Spowiedź syna marnotrawnego - 10 dni z PlayStation 4 Pro

Spowiedź syna marnotrawnego - 10 dni z PlayStation 4 Pro

Maciej Klimaszewski | 18.03.2017, 13:02

Stało się. Ja, gość który od dekady ograniczał się do posiadania konsol ze stajni Microsoftu, złamałem się i za pomocą kilku kliknięć dołączyłem do grona użytkowników PlayStation 4. Dziesięć dni z zabawką Sony za mną. I wiecie co? Pluję sobie w brodę, że z konsolowego apartheidu wyłamałem się dopiero teraz.

Poniższy słowotok potraktujcie jako "wrażenia na świeżo", bo prawdę mówiąc oprócz kilku godzin tu i tam, nie miałem zbytnio styczności z dominującym aktualnie na rynku sprzętem. Głupio? Na maksa, bo koło nosa przeleciało mi masę świetnych gier, co dobitnie udowodniło Horizon: Zero Dawn. Pierwsze odpalenie i szczęka na podłodze. Nie, w piwnicy. Roztrzaskana prawym sierpowym od Guerrilla Games. 

Dalsza część tekstu pod wideo

KONSOLA

Wybiegając nieco w przyszłość i mając na uwadze plan zakupu telewizora Ultra HD, zaopatrzyłem się w PS4 Pro. Projekt samej konsoli zawsze wydawał mi się niezbyt porywający, aż do czasu gdy postawiłem ją koło telewizora. Ciężkie, plastikowe pudło spoczęło obok Xboksa One i w porównaniu z "magnetowidem" wygląda bardziej futurystycznie. Żeby nie powiedzieć high-endowo. Nie jest przy tym wcale mniejsze, ot prawie o połowę niższe. Na pewno cieszy brak plastiku na wysoki połysk, który to lubi rysować się od samego patrzenia nań. 

Pozytywnie zaskoczył mnie także interfejs, którego używa Sony. Menusy są intuicyjne, całość śmiga naprawdę szybko - nie mam najmniejszych zastrzeżeń, jeżeli chodzi o FW w wersji 4.50. Żeby nie było tak pięknie, to po dzisiaj łapię się za głowę próbując rozkminić logikę stojącą za koniecznością wejścia w Trofea, by zsynchronizować je z kontem PSN. Takie rzeczy, jak pokazał Microsoft, powinny dziać się automatycznie. 

Niemiłym zaskoczeniem była za to kultura pracy Prosiaka. O ile grając w DriveClub lub Diablo III, konsola jest w miarę cicha, tak przy Horizon: Zero Dawn potrafi konkretnie zamieszać wiatrakami. Nie raz i nie dwa skoczyłem do kibla sprawdzić, czy wyłączyłem pralkę. W porównaniu z niemal bezgłośnym Xboksem One poziom generowanych w stresie decybeli potrafi irytować. Zwłaszcza po kilku godzinach intensywnego katowania bebechów konsoli przez co bardziej wymagające tytuły. Internetowe doniesienia o tym, że PS4 Pro chodzi bezgłośnie można włożyć między bajki. 

PAD

Krótka piłka - Dual Shock 4 robi przysłowiową robotę. Wprawdzie nie ma startu do takiego Elite Controllera do Xboksa One ani jakością wykonania, ani ergonomią (nie bijcie, opinia jest jak rzyć - każdy ma swoją), ale gra się na nim przyjemnie i bezproblemowo. No, prawie - palce ślizgały mi się po analogach jak student na sesjach egzaminacyjnych. Sprawę naprawiło zaopatrzenie się w nakładki z wypustkami za cenę małego kebabu w osiedlowej budce. Wspomnę jeszcze o wbudowanym głośniczku, który zawsze wydawał mi się popierdółką, a okazał się naprawdę fajnym patentem. Dźwięk Fokusa lub naciąganej cięciwy w przywoływanym przeze mnie już kolejny raz Horizon po prostu cieszy. Niby nic, a jednak.

OJCIEC, BRAĆ?

Jak najbardziej. Walić na cyce konsolowy szowinizm i najzwyczajniej w świecie jarać się grami bez podziału na platformy. Sony dostarczyło świetny sprzęt, niesamowite gry i... nienajlepszą usługę sieciową, która już kilkukrotnie uraczyła mnie komunikatem o trwającej konserwacji i niemożności skorzystania z jej funkcji. Do Xbox Live jeszcze daleko, ale nie ma też tragedii. 

Jeżeli macie fundusze i nosicie się z zamiarem powiększenia parku maszyn, mając Xboksa One/Wii U/Switcha, to przestańcie marnować czas i sprawcie sobie PlayStation 4. Warto, i bez dwóch zdań.

Maciej Klimaszewski Strona autora
cropper