Ghost In the Shell - recenzja filmu. Adaptacja, która nie przynosi wstydu

Ghost In the Shell - recenzja filmu. Adaptacja, która nie przynosi wstydu

Roger Żochowski | 06.04.2017, 02:15

Ghost in the Shell to dla fanów anime dzieło kultowe. Dlatego wielu wielbicieli uniwersum podchodziło do filmowej adaptacji jak pies do jeża. Ja postanowiłem wyzbyć się uprzedzeń i po prostu film obejrzeć. Nie żałuję.

Po kolejnych wpadkach adaptacji gier ciężko było zachować optymizm, ale już po 20 minutach seansu wiedziałem, że GiTS wstydu twórcom nie przyniesie. Jasne, jeśli zaczniemy porównywać obraz do mangi Masamune Shirowa czy świetnego anime w reżyserii Mamoru Oshiiego, to film będzie na przegranej pozycji. Ale jeśli na czas seansu pozbędziemy się tego bagażu okaże się, że dostaliśmy obraz, który po prostu dobrze się ogląda.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pierwsze i najważniejsze - Scarlett Johansson wcielająca się w Mirę Killian udźwignęła postać. Jest w niej coś niepokojącego, potrafi przenieść na ekran emocje osoby zamkniętej w cybernetycznym ciele i genialnie porusza się w swój nienaturalny sposób. W ogóle cała obsada wypada nadzwyczaj dobrze. Pilou Asbæk jako Batou wzbudza respekt i sympatię, a Takeshi Kitano, japońska supergwiazda i ceniony reżyser, w roli Aramakiego jest jak wino - im dłużej go oglądamy tym bardziej przekonujemy się, że znakomicie pasuje do swojej postaci. Może główny szwarccharakter jest trochę zbyt stereotypowy, ale to już wina zmian w scenariuszu, który wbrew scenom z trailerów różni się od oryginału.

Mira Killian łączy w sobie cechy cyborga z człowiekiem. Jest pierwszą taką hybrydą na świecie, kolejnym etapem ewolucji człowieczeństwa i zabójczą bronią. Dziewczyna pracuje w Section 9, jednostce bojowej walczącej z cyberprzestępcami w świecie przyszłości, w którym ulepszanie człowieka i korzystanie z usług cyborgów stało się codziennością. Mira jest jednak kontrolowana przez korporację Hanka, która powołała ją do życia. Z czasem musi stawić czoła tajemniczemu hakerowi Kuze, który atakuje ową korporacje i przekonać się, że nie wszystko jest takie, jak jej namalowano. Zaczyna szukać własnych wspomnień, sensu istnienia, tożsamości, chce poznać kim tak naprawdę jest i jakie sekrety skrywa jej przeszłość.

Fabuła jest jednak płytsza niż w pierwowzorze. Wprawdzie wiele kultowych scen z dwóch części anime pojawia się w niezmienionej formie, co jest fajnym smaczkiem dla fanów, ale całą oś scenariusza zmieniono przedstawiając nam inną historię. Niestety zbyt wiele rzeczy podano jak średnio rozgarniętemu widzowi. Nie brakuje filozoficznych rozkminek, ale scenarzysta z uporem maniaka nie zostawia nam miejsca na własną interpretację. Wszystko jest bardziej przewidywalne, łatwe do rozgryzienia, a wiele intrygujących wątków z oryginału potraktowano po macoszemu, aby nie mącić w głowie widzowi. Szkoda. Mimo to całość w ostatecznym rozrachunku i tak się broni. Jeśli ktoś nie zna mangi i anime dostanie w miarę spójną, wciągającą historię o szukaniu własnego ja. Producenci filmu zadbali o to, by Mira dostała bogatszy rys biograficzny i wbrew krytyce mi się podoba ten zabieg, bo dzięki temu kilka scen gra na naszych emocjach. Z drugiej strony brakuje mi większej dozy brutalności i seksualności cechującej materiał źródłowy. Widać, że film został nieco ugrzeczniony, co akurat było niestety do przewidzenia.

Cieszy za to przeogromnie fakt, że to produkcja, po której widać duży budżet. Realizacja momentami zapiera dech w piersiach. Panoramy cybernetycznego miasta, slumsy, stare blokowiska, wypełnione neonami kluby, cały kalejdoskop osobowości na ulicach i udane efekty specjalne sprawiają, że ciężko do czegoś się przyczepić. Nawet choreografia walk wypada dobrze i Scarlett i tutaj pokazuje swój kunszt. Strzelaniny z izometryczną kamerą, efektowne animacje zabójstw z wykorzystaniem kamuflażu, zbliżenia na krople wody, pościgi po krętych dachach - jest co podziwiać. Czasami można by podciągnąć niektóre scenki CGI, użyć mroczniejszej stylistyki, ale montaż, przejścia, zrobione ze smakiem slow motion i kilka ujęć ocierających się o artyzm (gejsze-cyborgi - miodzio) sprawiają, że przedstawiony świat nie razi sztucznością, jest wiarygodny i ma swój niepowtarzalny charakter. Może trochę brakuje hipnotycznej muzyki z anime, ale nowe kawałki dobrze sprawdzają się w dynamicznych scenach kładąc nacisk na elektroniczne klimaty. Mi się podobało.

Odnoszę wrażenie, że gdyby film nie był oparty na uniwersum GiTS, wielu spojrzałoby na niego zupełnie inaczej. Nie jest to arcydzieło kina, ale to wciąż przyzwoity film i jedna z ciekawszych adaptacji anime/gry w ostatnich latach. I wbrew pozorom - jest tu mniej akcji niż sugerowały to trailery. Produkcja z pewnością mogłaby być lepiej wyreżyserowana i mniej dosłowna, ale cóż poradzę, że dobrze bawiłem się w kinie i mogę seans z czystym sumieniem polecić zarówno fanom jak i osobom, które z anime nigdy do czynienia nie miały. A to chyba dobra rekomendacja.

Atuty

  • Scarlett dała radę
  • Takeshi Kitano zagrał znakomicie
  • Świetna realizacja i ujęcia kamery
  • Klimatyczne sceny z oryginału
  • Wiarygodna metropolia potrafi zauroczyć

Wady

  • Spłycenie fabuły
  • Za duża dosłowność
  • Ugrzecznienie klimatu
  • Kilka słabszych CGI

Przyzwoita adaptacja kultowego anime, którą dobrze się ogląda. Dałoby się zrobić to lepiej, ale świetna realizacja częściowo tuszuje niedociągnięcia.

7,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper