Na karuzeli życia – recenzja filmu

Na karuzeli życia – recenzja filmu

Jędrzej Dudkiewicz | 29.11.2017, 19:04

Dla niektórych czas się chyba zatrzymał i nie zauważyli, że już jakiś czas temu powinni byli przestać tworzyć, by nie rozdrabniać swojego dotychczasowego dorobku. W tym przypadku mowa o Woodym Allenie, który już od dawna nie nakręcił naprawdę dobrego filmu (poza Blue Jasmine). Doszło do tego, że jego najnowszego dzieła prawie nie da się oglądać.

Są lata 50. ubiegłego wieku. Rzecz dzieje się w parku rozrywki na Coney Island. Ginny, która wyszła po raz drugi za mąż, pracuje jako kelnerka, jednak chce od życia o wiele więcej. Gdy poznaje ratownika Mickeya wdaje się z nim w burzliwy romans. Wszystko zmieni się, gdy w jej domu pojawi się córka jej męża, ścigana przez bezwzględnych gangsterów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Praktycznie wszystko, co dzieje się na ekranie jest komentowane przez Mickeya, w którego wcielił się często patrzący wprost w kamerę Justin Timberlake. Taki zabieg może być wykorzystany w rewelacyjny sposób i służyć czemuś więcej niż informowanie widza, co przed chwilą się wydarzyło oraz co chce mu przekazać reżyser. Na karuzeli życia bardzo często oferuje konstrukcję: rozmowa między dwiema postaciami, potem komentuje ją dla odbiorcy Timberlake, a za chwilę relacjonuje ją innemu bohaterowi. Ciągłe repetycje informacji, które publiczność zdążyła już dawno przyswoić są niesamowicie wręcz nużące. Okazuje się też, że Allen najzwyczajniej nie ma już nic ciekawego do powiedzenia. W swoim najnowszym filmie proponuje wyśmianie schematu dramatów, które budowane są często z tych samych klocków. Co z tego jednak, skoro ten niegdyś inteligentny i błyskotliwy obserwator nie wychodzi poza banalne oczywistości, do tego często posługując się stereotypami. Przykro patrzeć, a przede wszystkim przykro słuchać, bo dialogi przyprawiają tu o zgrzytanie zębów i próżno szukać w nich mądrego przesłania lub chociażby zabawnego spostrzeżenia.

Sam Timberlake również jest jednym z problemów Na karuzeli życia. Wciela się on właśnie w stereotypowego miłośnika dramatów, dla którego tekst sztuki ważniejszy jest od prawdziwego życia. Każdy widział to już wielokrotnie, zaś Timberlake nie ma z czego budować postaci, bo Mickey jest okrutnie nijakim człowiekiem. Szkoda, bo gdy będzie miał dobry materiał oraz świetnego reżysera potrafi on zaskoczyć znakomitym występem (patrz: The Social Network). Partnerująca mu Kate Winslet gra z kolei w zupełnie innym filmie. O ile cała historia ma być prześmiewcza, o tyle Ginny stanowi portret zdesperowanej, mocno niepewnej siebie oraz świadomej coraz szybciej upływającego czasu kobiety, która chociaż przez chwilę chce być zwyczajnie, po ludzku szczęśliwa. Winslet jest fenomenalną aktorką i daje tu z siebie wszystko. Jej wysiłki idą jednak na marne, bo raz, że wątek ten w ogóle nie wybrzmiewa, dwa zupełnie nie pasuje do reszty fabuły.

Na karuzeli życia to produkcja zwyczajnie o niczym, nudna, bezpłciowa i sprawiająca wrażenie, jakby była nakręcona bez większego zastanowienia. I może tak właśnie było, wszak Allen ostatnimi czasy wypuszcza kolejne filmy niemal taśmowo. A jakby tego było mało bardzo słabą robotę wykonuje tu odpowiadający za zdjęcia Vittorio Storaro, który operuje przestarzałymi środkami, do tego jeszcze nieumiejętnie. Dwóm bohaterkom przypisane są bowiem odpowiednie kolory, mające podkreślać ich różnicę wieku i życiową sytuację. Kłopot w tym, że jest to okrutnie nienaturalne, przykładowo w pewnym momencie ekran ni z tego ni z owego po prostu robi się niebieski. Trudno się na to patrzy, podobnie zresztą jak na cały film, który – jeśli nie jesteście fanami Kate Winslet – jest całkowitą stratą czasu.

Atuty

  • Kate Winslet

Wady

  • Nudna, bezpłciowa, oczywista historia o niczym
  • Justin Timberlake
  • Praca operatora
  • Ciągłe repetycje

Przykro patrzeć, jak niegdyś wielki twórca, czyli Woody Allen rozmienia się na drobne i tworzy kolejne nudne i nic nie wnoszące dzieło.

3,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper