Recenzja filmu „High-Rise” - Walka o równość społeczną

Recenzja filmu „High-Rise” - Walka o równość społeczną

Dawid Muszyński | 19.04.2016, 20:52

Znakomita ekranizacja powieści J.G. Ballarda pod tytułem „Wieżowiec”. Książka posłużyła Benjaminowi Legrandowi jako źródło inspiracji do stworzenia komiksu „Snowpiercer”, którego ekranizacja trafiła 3 lata temu do kin.

W poszukiwaniu spokoju po utracie siostry i przede wszystkim anonimowości utalentowany doktor Robert Laing (Tom Hiddleston) wprowadza się do luksusowego apartamentowca, który został zbudowany, aby zaspokajać wszelkie kaprysy londyńskiej elity. Szybko okazuje się jednak, że pozostali lokatorzy nie mają najmniejszego zamiaru zostawić go w spokoju i wciągają go w swoje intrygi. Sąsiedzi stają się coraz bardziej nachalni. Mężczyzna jest świadkiem i uczestnikiem niezdrowej rywalizacji, która opanowuje wszystkich mieszkańców. Stopniowo pełen przepychu, zakrapianych imprez i szalonych orgii raj zmienia się w prawdziwe piekło, a do uporządkowanego świata wkracza chaos, bezprawie i przemoc.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wieżowiec, który ma być rajem dla mieszkańców jest pewnego rodzaju inkubatorem skupiającym wszystkie klasy społeczne. Na najniższych piętrach mieszkają biedacy, a na najwyższych sama elita. Budynek przypomina pewnego rodzaju drabinę socjalną. Podobnie jak w pociągu ze wspomnianego przeze mnie „Snowpiercer: Arka przyszłości”. Mamy tu wszystko: supermarkety, sauny, siłownie, obsługę dbającą o to, by nikomu nie brakowało energii, wody, a na korytarzach nie walały się śmieci. Jak nie trudno się domyślić pogłębiająca się różnica klas doprowadza do wybuchu rewolucji. Na jej czele staje dziennikarz, Richard Wilder (Luke Evans). W szybkim tempie szczegółowo zaprojektowany świat staje się pułapką.

Reżyser Ben Wheatley podjął się nie lada wyzwania, starając się wiernie zekranizować powieść Ballarda. I trzeba przyznać, że z tej próby wychodzi na wpół zwycięsko. Już otwierająca scena pokazująca zniszczony budynek intryguje widza, który chce zobaczyć jak do tego doszło. Moim zdaniem genialnym posunięciem jest również brak uwspółcześnienia filmu i nakręcenie go w klimacie lat 70. tak jak jest to opisane w książce. Klimat ówczesnych imprez, dyskotek, przepychu i wolności znakomicie pokazuje kierunek, w jakim zmierzało angielskie społeczeństwo w tamtych czasach. Do tego dochodzi świetna ścieżka dźwiękowa z takimi perełkami jak choćby cover Abby „S.O.S” znakomicie wykonany przez brytyjski trip-hopowy zespół Portishead.

„High-Rise” pod względem fabularnym idealny może nie jest, ale znacząco nadrabia swoje braki stroną wizualną. Przepych klasy wyższej aż kuje w oczy, może dlatego widz zaczyna w pewnym momencie odczuwać pewną satysfakcję, gdy piękne wnętrza są po trochu dewastowane przez sfrustrowanych lokatorów. Psychodeliczny klimat podbija znakomita gra aktorska. Jeremy Irons. Tom Hiddlestone, Luke Evans, Elisabeth Moss, wszyscy oni wzbili się na wyżyny swoich możliwości i zaserwowali wspaniały spektakl. W tym filmie nie ma słabych ról.

Minusem jest scenariusz, choć może bardziej próby reżysera do maksymalnego zbliżenia się do książkowego pierwowzoru. Przez to niektóre sceny, które w książce są zgrabnie opisane przez J.G. Ballarda na ekranie wypadają nudno, a czasem nawet niezrozumiale. W pewnym momencie można odnieść wrażenie, że reżyser nie za bardzo wie, na co chce położyć większy nacisk czy na rozwarstwienie społeczne czy może ukazanie jak tragiczne w skutkach dla planety może być zachłanne zachowanie człowieka. Przez to film w pewnym momencie wpada w moralizatorski ton mający na celu podanie prostego przekazu: człowiek to największe zło. Fabuła gdzieś znika, a widz staje się postronnym świadkiem obserwującym dramatyczne wydarzenia rozgrywające się na różnych piętrach. To właśnie stanowi największą bolączkę filmu. Czuć niedosyt scen dialogowych wykorzystujących wcześniej przytoczoną przeze mnie genialną obsadę.

„High-Rise” może nie jest arcydziełem ale niemniej warto wybrać się na niego do kina.

Atuty

  • Gra aktorska
  • Muzyka

Wady

  • Scenariusz
  • Moralizatorski ton

Miło jest zobaczyć w szerokiej dystrybucji film brytyjski, zwłaszcza w tak dobrej obsadzie, bo to rzadkość. Szkoda tylko, że scenariusz nie dorównał do wysokiego poziomu aktorskiego.

6,0
Dawid Muszyński Strona autora
cropper