Liga Sprawiedliwości: Maszyny zagłady - recenzja komiksu. Przeciętność jak w kinie

Liga Sprawiedliwości: Maszyny zagłady - recenzja komiksu. Przeciętność jak w kinie

Roger Żochowski | 24.12.2017, 12:00

Odrodzenie, czyli swego rodzaju restart uniwersum DC, nie mógł wydarzyć się bez kolejnych perypetii Ligi Sprawiedliwości. Niestety zarówno kinowy film jak i komiks odbiegają od jakości jakiej mogliby spodziewać się fani.

Jeśli jesteście po lekturze komiksu "Ostatnie dni Supermana" to już wiecie, że Superman jakiego znała Liga nie żyje. Nie oznacza to oczywiście, że facet w niebieskich rajtuzach i czerwonej pelerynie został przez DC wyrzucony z kart komiksu. To byłoby samobójstwo dla uniwersum. Po świecie stąpa bowiem stary Superman ze starego świata jako jedyny pamietający co wydarzyło się przed cofnięciem całego uniwersum do Odrodzenia. Zakręcone? A to dopiero początek. Jak to zwykle bywa Liga Sprawiedliwości musi stawić czoła zagrożeniu, które może unicestwić naszą planetę. Gigantyczne robale z innego świata atakują największe miasta na Ziemi, zamieniając ludzi w coś na wzór zombie, które nie mają własnej woli i są sprowadzeni do roli żywej broni. Początkowo przybysze z kosmosu jawią się czytelnikowi jako ogromne robale, później jako wielcy giganci odbierający moc superbohaterom i bredzący od rzeczy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Fabuła, za którą odpowiada Bryan Hitch, jest niestety strasznie chaotyczna. Akcja toczy się tak na ziemi jak i w kosmosie na macierzystej planecie bytu, który zaatakował nasz glob, ale wszystko przypomina hollywoodzkie blockbustery, gdzie akcja i efekty specjalne są ważniejsze niż scenariusz. Tutaj jest podobnie - historia pędzi na złamanie karku, widzimy jak Batman, Wonderwoman, Cyborg, Flash, Aquaman oraz nowy duet Zielonych Latarni (zastąpił znanego fanom Hala Jordana) na przemian okładają się z wrogiem próbując zrozumieć co tu się do cholery dzieje. Dialogi są raczej miałkie i służą tylko i wyłącznie temu, by przeskoczyć do kolejnej efektownej konfrontacji i dziwnych nawet jak na to uniwersum zjawisk. Oczywiście z czasem Liga musi wezwać na pomoc Supermana, którego tak naprawdę nie zna i któremu nie do końca ufa.

I tutaj komiks zupełnie się nie sprawdza. Przecież można było nakreślić lepiej relacje między Ligą a nowym Supermanem (zwłaszcza w przypadku WonderWoman, której stary Superman nie był obojętny). Emocji jednak brakuje. Niby Batman coś tam mruka pod nosem, narzeka i odnosi się do Supermana z dystansem (najlepsze momenty tego komiksu), ale koniec końców i tak nie czujemy by jakoś specjalnie zgrzytało w drużynie. Superman zostaje bardzo szybko zaakceptowany on sam też błyskawicznie rusza na ratunek tym, których jeszcze na początku historii ma w głębokim poważaniu. Twórcy komiksu zapomnieli, że Liga Sprawiedliwości to indywidua. Brakuje nakreślenia charakterów, budowania więzi, tak naprawdę niewiele wiemy nowych Green Lanternach, nie ma tu miejsca na coś więcej niż tylko przysłowiowe okładanie się po pyskach. To opowieść o drużynie, w której zabrakło chemii.

Przyznam się bez bicia - zmęczył mnie ten komiks przeokropnie i zmęczyli mnie chaotycznie wykreowani antagoniści. Zakończenie było na tyle słabe i przewidywalne, że mój wysiłek by dobrnąć do końca niespecjalnie grubego zeszytu nie został w żaden sposób wynagrodzony. Dobrze przynajmniej, że rysunki, za które w dużej mierze odpowiadał Tony Daniel, są w miarę przejrzyste i generalnie wpisują się w styl opowieści - nie brakuje efektownych scen walki, ukazania ogromu zniszczeń w kolejnych metropoliach i cierpienia walczących superbohaterów. Gdyby scenariusz był przynajmniej tak dobry jak kolejne kardy moglibyśmy mówić o udanym powrocie Ligi. Tak się jednak nie stało.

Pierwszy tom Ligi Sprawiedliwości chciał otworzyć nowy rozdział z dużym przytupem zapominając jednak o tym co w komiksach najważniejsze - dobrze wykreowanych bohaterach. Mam nadzieję, że Bryan Hitch chciał po prostu uderzyć z grubej rury i dalej będzie już tylko lepiej za co bardzo mocno trzymam kciuki.

Scenariusz: Bryan Hitch
Rysunki: Tony S. Daniel, Jesus Merino, Bryan Hitch
Liczba stron: 144
Format: 165x255 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Cena z okładki: 39,99 zł

Atuty

  • Efektowne kadry
  • Relacje Batmana ze starym Supermanem

Wady

  • Straszny chaos
  • Słaby scenariusz
  • Niezbyt dobrze nakreśleni antagoniści
  • Zabrakło chemii w drużynie

Komiks tylko i wyłącznie dla zagorzałych fanów Ligi. Dobre rysunki nie są w stanie zmazać plamy jaką jest miałki i chaotyczny scenariusz.

5,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper