playtest The Invincible

Graliśmy w The Invincible, nową grę wydawaną przez 11 bit studios opartą na twórczości Stanisława Lema

Roger Żochowski | 06.10.2022, 17:00

Dzięki uprzejmości 11 bit studios mieliśmy okazję zagrać w The Invincible, najnowszą produkcję science-fiction opartą na powieści Stanisława Lema, która ma zadebiutować w przyszłym roku. Szykuje się kawał naprawdę klimatycznej przygody.

Załoga kosmicznego statku ląduje na niezbadanej planecie Regis III, ale z naukową ekspedycją urywa się po pewnym czasie kontrakt.  Gracz wciela się w rolę niejakiej Yasny, wykwalifikowanego astrobiologa, który rusza z akcją poszukiwawczo-ratunkową. Demo zaczyna się w momencie, gdy dziewczyna stoi z mapą i zastanawia się, jak dotrzeć do konwoju. Mapa jest zresztą na bieżąco przez nią aktualizowana, choć w moim mniemaniu dość mało czytelna. Mimo iż drogi są dwie i możemy dotrzeć na intersujący nas teren wspinając się po skałach lub od frontu, podjeżdżając kilkadziesiąt metrów zaparkowanym nieopodal łazikiem, nie ma to większego znaczenia dla akcji.

Dalsza część tekstu pod wideo

W pogoni za tajemnicą 

The Invincible

A ta jest bardzo liniowa i senna, ale w pozywanym tego słowa znaczeniu, bo klimat budują piękne widoki skalnej planety, która nasuwa nieco skojarzenia z Marsem, oraz atmosfera czyhającego gdzieś za rogiem niebezpieczeństwa i tajemnicy. Yasna porusza się w skafandrze kosmicznym, więc jej ruchy są dość powolne, ale pozwala to skupiać naszą uwagę na różne szczegóły w otoczeniu i przepięknym, górskim krajobrazie. HUD gry jest bardzo oszczędny kładąc nacisk na realizm, a rozgrywka polega głównie na eksploracji, wciskania różnych przycisków, dźwigni, otwierania pomieszczeń, przeglądania zdjęć, wsłuchiwania się w komunikaty radiowe czy badania otoczenia i przejażdżek z punktu A do B kosmicznymi pojazdami. Nie ma szans, by się na dłużej zaciąć, bo odpowiednie znaczniki naprowadza nas gdzie mamy iść i co użyć. 

Yasna ma bowiem kilka urządzeń, które pozwalają jej skanować otoczenie, obserwować krajobraz na zoomie czy badać poziom radiacji. Nie ma tu żadnej rewolucji – to walking sim pełną gębą, choć podobnie jak w Firewatchu, możemy wybierać odpowiedzi podczas dialogów prowadzonych przez radio, które już teraz można pochwalić ze względu na bardzo dobry voice-acting. Im dalej w las tym coraz bardziej zdajemy sobie sprawę z tego, że z tą planetą coś jest nie tak, a pod skałami odkrywamy metalowe struktury przypominające drzewa, na których wyrastają nieznanego pochodzenia owoce. Nie chce zdradzać dalszej części fabuły, ale jak to w takich historiach bywa, Yasna będzie musiała zmierzyć się z nieznanego pochodzenia wrogiem. W demie nie szło jednak w żaden sposób zginąć, a wszystkie sceny akcji, bardzo efektowe trzeba dodać, były tylko skryptami niemającymi wpływu na naszą postać. 

Oko cieszy piękna oprawa i nieźle animowane ręce głównej bohaterki (akcję obserwujemy wszak z perspektywy pierwszej osoby). Całość robi wrażenie również pod kątem designu ogromnych maszyn kroczących czy pojazdów z konwoju mających retrofuturystyczny sznyt. Przeciskanie się przez wydrążony w skale tunel, przeszukiwanie transportera z trupami poprzedniej ekspedycji czy wyłączanie pola siłowego, nawet biorąc pod uwagę fakr, że gra prowadzi nas za rączkę nie dając poza początkiem praktycznie żadnej swobody w zwiedzaniu czy kolejności kolejnych działań, wciąga i miałem po prostu ochotę na więcej. 

Klimat, który robi różnicę  

The Invincible

Co ważne dla fanów książkowego pierwowzoru, gra nie powiela historii z książki gdzie przedstawiono ekspedycję Niezwyciężonego, która przyleciała zbadać zaginięcie statku Kondor. W grze jesteśmy świadkami misji, którą toczy się przed tą z powieści, co otwiera różne ścieżki narracyjne. Klimat atompunka łączącego analogowy świat z wizjami science fiction udało się przenieść na poletko gry wideo bardzo zgrabnie, a osobiście ma nadzieję, że decyzje podjęte podczas podroży będą wpływały na fabułę, zwłaszcza. Twórcy obiecują wszak, iż to my zdecydujemy kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, a podczas przygody spotkamy nie tylko różnego rodzaju maszyny i roboty, ale również i ludzi. W grze na pewno nie zabraknie naukowych analiz i filozoficznych rozważań na temat ludzkości, wszak Lem jako futurolog daje twórcom gry ogromne pole dom popisu. 

Jedynie do czego mogę się przyczepić to… brak oryginalności w mechanice. Zapowiada się, że dostaniemy po prostu kolejnego walking sima. A ten gatunek ma tak swoich zagorzałych fanów jak i przeciwników, którym podobna formuła zabawy wykorzystywana przez wielu twórców indie i gry z segmentu AA mogła się już mocno przejeść. Trzymam jednak kciuki za to, by klimat przygody i dobrze napisany scenariusz w tym wypadku zrobiły różnicę i po zapoznaniu się z niemalże godzinnym demem jestem dobrej myśli. A fanów polskich lokalizacji zapewne ucieszy fakt, że już teraz można było włączyć polskie napisy i głosy, choć jeszcze w bardzo surowej wersji.  

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper