Recenzja komiksu Skalp T3. Trupy i demony przeszłości w indiańskim czarnym kryminale

Recenzja komiksu Skalp T3. Trupy i demony przeszłości w indiańskim czarnym kryminale

SoQ | 07.11.2016, 20:45

Złota zasada Hitchcocka głosiła, że film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie powinno rosnąć. Recenzenci wszelacy lubią się posługiwać tą maksymą, więc jest nieco "zużyta". Inna jednak do trzeciego tomu "Skalpu" nie pasuje. Po drugim wydawało się, że czytelnik będzie mógł złapać oddech. Nic bardziej mylnego.

Dopiero tu - na przestrzeni zeszytów 25-34, kryminał rozgrywający się w indiańskim rezerwacie Prairie Rose wchodzi w decydującą fazę. Tom trzeci to pewien zenit historii, bo dostajemy wreszcie jednoznaczne odpowiedzi na dręczące niemal od początku pytania. Dowiadujemy się kto tak naprawdę pociągał za spust lata temu i kto ma na sumieniu niezwykle istotnego trupa pojawiającego się w finale pierwszego tomu. I choć dla uważnego czytelnika nie będzie to szok, to fakt ten od razu kieruje historię na nieco inne tory. Do tego poznajemy kolejną, tym razem całkowicie mroczną, ale i zaskakująco racjonalną twarz Lincolna "Czerwonego Kruka", z poświęconych im rozdziałów dowiadujemy się więcej o psycholu Diselu i agencie FBI Nitzu, a nasz antybohater, który jeszcze dobitniej potwierdza, że jest niemniej zepsuty niż cała reszta, decyduje się na wyjawienie pewnej osobie swojej największej tajemnicy. Dzieje się tu masa rzeczy, na dodatek dawka brutalności - choć wydawało się to niemożliwe - jest jeszcze większa, a krwi dolano dosłownie pod korek. Trzeci tom stanowi kumulację wątków przewijających się w "Skalpie" od dawna, ale też nakreśla nowe, które - w co nie wątpię - nie pozwolą się nam nudzić podczas lektury tomów 4 oraz 5. Tyle właśnie ich będzie, bo polska edycja komiksu opiera się o amerykańskie wydanie Deluxe Edition, gdzie tak podzielono 60 oryginalnych odcinków.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na dodatek Jason Aaron opowiada nam tą brudną historię w mistrzowski sposób. Scenarzysta czuje się jak ryba w wodzie, tnąc pewne wydarzenia na kawałki i przekazując je we fragmentach. Pokazuje co niebawem się stanie, a potem cofa się w czasie, by ukazać jak do tego doszło. Niesamowicie buduje napięcie, trzymając nas w szachu. Niektóre chwile pokazuje z rożnych perspektyw. Narracja w tym tomie kojarzy mi się z "Jackie Brown" Quentina Tarantino. Wiem, że nazwisko Amerykanina pada w recenzji "Skalpu" po raz kolejny, ale nic na to nie poradzę. Zresztą - jak naśladować to najlepszych, prawda? W kwestii innych komiksów Aarona - zarzucono mi skrytykowanie "Thanos Powstaje", ale wystarczy poczytać "Skalp" by uświadomić sobie, jak sprytnie i z klasą można było poprowadzić historię największego skurczybyka uniwersum Marvela. Ale może to nie autor nie miał na to pomysłu, ale wydawnictwo nie chciało komplikować sprawy? Mniejsza o to.
 
Czy jest coś w trzecim "Sklapie" słabszego? Tak, po raz kolejny słabiej od sztandarowego ilustratora serii wypadają gościnne występy rysowników. Poza tym to perełka.

  • Scenariusz: Jason Aaron
  • Rysunki: R.M. Guera i inni
  • Oprawa: twarda
  • Liczba stron: 256
  • Format: 170 x 260
  • Cena z okładki: 79,99 zł
  • Data ukazania się: październik 2016
Źródło: własne

Atuty

  • Wreszcie poznajemy odpowiedzi
  • Tom suto podlany krwią
  • Nadal niesamowite napięcie

Wady

  • Czepiam się, ale znów gościnne rysunki

Tempo nie zwalnia. "Skalp" to niezmiennie fascynująca opowieść trzymająca czytelnika w ryzach od pierwszej do ostatniej strony.

9,0
cropper