Graliśmy w Detached. PvP w wirtualnym kosmosie

Graliśmy w Detached. PvP w wirtualnym kosmosie

redakcja | 19.06.2016, 08:00

W kosmosie najgorsza jest izolacja od świata. Widzisz wszystko, ale nic nie jest na wyciągnięcie ręki. To prawie tak, jak założyć hełm VR. Zamiast wrażenia, że oto otwierają się wrota do innego świata, czujemy się jak w kapsule odpływowej, gdzie atakują nas halucynacje, których nie da się dotknąć. W VR jest prawie tak samo. Prawie, bo naokoło stoją jednak prawdziwe meble, o które można przyp….ić machając łapkami w wirtualu.

No chyba, że by tak zagrać z kimś żywym. Bo właśnie z myślą o wspólnym graniu w wirtualnej przestrzeni kosmicznej powstaje Detached. Już nie będziecie sami w kosmosie, a Wasz krzyk usłyszy przynajmniej ta jedna osoba, z którą po LAN – ie pykniecie sobie partyjkę. Ewentualnie ktoś z końca świata, kto usłyszy Was przez headset, gdy będziecie kląć na czym świat stoi, a raczej, na czym nie stoi, gdy zawieszeni w próżni, siłując się z silniczkami skafandra kosmicznego, będziecie próbowali tego kogoś ubić.

Dalsza część tekstu pod wideo

W Detached chodzi o to, że dwóch kosmonautów musi sobie zrobić na złość. Mogą się pozabijać, najczęściej przypadkiem nadziewając się na resztki bazy kosmicznej, ale mogą też postawić na ściganie – kto pierwszy zdobędzie artefakty potrzebne do ukończenia poziomu. Albo kto pierwszy dotrze do śluzy, która będzie ostatnim, co zobaczy w życiu drugi na mecie astronauta. Autorzy z katowickiego Anshar Studios mówią o swojej grze jako o bezkrwawym capture the flag, ale to nie znaczy, że przeciwnikowi nie da się zrobić kuku. O ile nie zrobi sobie tego sam, wpadając na ścianę czy pole siłowe, to można go potraktować czymś w rodzaju działka grawitacyjnego o ograniczonym czasie działania i wymagającym ładowania. A to w połączeniu z możliwością rozglądania się na wszystkie strony oraz koniecznością pilnowania celownika i kierunku lotu daje wystarczająco dużo doznań, byś poczuł się osobliwie. Krótko mówiąc, gra od początku wymusza myślenie i poruszanie się, tak, jakby to robił astronauta zależny od regulujących lot mikrosilniczków. Immersję oczywiście psuje trzymany w ręku pad, ale za to głową można kręcić na wszystkie strony. Zdaję sobie sprawę, że niektórych już skręca na samą myśl o wieloosiowym poruszaniu się w VR – ale nie martwcie się, czas Rzygaczy jeszcze nadejdzie, gdy obecna generacja VR będzie już tylko eksponatem muzealnym w świecie hologramów. Trójwymiarową pocztówką i „Wjazdem pociągu na stację La Ciotat” naszych czasów. Na razie jednak tracicie coś ciekawego w świecie multigrania.

Wiem, bo grałem z Tatianą z Gamezilli. Prywatnie, bardzo miła dziewczyna, ale kosa nie dała mi żyć w wirtualnej próżni. Raz wygrałem, ale przy drugim podejściu zwabiła mnie do pomieszczenia, gdzie znajdował się artefakt, potem z nim uciekła, a tuż za nią włączyło się pole siłowe zamykając mnie w środku. I taki był mój smutny koniec. Kiedy następnym razem to ja pierwszy dotarłem do artefaktu, tak się podnieciłem, że nawet nie wiem, kiedy Tatiana wylądowała mi na głowie racząc kopniakiem. Graliśmy jeszcze kilka razy, łapiąc boostery, omijając odłamki bazy kosmicznej i walcząc z czasem, bo przecież tlen też się kiedyś kończy. Nasze międzyredakcyjnie ekumeniczne granie dobiegło końca zdecydowanie za szybko, a zapas fascynacji przestrzenią kosmiczną w „Detached” pozostał na tyle duży, by generować apetyt na więcej. Nie zdążyłem się przyjrzeć pięknie zaprojektowanemu kosmosowi wokół, ale to dlatego, że przecież skupiłem się na akcji, a nie widoczkach.

Zapowiada się symulator Sandry Bullock w „Grawitacji” na dwóch graczy. Pytanie, które z Was skończy, jak Clooney?

Autor: Kuba Sobek

Źródło: własne
redakcja Strona autora
Wszechstronny autor – a to przygotuje materiał sponsorowany, a to komunikat redakcyjny. Znajdziecie go w każdym zakątku portalu jak to na szefa wszystkich szefów przystało. Nie tylko pisze, ale coś naprawi i wysłucha - piszcie na [email protected].
cropper