Coco – recenzja filmu

Coco – recenzja filmu

Jędrzej Dudkiewicz | 17.11.2017, 18:06

Nie wiem, jak to się dzieje, ale prawie wszystko, za co odpowiedzialny jest Pixar jest co najmniej bardzo dobre, a bardzo często zwyczajnie wybitne. Po bardzo udanym zakończeniu trylogii Auta, przyszedł czas na Coco, animację w reżyserii Lee Unkricha, twórcy między innymi Gdzie jest Nemo? oraz dwóch części Toy Story. Jak wyszło? Fenomenalnie.

Miguel jest zupełnie inny niż jego rodzina. Podczas gdy reszta familii zajmuje się szyciem butów, on marzy o tym, by realizować swoją największą pasję, czyli granie na gitarze i śpiewanie. Nie ma jednak na to szansy, ponieważ jest to całkowicie nieakceptowane przez krewnych, którzy pamiętają o tym, jak Ernesto de la Cruz porzucił pra pra babcię Miguela, by zostać najwybitniejszym muzykiem w historii Meksyku. Wskutek dziwnego zbiegu okoliczności, Miguel trafi do świata umarłych, gdzie zacznie szukać swojego sławnego przodka.

Dalsza część tekstu pod wideo

Zacznijmy od tego, że Coco ma przede wszystkim największą zaletę animacji Pixara: to produkcja praktycznie dla wszystkich, niezależnie od wieku (z małym zastrzeżeniem, o którym później). Do tego niesłychanie mądra. A tematów, które się tu przewijają jest multum. Od tego, że warto (a wręcz trzeba) podążać – chociaż nie za wszelką cenę – za swoimi zainteresowaniami, przez znaczenie wspomnień dla kształtowania tożsamości i istotę pamięci o zmarłych, aż po ważną konstatację, że nawet jeśli niekiedy jej nie znosimy, to jednak rodziny czasami warto posłuchać. A to nie wszystko! Po pierwsze, Coco prezentuje bardzo ciekawą i w gruncie rzeczy sympatyczną wizję zaświatów: jeśli tak by wyglądał nasz los po śmierci, to nie byłoby najgorzej. Po drugie, jest tu zupełnie inne spojrzenie na święto zmarłych, podczas którego można jednocześnie tęsknić za tymi, którzy odeszli i ich wspominać, a także bawić się z tymi, którzy wciąż są obok nas i cieszyć się ich obecnością. To w naszej kulturze przyjęło się, że dzień ten musi być poświęcony wyłącznie na smutek i zadumę. Jak widać, można inaczej.

Coco traktuje więc o poważnych sprawach i jest tu więcej powagi, niż zwykle w produkcjach Pixara. Z tego też powodu dzieci powinny mieć minimum 5-6 lat, no chyba, że będzie się im tłumaczyć różne rzeczy. Co nie znaczy, że film jest pozbawiony humoru. Gdy się on pojawia, za każdym razem jest trafiony w punkt: wszystkie dowcipy działają. Najważniejsze jednak, że Coco jest filmem niesamowicie ciepłym, poprawiającym samopoczucie i autentycznie chwytającym za serce: tym, którym zdarza się płakać na filmach radzę wziąć zapas chusteczek, a niewykluczone, że i najwięksi twardziele uronią łzę, zwłaszcza pod koniec. Dawno nie wychodziłem z kina pod wpływem tak wielkich emocji.

Coco jest po prostu przemyślaną i znakomicie wyreżyserowaną animacją. Ma doskonałe tempo, idealny balans między pełnymi energii scenami akcji oraz momentami, gdy trzeba odetchnąć i coś przemyśleć, a także bardzo dobrze zaplanowany twist fabularny. Dorzućcie do tego ładne, wpadające w ucho piosenki oraz – jak zwykle – przepiękną, kolorową animację, a otrzymacie po prostu produkcję perfekcyjną, której jedyną ewentualną wadą jest to, że nie jest poprzedzona typową pixarową krótkometrażówką.

Źródło: własne

Atuty

  • Super mądra wymowa;
  • Wspaniała, kolorowa animacja;
  • Przyjemna wizja zaświatów;
  • Humor

Wady

  • W zasadzie nie stwierdzono

Coco jest kolejnym dowodem na to, że Pixar absolutnie nie ma sobie równych w tworzeniu animacji.

10,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper