednej strony to dobrze, z drugiej już w trzeci rok od ujawnienia prac na tym tytułem dobrze byłoby poznać jakiekolwiek konkrety.

Hideo Kojima to wielki wizjoner, musi się jednak zmierzyć ze swoim największym demonem - ambicją

Nie możemy zapominać, że Kojima Productions - choć składające się z weteranów branży - to zupełnie nowe studio. Bez odpowiedniego zaplecza, być może bez wypracowanej kultury i dyscypliny pracy. Hideo Kojima oraz jego zespół miał dużą swobodę w Konami, jednak korporacyjny "ordnung" cały czas w mniejszym lub większym stopniu miał wpływ na postępy w pracach nad kolejnymi MGS-ami. Jak bardzo Sony jako wydawca nadzoruje projekt? Tego nie wiemy, można jednak założyć, że Kojima ma wolną rękę i zaufanie akcjonariuszy. Pytanie, na jak długo? Jak długo musimy czekać, żeby zobaczyć wreszcie realny gameplay? Czy nie okaże się ponownie, że Death Stranding to kolejna gra, w której krótkie przerywniki akcji przeplatane są kilkunastominutowymi filmikami? We wcześniejszych częściach przygód Snake'a gracze to akceptowali, ponieważ MGS zdołał wyrobić sobie prestiżową pozycję na rynku. Jednak w przypadku Death Stranding mamy do czynienia z zupełnie nowym IP i nawet nazwisko wielkiego twórcy stojącego za jego produkcją może nie wystarczyć. Branża zresztą ostatnio w dość brutalny sposób udowodniła, że w swych trybikach może zmielić nawet najbardziej uznanych twórców, jak Cliff Bleszinski i jego Law Breakers.

W dzisiejszych czasach nazwiska nie wystarczą, a rynek gier zmienia się tak dynamicznie, że ciężko je tworzyć z tradycyjnym podejściem do developmentu. Hideo Kojima to wielki człowiek i wizjoner, jednak ma już ponad 50 lat na karku. Musi się też zmierzyć ze swoim największym demonem - ambicją. Jeśli mu się powiedzie, stworzy kolejne wiekopomne dzieło, o którym będzie się mówiło na salach wykładowych, fejsbukach i przy piwie. Jeśli nie? Stworzy grę dla siebie. Niezrozumianą i - co najgorsze - nie do sprzedania. Sam jestem ciekaw, jak to się skończy...

A Wy? Dajcie znać w komentarzach, co sądzicie o Death Stranding!

 

 

 

cropper