Recenzja komiksu Uncanny X-Men: Rewolucja - przegadana rewolucja

Recenzja komiksu Uncanny X-Men: Rewolucja - przegadana rewolucja

Wojciech Gruszczyk | 25.06.2016, 09:00

Scott Summers do niedawna był jednym z najbardziej oddanych X-Menów. Lider gotowy do największych poświęceń dla swoich przyjaciół z drużyny, teraz stał się ich wrogiem. W Uncanny X-Men: Rewolucja poznajemy Cyclopsa jako rewolucjonistę, który rozpoczyna walkę o lepsze jutro. Nie tylko dla siebie, ale dla wszystkich mutantów.

Tytułem wstępu pragnę wyjaśnić pewną ważną kwestię – Uncanny X-Men: Rewolucja to pierwszy tom nowej serii wydawanej przez wydawnictwo Egmont, jednak trudno zrozumieć tę historię bez choć skromnego poznania wcześniejszych wydarzeń. Dlaczego? Bo przywołany we wstępie Cyclops przez moc Feniksa zabił swojego ukochanego nauczyciela Charlesa Xaviera. Nie kontrolował swojej mocy, nie mógł tego powstrzymać i stał się zakałą dla całego świata.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak poradzić sobie z tą sytuacją? Nie jest łatwo, ale Summers nie może się załamywać. Odłącza się od swoich przyjaciół i zakłada nowy zespół. W jego drużynie znajduje się jeszcze Magneto, Magik oraz Emma Frost, czyli wyjątkowa mieszanka uzdolnionych, którzy mają jeden cel – pomóc mutantom. Sprawa jest o tyle trudna, że przez ostatnie wydarzenia w zasadzie wszyscy są wrogo nastawieni do mutantów. Gdyby tego było mało, na świecie niczym pisklęta wykluwają się nowe obdarzone najróżniejszymi mocami osobniki, które od początku swoich „nowych narodzin” muszą zmierzyć się z odrazą opinii publicznej oraz… Sentinelami. Właśnie dlatego ekipa Cyclopsa zamierza pomagać każdemu i tym samym jeden z najbardziej doświadczonym X-Menów rozpoczyna rewolucję… Otwierając jednocześnie nową szkołę.

Problemem dla formacji Scotta jest fakt, że każdy osobnik, który spotkał się z niepowtarzalną mocą Feniksa ma problemy ze swoimi zdolnościami. Ani Cyclops, ani Magneto, ani nawet Emma Frost, czy też Magik nie kontrolują w pełni swoich umiejętności i muszą mierzyć się nie tylko z ogromnymi robotami, ale również ze swoimi słabostkami. Na domiar złego w opowieści nie mogło zabraknąć Avengers, którzy zamierzają aresztować rewolucjonistę. W końcu to on zabił Xaviera! Kapitan Ameryka nie słucha tłumaczeń, nie chce zrozumieć sytuacji i w konsekwencji jesteśmy świadkami konfrontacji.

Nie jest to pojedynek, na który czekaliśmy, bo muszę zaznaczyć, że całe pięć zeszytów w gruncie rzeczy to przegadane kartki. Brian Michael Bendis niczym rasowy psycholog stara się zaprezentować psychologiczne aspekty ostatnich wydarzeń, ukazuje słabostki niegdyś niezwyciężonych mutantów i zalewa czytelnika niemal nieskończonymi dyskusjami. To może się podobać, ale w pewnej chwili zabrakło mi w Rewolucji prawdziwej Rewolucji. Pokazania mocy, siły i determinacji niemal przygwożdżonych do muru bohaterów. Problemem bez wątpienia są ich zdolności – a raczej ich brak – ale na szczęście Summers znajduje kilku nowych sprzymierzeńców, którzy mają szansę wyjść przed szereg i udowodnić swoją przydatność.

Wśród świeżynek pojawia się Benjamin Deeds (zdolność: kameleon), Fabio Medina (zdolność: wyskakujące z ciała złote kule), Eva Bell (zdolność: tworzy strefy czasowe) oraz Christopher Muse (zdolność: uzdrowiciel) i choć aktualnie otrzymujemy od scenarzysty tylko szczątkowy zarys herosów, to już teraz nowi odgrywają istotną rolę dla rozwoju zdarzeń. Można w tej sytuacji przypuszczać, że Bendis podąży właśnie tą drogą i w kolejnych przygodach kolejny raz zobaczymy w akcji między innymi Evę Bell – jej strefa czasowa już na dobry początek jest niezbędna.

A pewnie będzie jeszcze lepiej, bo Scott dopiero rozpoczyna formowanie zespołu. Dlatego pojawia się u swoich byłych przyjaciół i udaje mu się namówić do współpracy kilku X-Menów. Mam tylko nadzieję, że w kolejnych opowieściach otrzymamy możliwość bliższego poznania kolejnych-nowych bohaterów, bo odnoszę wrażenie, że akurat w tej serii to młodzież może pokazać pazur.  

To oczywiście nie koniec perypetii, bo tylko wspomnę, że nawet na starcie rewolucji wśród grupy Cyclops'a pojawia się dezerter, który ma większe plany. Ten temat jest zarysowany na początku, a następnie rozwinięty pod koniec pierwszego tomu, ale to zdecydowanie dopiero wstęp do większej przygody. A jest to bardzo dobra wiadomość, bo dzięki temu zabiegowi zdarzenia nabierają odrobinę innej barwy. Nie jest to jednolita i nudna przygoda. Intryguje również zakończenie, a którym Bendis otwiera sobie ogromne pole do popisu, ponieważ Illyana Rasputina totalnie nie potrafi opanować swoich zdolności i wpędza członków szkoły obdarowanych w wyjątkowe kłopoty. Tymi wydarzeniami kończy się Rewolucja i można tylko żałować, że autor nie pokusił się o kilka dodatkowych kadrów i nie zapoczątkował wielkiej walki.

Tak, to właśnie pojedynków brakuje mi w Rewolucji najbardziej, bo autor zdecydowanie za bardzo skupia się na przedstawieniu wątku „świat przeciwko mutantom” i zapomina o esencji uniwersum. Większość stron to rozważania, rozmowy, próby przekonania kolejnych grup do racji Scotta, a człowiek tylko łaknie odrobinę dynamiczniejszej akcji.

Jeszcze na pewno warto wspomnieć o pracy Chrisa Bachalo oraz Frazera Irvinga – zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu twórczość tego drugiego, który miał okazję pracować przy między innymi Przygodach Judge Dredda. Mocniejsza kreska i mroczniejszy świat. Jasne, że to wydarzenia pozwalają na takie zagrywki, ale wygląda to naprawdę świetnie. Muszę jednak dodać, że nawet Bachalo nie ma się czego wstydzić i akurat w jego przypadku najbardziej zapadła mi w pamięć scena spotkania zespołu Cyclopsa z Avengersami…

Podsumowując, na dobry początek otrzymujemy interesującą opowieść, która jest tylko i wyłącznie wstępem do czegoś zdecydowanie większego. Brakuje tutaj mocniejszej akcji i kilku rozbitych głów. Mimo wszystko trzeba docenić wprowadzenie nowych do historii i przedstawienie problemu mutantów. Przyzwoity, choć trochę za bardzo przegadany start. 

 

Tytuł: „Uncanny X-Men” tom 1: „Rewolucja”

  • Scenariusz: Brian Michael Bendis
  • Rysunki: Chris Bachalo, Frazier Irving
  • Wydawca: Egmont
  • Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
  • Oprawa:  miękka ze skrzydełkami
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • Objętość: 120 stron
  • Format: 167x255
  • ISBN:  978-83-281-1665-8
  • Cena: 39,99 zł
Źródło: własne

Atuty

  • Prezentacja nowych mutantów
  • Oblicze Scotta

Wady

  • Brak większej akcji
  • Przegadana opowieść
  • Rewolucja w jednej scenie

Wstęp do czegoś większego, ale brak tutaj odpowiedniej akcji i ciekawszych wydarzeń. Trochę za dużo rozważań i dyskusji. Aktualnie rewolucja tylko i wyłącznie w jednej scenie.

7,0
Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper