10 najgorszych gier z licencją Star Wars

10 najgorszych gier z licencją Star Wars

Bartosz Dawidowski | 18.11.2017, 23:33

Przy okazji premiery pierwszego Battlefronta Gołąb wygruchał nam złotą dziesiątkę najlepszych gier z uniwersum Star Wars. Nie ma się zatem co powtarzać. Pora byśmy przeszli na ciemną stronę mocy. Pora na parszywą dziesiątkę Gwiezdnych Wojen...

Disney przejął w 2012 r. markę Star Wars i można się spierać o jakość filmów wytwarzanych pod egidą tej korporacji. To już kwestia gustu każdego kinomana. Jedno trzeba oddać amerykańskiej firmie: że całkiem poważnie podchodzi do tematu wydawania gwiezdnej licencji. Cokolwiek by powiedzieć o pierwszym i drugim Battlefroncie, to są to gry o niebo lepsze niż większość dawnych star warsowych tworów, którymi katowano nas przez dziesięciolecia. Poniżej zebrałem największe gwiezdne masakry, które lepiej obchodzić jak najszerszym łukiem (no, chyba, że ktoś jest koneserem brązowych figurek, wtedy życzę smacznego).

Dalsza część tekstu pod wideo

10. Star Wars Rogue Squadron III: Rebel Strike

Rogue Squadron było rewelacyjne. Wg wielu fanów to nie tylko najlepsza gra w dziejach licencji Gwiezdnych Wojen, ale w ogóle jedna z najwspanialszych strzelanek lotniczych. Ale Rogue Squadron III? Cytując klasyka: "co tu się stanęło?!" Deweloperzy tego potworka zainspirowali się chyba Star Fox Adventures, bo zamiast latać w kokpicie X-Winga kazali nam często przemierzać grunt z papcia. Niestety w Rebel Strike wyszły te misje piechura jeszcze gorzej niż w Star Fox Adventures. Znacznie gorzej. Tragedią była kamera i celowanie. Gra się oczywiście nie sprzedała. Rogue Squadron III stało się gwoździem do trumny Factor 5, które musiało niedługo po premierze zwinąć interes.

9. Star Wars: Masters of Teras Kasi

W dobie obsesji gier 3D i niezwykłej popularności bijatyk pokroju Tekkena i Battle Arena Toshinden wydawało się, że Masters of Teras Kasi będzie wielkim hitem na Szaraku. Stało się niestety zupełnie inaczej. Bijatyka okazała się jedną z gorszych gier z PlayStation. Zbyt prosty był tutaj nie tylko system walki, ale przede wszystkim techniczne wykonanie tego „rodzyna”. Gra co chwila gubiła klatki, z trudem utrzymując 30 fps, co w bijatyce było oczywiście niedopuszczalnym zaniedbaniem.

8. Star Wars: The Clone Wars – Republic Heroes

Jeden z ostatnich przykładów na to, że LucasArts wcale nie był gwarantem wysokiej jakości gier z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Jeszcze w 2009 roku powstawały takie crapy jak The Clone Wars z Xboksa 360, PS3 oraz Wii, które przyprawiały na każdym kroku o ból głowy. Deweloperzy Republic Heroes chcieli odtworzyć gameplay z Ratchet & Clank, ale polegli przy tym wyzwaniu z kretesem. Gra irytowała przede wszystkim fatalną kamerą i okropnym, "pływającym" sterowaniem , co prowadziło często do zgonów postaci. Tytuł żenował też wciąż powtarzającymi się wrogami, kiepskim level-designem, źle przemyślaną walką i irytującym głosem Yody, który ustawicznie pouczał gracza, by ten robił rzeczy, które aktualnie wykonywał.

7. Star Wars: Super Bombad Racing

Wyścigi ścigaczy? To całkiem ciekawy temat na rozgrywkę star warsową. Niestety autorzy Super Bombad Racing z PS2 podeszli do tematu zupełnie instrumentalnie i bezdusznie. Autorzy nie postarali się o odpowiednie sterowanie, design torów i fizykę bolidów, co sprawiło, że Super Bombad Racing nie można nazwać nawet marną imitacją Mario Kart czy Crash Team Racing. Ten tytuł to pusta łupina. Wydmuszka, stworzona tylko po to, by dobrze wyglądać na półce sklepowej, by ktoś naciął się na jej zakup.

6. Star Wars: Flight of the Falcon

Czy może być coś lepszego od pilotowania Sokoła Milenium? Flight of the Falcon z GBA pokazuje, że to wbrew pozorom przyjemność, której lepiej unikać. To wariacja na temat Star Fox, tylko że cholerna nudna, monotonna i z mikroskopijnym rozmachem.

5.  Star Wars: Yoda Stories

Luke terminuje u Yody, wałęsając się po pustych lokacjach, w których nie ma za wiele do roboty. Brzmi fascynująco? No właśnie. Mam wrażenie, że autorzy Yoda Stories, wydanego w 1997 roku na GBA, nie mieli pomysłu na rozgrywkę i sklecili na kolanie byle co, aby tylko wrzucić pudełka z magicznym napisem „Star Wars” do sklepów. Zrobili to w tak paskudnej oprawie, że mógłbym bez problemu wymienić kilkanaście gier ze stareńkiego Game Boy Color, które mają lepszą oprawę od tego padła.

4. Star Wars: The Force Unleashed II (DS)

The Force Unleashed II było do przyjęcia na konsolach stacjonarnych. Gra wyróżniła się natomiast "wybitnie" na DS-ie. Wybitnie, czyli w wyżynach zepsucia gameplayu. Pierwszym grzechem The Force Unleashed II na DS-ie było przeniesienie prawie całego sterowania na ekranik dotykowy konsoli. Wyprowadzanie ataków przez przyciskanie lub przesuwanie po touchscreenie wypadało fatalnie. Jeszcze gorzej było z głębią rozgrywki i poziomem trudności. W grze po prostu smarowało się po ekranie w nieskończoność, wykańczając setki wrogów, którzy nie mogli nam realnie zagrozić. To chyba najnudniejsza gra, z jaką miałem do czynienia na poczciwym DS-ie.

3. Kinect Star Wars

Kpina z Gwiezdnych Wojen? Można to tak nazwać. Kinect Star Wars to jedna z najbardziej idiotycznych realizacji licencji Star Wars w dziejach. Kilka mini-gierek zebranych w ramach tej "kompilacji" miało rozpaczliwą jakość, do czego przyczynili się nie tylko deweloperzy, ale również sam nieprecyzyjny Kinect. By gra rejestrowała nasze ruchy, trzeba było zamienić się w mima na kacu w poniedziałkowy poranek. Zamiast cieszyć fanów Star Wars tytuł dawał frajdę tylko najmłodszym graczom i to też przez krótki czas.

2. Star Wars: Jedi Arena

Komedia! W Jedi Arena wcielamy się w Luke'a, który rzekomo ma trenować, jak posługuje się mieczem świetlnym. W teorii to nawet ciekawy pomysł na zabawę, ale w praktyce wyszedł z tego koszmar - nawet jak na proste gameplayowe standardy z Atari 2600. Wyglądało to, jakby dwóch gości próbowało zetknąć się swoimi wędzidełkami (cokolwiek to znaczy). Sterowanie było strasznie nieprecyzyjne, a grafika surrealistyczna aż do bólu. W czasach 8-bitowych platform wychodziły znacznie lepsze licencjonowane produkcje (vide kultowe Star Wars z 1983 roku, które z salonów arcade trafiło na Atari 2600, ZX-Spectrum, C64 a nawet na Amigę).

1. Star Wars Episode II: Attack of the Clones

Przed wami chyba jedyna gra w historii działania magazynu Game Informer, która otrzymała od niego zaszczytną notę 1/10. Rzeczony tytuł z GBA był tak kiepski, że na pudełkach powinny znaleźć się ostrzeżenia: "Uwaga, rakotwórcze!". Za czasów handheldowej hegemonii GBA powstawały na tym sprzęcie rewelacyjne mobilne gry akcji. Przy nich Attack of the Clones wypadało jak zmutowany przybysz z planety Przegryw Centauri. "To najbardziej beznadziejna rzecz związana z Georgem Lucasem od czasu Jar Jar Binksa" - napisał w swojej recenzji Game Informer. I naprawdę trudno byłoby się z amerykańskim miesięcznikiem nie zgodzić.

Bartosz Dawidowski Strona autora
Dla PPE pisze nieprzerwanie od momentu założenia portalu w 2010 roku. Przygodę z interaktywną rozrywką zaczynał od gier na kasetach magnetofonowych, by później zapałać miłością do Amigi i PlayStation. Wciąż tęskni za złotą erą najlepszych japońskich RPG-ów z lat 90. Fan strategii, gier oferujących symulacyjne elementy i bogatą immersję. Miłośnik lotnictwa w każdej postaci.
cropper