McImperium - recenzja filmu. Poziom Big Maca

McImperium - recenzja filmu. Poziom Big Maca

Jędrzej Dudkiewicz | 06.02.2017, 20:28

Kiedy tylko dowiedziałem się, że powstanie film o człowieku odpowiedzialnym za sukces sieci McDonald’s, nie mogłem doczekać się premiery. 

Ostatnimi czasy Hollywood bardzo lubi biografie osób, które odcisnęły ogromne piętno na społeczeństwie (nie tylko amerykańskim): dość wspomnieć The Social Network Davida Finchera oraz Steve’a Jobsa Danny’ego Boyle’a. Tym bardziej szkoda, że McImperium nie jest aż tak dobrym filmem, jak oba te dzieła.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ray Kroc przez wiele lat pracował jako akwizytor, próbujący wciskać ludziom kolejne – niekoniecznie wspaniałe – wynalazki. Traf chciał, że pewnego dnia dostał zamówienie na zaskakująco dużą liczbę maszyn do przygotowywania shake’ów. Postanowił więc pojechać do San Bernardino w Kalifornii, gdzie poznał braci McDonald, prowadzących przydrożną restaurację z rewolucyjnym systemem: na zamówienie czeka się 30 sekund zamiast 30 minut. Szybko przekonał właścicieli, by przyjęli go do spółki i pozwolili mu stworzyć franczyzę.

Jest to zatem film nie o człowieku, który wymyślił McDonald’sa, tylko ukradł świetny pomysł i rozwinął do niebotycznych rozmiarów. Historia dawała więc pole do popisu i mogło wyjść z tego coś wielkiego. Tak się jednak nie stało. Czemu? Ano temu, że scenariusz nie jest specjalnie głęboki, przedstawia wydarzenia w standardowy, schematyczny sposób. Używając metafory przypomina takiego Big Maca – to solidna, smaczna kanapka, ale z pewnością nie jest to najlepszy burger, jakiego w życiu jedliście. McImperium jest też zbyt delikatne, brakuje tu pazura, nie do końca bowiem wybrzmiewa to, jak wielkie skurwysyństwo zrobił Kroc braciom McDonald.

W McImperium Michael Keaton gra Raya Kroca, który stworzył z McDonald's giganta

W braci McDonaldów wcielili się John Carroll Lynch i Nick Offerman

A można byłoby z tego zrobić coś znacznie żywszego, energetycznego i poruszające. Ale do tego to trzeba by zatrudnić Aarona Sorkina, żeby napisał scenariusz (nie jest przypadkiem, że stworzył go zarówno do The Social Network, jak i Steve’a Jobsa). Potrafiłby on z pewnością wykrzesać więcej z fabuły, nie ograniczyłby się tylko do zaprezentowania dwóch wizji kapitalizmu. Z jednej strony bracia McDonald symbolizują ideał kapitalizmu, oparty na ciężkiej pracy, niezachłanny, dbający o jakość i markę, rodzinny (pytanie, czy kiedykolwiek w 100% istniał). Ray Kroc z kolei jest uosobieniem współczesnego, dzikiego kapitalizmu: rozpasanego, podążającego za zyskiem, tnącego koszty gdzie się da i nie zważającego na nic, bezwstydnego.

W tym kontekście ciekawe jest to, że główny bohater w zasadzie robi to wszystko nie dla pieniędzy (one też są istotne, ale sądząc na podstawie domu w jakim mieszka nie wiedzie mu się tragicznie), tylko w celu sprawdzenia się, odniesienia sukcesu rozumianego jako udowodnienie sobie, że można osiągnąć wszystko. Niestety wątek ten jest ledwie liźnięty, nie wybrzmiewa z odpowiednią siłą. Podobnie jak relacje rodzinne Kroca: jego żona jest w filmie chyba tylko po to, by pokazać, że niby go wspiera, ale tak naprawdę zrzędzi mu nad głową, że nie ma go w domu. Trochę na zasadzie, że mąż przynosi do domu kasę, to czego ta kobieta jeszcze chce? Bardzo nie sympatyczny wydźwięk ma ten wątek. Podsumowując moim zarzutem jest to, że scenariusz McImperium jest wygładzony, a można by całą tę historię znacznie bardziej zniuansować, zagłębić się w różne kwestie, przykładowo dorzucając komentarz społeczny na temat tego, czym był dla społeczeństwa fenomen McDonald’sa. Ale od tego, jako się rzekło, mistrzem jest jednak Sorkin.

Wielka kariera Raya Kroca zaczyna się od zamówienia na... maszyny do przygotowywania shake’ów

Główny bohater McImperium może liczyć na wsparcie żony, ale jednocześnie musi słuchać wymówek

Nie zmienia to wszystko faktu, że film Johna Lee Hancocka ogląda się bardzo dobrze. Głównie dlatego, że jest znakomicie zagrany. Michael Keaton sprawia, że jego bohater żyje, czuje się energię, która go wypełnia, co jednak nie znaczy, że się go lubi i się mu kibicuje. Może na początku jeszcze tak, ale im dalej w las, tym gorzej dla Kroca. Na marginesie można dodać, że tyczy się to samego McDonald’sa: przez pierwsze kilkadziesiąt minut myślałem o tym, by od razu po seansie skoczyć na burgera, pod koniec nie miałem na to już żadnej ochoty. Dobrzy są też bracia McDonald – ciepły, troskliwy i bardziej naiwny Mac oraz rozsądniejszy, bardziej impulsywny Dick. Tego drugiego gra Nick Offerman, co jest o tyle ciekawe (i w sumie zabawne), że cały czas zastanawiałem się, co by na to wszystko powiedziała inna jego postać, czyli Ron Swanson z Parks and Recreation.

Warto dodać, że McImperium ma w sobie też sporo całkiem niezłego humoru, jak i dobre tempo. Dla mnie jednak film ten był mocno przygnębiający. Jestem zwolennikiem kapitalizmu, co nie znaczy, że potrafię przymknąć oko na jego oczywiste wady i patologie. Pomimo tego oraz wspomnianych mankamentów scenariuszowych, produkcję Hancocka jak najbardziej warto obejrzeć. Zabrakło po prostu kilku czynników, które sprawiłyby, że byłby to film wielki.

Atuty

  • Aktorstwo
  • Ciekawa historia
  • Dobre tempo

Wady

  • Zbyt prosty scenariusz
  • Film za delikatny dla głównego bohatera

McImperium miało szansę być filmem wielkim. Nie udało się, ale i tak warto obejrzeć.

6,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper