Crytek zaprosił nas na wirtualną rzeczywistość - pierwsze chwile potrafią przerazić
Od czasu do czasu otrzymujemy na skrzynkę redakcyjną zaproszenia, którym nie możemy odmówić. Tym razem Crytek zaprosił nas do swojej głównej siedziby, gdzie doświadczyłem wirtualnej rzeczywistości. Bez zastanowienia i większych oczekiwań ruszyłem na spotkanie z The Climb i Robinson: The Journey.
7 września odbyło się oczekiwane przez wielu PlayStation Meeting, więc jeszcze grubo po północy aktualizowałem wiadomość, wrzucałem zwiastuny, a nawet doklejałem zdjęcia. Bez głębszego marudzenia, z chorym podnieceniem położyłem się spać po drugiej, a już o czwartej zadzwonił budzik.
To nie mógł być łatwy dzień, bo nawet podróż na lotnisko mogę porównać do małego horroru – jeszcze nigdy nie jechałem podczas tak mocnej mgły, kiedy wszyscy kierowcy zamiast pędzić 120km/h, toczyli się typową sześćdziesiątką. Nie tak to sobie wymarzyłem i obliczyłem. Sytuacja na tyle wydłużyła dojazd na miejsce, że w zasadzie wpadłem na odprawę, a później wbiegłem w samolot. „Frankfurcie nadciągam” pomyślałem w myślach – na szczęście tym razem nie powiedziałem tego głośno – a po chwili udałem się na zasłużoną drzemkę. Szybki i bezproblemowy lot? Nie tym razem. Przez problemy ze startem w Katowicach podróż wydłużyła się o dobre 40 minut. Na szczęście nie miałem za bardzo siły na jakiekolwiek zmartwienia, a podczas kolejnych cennych minut ładowałem akumulatory. Po wylądowaniu typowa sytuacja – to gdzie jest ten kierowca z napisem „Crytek”? Po 20 minutach krążenia z miejsca w miejsce w końcu natrafiłem na miłego Niemca, który zaprosił mnie do swojego odpicowanego Mercedesa. Na bogato.
Po kolejnych 30 minutach stanąłem przed wielkim budynkiem… Pierwsza myśl mogła być tylko jedna – to właśnie tutaj powstał Crysis! I do teraz pluję sobie w nieokrzesaną brodę, że nie zrobiłem zdjęcia przy wielkiej figurce głównego bohatera tej wielkiej serii. Zmarnowana okazja, ale nie przynudzam dalej. W końcu wszedłem do wielkiej sali, która została podzielona na kilka sektorów – w każdym znalazły się duże telewizory, PlayStation 4 z podłączonym PlayStation VR i z zainstalowanym Robinson: The Journey. Zanim jednak mogłem spróbować tego wyczekiwanego mięska z wielkimi dinozaurami, zostałem zaproszony na sesję z The Climb.
Gra zadebiutowała w kwietniu na Oculus Rift i w zasadzie od premiery miałem ochotę sprawdzić ten „symulator wspinaczki”. Twórcy przygotowali prostą z założenia produkcję, w której naszym zadaniem jest wspinanie się po ścianach. Lądujemy w zjawiskowej okolicy i musimy przekładać ręce w poszukiwaniu miejsc, gdzie możemy się złapać. Deweloperzy wykorzystali do zabawy Oculus Touch, czyli specjalne kontrolery, które trzymamy w dłoniach i był to strzał w dziesiątkę. Na początku czułem skromne zdezorientowanie, ale po dwóch minutach z łatwością rozglądałem się za kolejnymi czułymi punktami i starałem się jak najszybciej dostać do wyznaczonego miejsca… Pokonanie określonych ścieżek nie jest łatwe, bo autorzy często ukrywają miejsca do chwycenia dłoni, a dodatkowo musimy wciąż dbać o siłę postaci – wiecie zwisanie kilka sekund na jednej łapie nad wielką przepaścią nie jest przyjemną zabawą, więc trzeba je szybko przekładać, korzystając przy tym niejednokrotnie ze specjalnej umiejętności. Klikając jeden z klawiszy i potrząsając ręką możemy nałożyć na nie trochę magnezji i tym samym pokusić się o dłuższe zwisanie.
Po kilku minutach z goglami na głowie czułem się niczym wyczynowy sportowiec, ale autorzy przewidzieli taką sytuację. Po chwili dotarłem do miejsca, w którym musiałem skoczyć i następnie chwycić się wydrążonej dziury w kamieniu. Ile ja razy spadłem, ile ja razy w tym miejscu zginąłem, ile ja razy w tym miejscu przekląłem stojącego obok dewelopera… A wiecie dlaczego? Bo jak na typowego kanapowca przystało myślałem, że wystarczy ruch ręką, by dostać się do oczekiwanego miejsca. A tutaj trzeba zrobić coś więcej, ruszyć się, w zasadzie skoczyć, a nie jest to proste. Może w tym miejscu warto zaznaczyć, że od dzieciństwa mam skromny lęk wysokości – z upływem lat jakoś zapomniałem o tym nieprzyjemnym uczuciu, ale podczas rozgrywki w The Climb wszystkie demony powróciły. No i właśnie przez to spędziłem w tym miejscu trochę czasu… Ale po męczarniach chwyciłem prawą łapą kamień, a na moich ustach zawitał ogromny uśmiech. Szybko złapałem się drugą ręką i mogłem odsapnąć. Takie udręki przeżywałem jeszcze kilkukrotnie, ale z czasem nabierałem coraz to większego doświadczenia, więc rozgrywka była przyjemniejsza. Muszę jednak zaznaczyć, że nie jest to łatwa sprawa – The Climb potrafi naprawdę wymęczyć, bo choć w rzeczywistości machamy tylko rękoma, odginamy ciało i robimy małe podskoki, to adrenalina robi swoje.
Produkcja Cryteku wygląda naprawdę świetnie. Żaden materiał wideo nie oddaje wrażeń po założeniu gogli VR na głowę, bo w ten świat nie trudno wsiąknąć. Ja w pewnym momencie złapałem się na tym, że bałem się zrobić krok do przodu na kładce – wiedziałem doskonale, że jestem w grze, jednak wykonanie tego kroku zapamiętam na długo. Choć nie jestem osamotniony, bo podobno większość dziennikarzy ma z tym problem – etap pojawia się po kilkunastu minutach rozgrywki, więc człowiek ma czas wsiąknąć w bagno.
Gra zrobiła na mnie ogromne wrażenie i po ściągnięciu z głowy Oculusa zapytałem z miejsca o wersję na PlayStation VR. Niestety, tytuł był aktualnie przygotowywany wyłącznie na jedną platformę, wykorzystuje specjalne kontrolery, więc w tej sytuacji nie możemy liczyć na szybki port. Jeśli zaś chodzi o same gogle, to są bardzo wygodne – nawet grając w okularach nie odczuwałem żadnych niedogodności. Podobnie zresztą jak problemów z żołądkiem – gameplay trwał około 30 minut, a ja mógłbym spędzić na skałce zdecydowanie więcej. W to się po prostu gra bardzo przyjemnie i nietrudno się zapomnieć.
Po tych przyjemnościach nadszedł czas na drugą rundę. Robinson: The Journey na PlayStation VR – nigdy wcześniej nieprezentowany fragment ukazujący… Sporo, ale na takie szczegóły musicie zaczekać. Moje wrażenia z tytułu o dinozaurach przeczytacie w kolejnym numerze PSX Extreme. Aktualnie mogę tylko wspomnieć, że Crytek tworzy wyśmienity tytuł, który może skłonić graczy do kupienia japońskich gogli VR.
Galeria
Przeczytaj również
Komentarze (23)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych