Suburbicon – recenzja filmu

Suburbicon – recenzja filmu

Jędrzej Dudkiewicz | 09.11.2017, 20:15

Odkopywanie po latach scenariuszy uznanych twórców teoretycznie wydaje się być ciekawym pomysłem. Istnieje bowiem szansa, że trafi się prawdziwą, zapomnianą perełkę, do tego będzie można ją w intrygujący sposób porównać z późniejszymi dokonaniami autorów. Z takiego założenia wyszli chyba bracia Coen, którzy jednak reżyserię Suburbiconu oddali w ręce swojego wieloletniego znajomego, George’a Clooneya. Cóż, nie był to najlepszy pomysł.

Są lata 50. XX wieku, w tytułowym Suburbiconie mieszka Gardner z rodziną: sparaliżowaną po wypadku żoną, jej siostrą oraz synem. Pewnej nocy w ich domu pojawiają się przestępcy, w wyniku czego umiera ukochana Gardnera. Tymczasem do miejsca zamieszkanego wyłącznie przez białych wprowadza się czarnoskóra rodzina.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wiem, trochę dziwne to streszczenie. Pewnie niektórzy z Was pomyślą sobie, że te dwa wątki są ze sobą ściśle połączone, tymczasem jest dokładnie na odwrót. To, że w dwóch domach rozgrywają się dwie straszne historie ma ze sobą niewiele wspólnego. Historia Gardnera jest typową dla Coenów, najbardziej przypomina ich najlepszy film, Fargo. To po prostu kolejna ilustracja tego, jak żałosne są ludzkie próby kontrolowania rzeczywistości: jedna, pozornie przemyślana decyzja prowadzi do coraz gorszych następstw, nakręca się spirala przemocy i absurdu. Podszyta czarnym humorem ma wyraźnie wydźwięk tragikomiczny, połączony z niewesołą konstatacją nad ludzką egzystencją, którą kierują zwykle najprostsze żądze. Opowieść o rozgrywającym się w domu obok dramacie ma już jednak silny rys komentarza na temat sytuacji społecznej. Wbrew pozorom – całkiem aktualnego. Okoliczni ludzie wpierw próbują wymóc na władzach miasta wyrzucenie nowych lokatorów, gdy to się nie udaje biorą sprawy w swoje ręce i sami próbują ich wykurzyć. Wszelkimi dostępnymi metodami.

Suburbicon ma zatem dwa równoległe wątki, które mocno do siebie nie pasują, ani pod względem tematyki, ani pod kątem tonacji. Clooney udowodnił już kilka razy, że jest całkiem sprawnym reżyserem, nie udaje mu się jednak uchronić swojego filmu przed rozpadem na dwie części, które w ostatecznym rozrachunku zwyczajnie nudzą. Nie bardzo wiadomo też po co to robi. By stworzyć metaforę Stanów Zjednoczonych, które nie są i nigdy nie były rajem? By pokazać jak ludzie sami dają zamykać się w więzieniach swoich własnych ograniczeń (ewentualne skojarzenia tytułu produkcji ze słowem panoptykon nieprzypadkowe) i nie zdają sobie z tego sprawy? Pod koniec Clooney zdaje się mówić, że lepsza – chociaż z pewnymi ograniczeniami – przyszłość jest możliwa. Tylko co z tego, skoro całość kwituje się co najwyżej wzruszeniem ramion? Mam wrażenie, że wiem, o co mu chodzi (pytanie, czy tego samego chcieli Coenowie?), szkoda tylko, że przedstawił to w tak słaby i nieciekawy sposób.

Nie jest oczywiście Suburbicon jakąś wielką klęską i tragedią. Obejrzeć można go bez bólu, tym bardziej, że jest naprawdę dobrze zagrany. Chociaż Matt Damon nie do końca pasuje do roli, za bardzo kojarzy się z postacią większą niż życie, a nie ze zwykłym, szarym człowiekiem, to jednak udaje mu się pokazać różne strony Gardnera, zwłaszcza tę mroczniejszą. Julianne Moore, przez chwilę grająca dwie osoby, jest – jak zwykle zresztą – znakomita. Pozornie miła i płochliwa, ma w sobie coś groźnego i niepokojącego. Fenomenalny epizod zalicza też Oscar Isaac jako agent ubezpieczeniowy. Chociażby dla niego warto ten film obejrzeć.

Ogółem rzecz jednak biorąc, Suburbicon jest filmem nieudanym, co najwyżej średnim. Miał potencjał na znacznie więcej, ale się nie udało. To zresztą nic dziwnego. Do tej pory udała się tylko jedna produkcja – Most szpiegów Stevena Spielberga – do której Coenowie napisali scenariusz, ale jej nie wyreżyserowali. Może czas wyciągnąć wnioski?

Źródło: własne

Atuty

  • Aktorstwo;
  • Scenografia;
  • Aktualny komentarz społeczny

Wady

  • Dwa zupełnie niekompatybilne wątki;
  • Nieudana reżyseria;
  • Nuda

Suburbicon jest kolejnym dowodem na to, że bracia Coen nie powinni oddawać swoich scenariuszy w cudze ręce.

5,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper