Recenzja filmu „Dzień Niepodległości: Odrodzenie” – Przeżyjmy to jeszcze raz

Recenzja filmu „Dzień Niepodległości: Odrodzenie” – Przeżyjmy to jeszcze raz

Dawid Muszyński | 27.06.2016, 21:00

Po równo 20 latach Roland Emmerich wraca do wykreowanego przez siebie świata, by z pomocą kosmitów i ich statków znów spróbować go zniszczyć.  

Jak wiemy, rasie ludzkiej udało się obronić przed atakiem obcych oraz zniszczyć ich dość pokaźną flotę. Czas, jaki minął od pamiętnego dnia niepodległości nie został zmarnowany. Naukowcom udało się rozpracować kosmiczną technologię, a także zaadaptować ją na własne potrzeby. Dzięki temu mamy nowe bronie, szybsze samoloty, a nawet rozbudowaną bazę znajdującą się na księżycu. Ludzkość dostała porządnego kopa cywilizacyjnego. Wydaje się, że to wszystko powinno nas uchronić przed kolejną próbą inwazji, bo to, że ona nadejdzie jest bardziej niż pewne. Wszystko dlatego, że 20 lat temu podczas ataku na statek matka, obcy zdążyli wysłać sygnał SOS w przestrzeń kosmiczną i znalazł on adresata. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Reżyser Roland Emmerich postanowił zaserwować nam kilka swoich starych hitów w nowych odsłonach. Najpierw zabrał się za „Dzień niepodległości”, z którego chce nagle zrobić trylogię (po napisach jest ukryta scena), po czym zapowiedział już pracę nad odświeżeniem kinowych „Gwiezdnych wrót”. 

Zebrał już nawet lwią część obsady, która zapewniła mu taki duży sukces w 1996 roku. Zabrakło w niej niestety Willa Smitha, który rozczarowany przyjęciem „Facetów w czerni 3” oraz „1000 lat po Ziemi” postanowił na jakiś czas odpuścić sobie kino science fiction. Bez niego film stracił charakterystyczne poczucie humoru, a zastąpienie go Liamem Hemsworthem nie było najlepszym posunięciem. Postać stworzona przez aktora bardziej denerwuje widzów niż zapewnia zabawne momenty. Co ciekawe w jednym z wywiadów Emmerich przyznał, że fabuła miała wyglądać zupełnie inaczej. Jednak po tym jak Smith odmówił udziału w filmie, scenariusz musiał przejść gruntowną przebudowę, co czuć. Gdyby usunąć wszystkie sceny z niesfornym pilotem Jakem Morrisonem (Hemsworth) czy Dylanem Hillerem (Jessie T. Usher) film nic by na tym nie stracił. Ich wątki są wciśnięte na siłę, by przyciągnąć młodszą widownię. 

Najjaśniejszym punktem obsady jest niepodważalnie Jeff Goldblum, grający speca od kosmitów, żyjącego w ciągłym konflikcie ze swoim ojcem, granym przez równie świetnego Judda Hirscha. Co ciekawe, jak całej obsady czas nie oszczędził, tak on wygląda jakby się w ogóle nie postarzał. Fajnie też patrzy się na grę Billa Pullmana, czyli byłego prezydenta Whitmore’a. „Dzień niepodległości: Odrodzenie” jest także ostatnim filmem, w którym możemy zobaczyć Roberta Loggia wcielającego się ponownie w generała Greya. Nie jest to może tym razem znacząca i długa rola, ale zapada w pamięć. Tak samo zresztą jak sceny z udziałem doktora Okuna, czyli Brenta Spinera, znanego przez fanów kultowego „Star Treka”. 

„Dzień niepodległości: Odrodzenie” to nie jest jednak film, na który idziemy do kina ze względu na fabułę. Tu liczą się przede wszystkim efekty specjalne oraz totalna destrukcja. Eksplodujące budynki, rozpadające się mosty czy fale zalewające całe miasta. I wszystko to dostajemy. Statki są jeszcze większe niż w pierwszej części. Obcych też jest 100 razy więcej, a do tego świetnie prezentuje się Królowa Matka. Przy tym co serwuje nam Emmerich, Michael Bay mógłby popaść w kompleksy.

Reżyser wyciągnął też sporo wniosków z poprzedniej części. Zrezygnował z tego całego patosu: trzepoczących wszędzie amerykańskich flag, wychwalania kraju pod niebiosa i płomiennych przemów bohaterów. Skupił się na rozrywce i akcji, co całości wychodzi na dobre. „Odrodzenie” nie udaje też filmu poważnego, mającego nieść w świat jakieś przesłanie. Jest to czyste nawiązanie do kina rozrywkowego lat 90. ze sporą liczbą wygłaszanych przez bohaterów na ekranie one linerów.

Podsumowując. Kolejnego Oscara za ten film Emmerson nie dostanie, a i widzowie, którzy nie byli fanami pierwszej części, do tej też nie zapałają miłością. Za to jeśli dobrze bawiliście się 20 lat temu, to teraz też na nudę narzekać nie będziecie.

 

Atuty

  • efekty specjalne
  • Jeff Goldblum
  • humor

Wady

  • Liam Hemsworth
  • wtórność fabuły

Ostatnio panuje moda na odgrzewanie starych hitów. Obejrzałem ten film z wielką nostalgią, ale nie zagrzeje on miejsca w mojej pamięci tak jak zrobiła to pierwsza część z 1996 roku.

6,0
Dawid Muszyński Strona autora
cropper