Kingsman: Złoty krąg – recenzja filmu

Kingsman: Złoty krąg – recenzja filmu

Jędrzej Dudkiewicz | 22.09.2017, 21:00

Pierwsza część cyklu, Kingsman: Tajne służby, sprzed trzech lat była dla mnie prawdziwym objawieniem. Na film szedłem bez jakiejkolwiek wiedzy na temat tego, co zobaczę, więc z seansu wyszedłem pod wielkim wrażeniem. Siłą rzeczy kontynuacja była więc jednym z najbardziej oczekiwanych produkcji tego roku. I tym razem było na odwrót – spodziewałem się chyba za dużo.

Powrót naszych bohaterów jest bardzo dynamiczny. Oto Eggsy zostaje zaatakowany przez Charliego, byłego kandydata na agenta Kingsman, i ściga się z nim po całym Londynie. Szybko okazuje się, że wróg pracuje dla Poppy, szefowej najpotężniejszego kartelu narkotykowego na świecie, której udaje się zniszczyć niemal całą agencję tajnych służb. Eggsy i Melin wyruszają do USA, gdzie otrzymają pomoc od Statesman, amerykańskich kuzynów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Reżyser Matthew Vaughn korzysta niestety ze złotej zasady sequeli: prawie wszystkiego, co było dobre w oryginale, jest tu dwa razy więcej, dwa razy mocniej, dwa razy szybciej. Szybko okazuje się, że to spory problem, bo o ile Tajne służby doskonale parodiowały filmy szpiegowskie, z serią o Jamesie Bondzie na czele, o tyle Złoty krąg balansuje na granicy absurdu i głupoty, nierzadko ją przekraczając. Nie chodzi mi o to, że spodziewałem się logicznej fabuły, mam jednak wrażenie, że twórcy momentami po prostu przesadzają, próbują upchać w swoim filmie wszystko, co przyjdzie im do głowy. Powstaje przez to zwyczajny przesyt. A jednocześnie ginie gdzieś inny ważny atut oryginału, czyli zabawa gatunkami. W Tajnych służbach było i trochę filmu superbohaterskiego i szpiegowskiego i angielskie kino społeczne. Złoty krąg stawia na czystą, pędzącą do przodu na złamanie karku rozrywkę.

Ta wciąż jest dobra. Vaughn potrafi świetnie trzymać tempo (chociaż gdyby film skrócić o jakieś 20 minut, to byłoby jeszcze lepiej), jest też absolutnym mistrzem w inscenizowaniu scen strzelanin, pościgów i bijatyk. Złoty krąg ma ich mnóstwo i każda z nich jest niesamowicie dynamiczna, pomysłowa oraz obfituje w przerysowaną przemoc. Operator kamery wyprawia tu cuda, podobnie jak dźwiękowcy i montażyści. Ponownie jednak daje o sobie znać przesyt, bo w którymś momencie, zwłaszcza pod koniec, walki nie są już tak ekscytujące, jak na początku. Tajne służby, choć też obfitowały w akcję, miały jednak jedną, mocno wybijającą się scenę masakry w kościele, która mocno zapadała w pamięć. Złoty krąg jest tego pozbawiony.

Największą jednak siłą kontynuacji są aktorzy. Wszyscy, bez wyjątku, fantastycznie bawią się swoimi rolami i widać, że sprawia im to mnóstwo frajdy. Nawet, jeśli nie mają specjalnie za dużo do grania, jak Julianne Moore, potrafią tchnąć życie w jednowymiarowych (nie dotyczy to wszystkich!) bohaterów. Sprawdza się więc zarówno stara gwardia w osobach Tarona Egertona i Marka Stronga, jak i nowy zaciąg, czyli Jeff Bridges, Channing Tatum, Halle Berry i Pedro Pascal. Ten ostatni znów, tak samo jak w Narcos, walczy z kartelem narkotykowym, robi to jednak w zgoła odmienny sposób. Na marginesie można dodać, że całkiem zabawne jest to, iż to Poppy ma znacznie lepszy pomysł na rozwiązanie problemu narkotyków, niż prezydent USA.

W ogóle Złoty krąg ma w sobie sporo znakomitych żartów. Czemu więc nie jest aż tak udany, jak Tajne służby, które były po prostu rewelacyjne? Trudno powiedzieć. Może wynika to z tego, że nie ma już tego uroku nowości, brakuje zaskoczenia. Może z tego, że twórcom przydałby się ktoś, kto po przeczytaniu scenariusza krzyknąłby „hola, zastanówmy się, czy wszystko to chcemy wrzucać do filmu!”. Może Vaughna zawiodła w niektórych momentach intuicja i zapomniał o tym, że oryginał udał mu się tak dobrze nie tylko ze względu na świetne sceny akcji. A może jest to efekt wszystkich tych powodów. Nie zmienia to faktu, że jeśli szukacie porządnej, dwugodzinnej rozrywki, to Kingsman: Złoty krąg jej Wam dostarczy. Nie spodziewajcie się tylko za wiele.

Źródło: własne

Atuty

  • Aktorzy;
  • Świetne sceny akcji;
  • Humor;
  • Tempo

Wady

  • Brak świeżych pomysłów;
  • Przesyt niektórych elementów;
  • Momentami za bardzo absurdalny scenariusz

Kingsman: Złoty krąg nie spełnia wszystkich pokładanych w nim nadziei, ale i tak dostarcza sporo porządnej rozrywki.

7,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper