Recenzja komiksu Salambo. Science fiction we francuskim sosie

Recenzja komiksu Salambo. Science fiction we francuskim sosie

SoQ | 12.04.2016, 20:01

W kwestii komiksu z Francją zawsze kojarzyło mi się słowo nieszablonowe. I Salambo to komiks niesamowicie nieszablonowy. Wojna Kartagińczyków z najemnikami z III stulecia przed naszą erą, ale podana w realiach science fiction. Brzmi dostatecznie intrygująco? Tak, ale i dostatecznie abstrakcyjnie, by o efekt takiej mieszanki móc się obawiać. Jak francuskie dzieło, ukazujące się na naszym rynku w postaci tomu w twardej oprawie, ma się dziś, po ponad 30 latach od premiery?

Komiks Philippe'a Druilleta oparty jest na powieści Gustawa Flauberta z 1862 roku, traktującej właśnie o owym historycznym konflikcie. Oparty jednak dość luźno, do czego autor absolutnie otwarcie się przyznaje. "Z kolei po przeczytaniu komiksu zapytanie: ale gdzie w tym wszystkim jest Flaubert? Odpowiem, że na cmentarzu w Rouen! Półtora metra pod ziemią!" - pisze we wstępie rysownik i scenarzysta Salambo. Niemniej oś historii to właśnie książkowy "kręgosłup", traktujący o zdradzonych przez mocarstwo najemnikach, buncie i miłości jednego z nich do tytułowej, nieziemsko pięknej córki perskiego wodza. I to w zasadzie tyle. Jeśli chodzi o tekst, Druillet momentami cytuje fragmenty powieści, a innym razem zmienia je do woli "w zależności od potrzeb fabuły". A skoro ta traktuje o wojence i to w tak spektakularnych pod tym względem realiach, to nie wypada by zabrakło jej epickiego rozmachu. Salambo nie jest standardowym komiksem. Fakt - w momentach bardziej "fabularnych" przypomina układem dobrze znaną historię obrazkową, ale zaraz potem mamy kadry będące dwustronicowymi obrazami z niewielką ilością tekstu. Za to narysowanymi z rozmachem i niezwykłą dbałością o szczegóły. A są też strony w całości tekstowe, jedynie z literkami "oprawionymi" w przeróżne ramki.

Dalsza część tekstu pod wideo

Sceny batalistyczne wypadają przekonująco, a obrazki takie jak ten, przedstawiający wymarsz wojsk z Kartaginy, po prostu cieszą oko. Zresztą oglądając pokazane tam bojowe słonie w wymyślnych zbrojach można pomyśleć, że być może to one stanowiły dla Zacka Snydera inspirację do umieszczenia podobnych w filmowej adaptacji "300". Wymyślny to słowo, które dobrze pasuje do designu, "myśli technologicznej" i wizji Druilleta. Zastanawiacie się pewnie, gdzie w tym wszystkim science fiction? Ano aż tak dużo go tu nie ma, a przynajmniej nie ma tu strzelania z laserów, jeno masakra na włócznie i ostre strzały. A jak już jest science fiction, to wysokiej próby, bo równie mocne wrażenie jak bitwy robią kadry ukazujące niestworzone maszyny, tak jak sunący ponad taflą wody statek dowodzony przez ojca pięknej Salambo. Sama dziewczyna jest w niektórych scenach nie tyle postacią narysowaną, co "wklejoną" w obrazki fotografią modelki. I choć ten zabieg wypada akurat przeciętnie, to całość podziwia się na ogół wybornie. A bez znaczenia nie pozostaje fakt iż czuć, że to ręcznie rysowany komiks z lat 80-tych, a nie tworzona niemal w całości w komputerze papka. Bo świetne wrażenie robią też całostronicowe portrety postaci, prezentujące się niczym gotowe artworki do solidnie zakręconej gry.

Salambo równie dobrze się czyta. Scenariusz nie grzeszy skomplikowaniem, ale ociekające patosem opisy walk i czynów wojujących herosów z czasem zaskakująco współgrają z kosmicznym settingiem. I częściej dają wrażenie obcowania raczej z fragmentami książki niż standardową komiksową narracją. Do wspomnianego settingu na początku trudno było mi się przekonać. Uznawałem go za zbyt duży misz masz, jednak gdy wraz z upływem stron wsiąkłem w wojenne realia i dałem ponieść fantazji autora, czytałem całość z satysfakcją. Trzeba jedynie wspomnieć, że niektóre ramki z powodu sporej ilości tekstu są tak upchane małymi literkami, że bez wpatrywania się weń z bliska dalej nie przebrniesz. Poza tą drobną niedogodnością Salambo wydane jest niczym album - na odpowiednio dużym formacie i odpowiednio śliskim papierze – co pozwala w pełni docenić jego kunszt.

  • Salambo
  • Scenariusz: Gustave Flaubert, Philippe Druillet
  • Rysunki: Philippe Druillet
  • Oprawa: twarda
  • Liczba stron: 200
  • Format: 215 x 290 
  • Cena z okładki: 99,99 zł
  • Data ukazania się: marzec 2016

Atuty

  • Rozmach
  • Staranne ilustracje, bitwy
  • Desing świata i nieszablonowość

Wady

  • Niektórym zapewne wyda się zbyt „odjechany”
  • Takie wydanie aż prosi się o dodatkowy zbiór szkiców i tym podobnych atrakcji

Oryginalność dzieła Druilleta zdecydowanie mnie do siebie przekonała choć na początku miałem obawy, że będzie dokładnie odwrotnie.

8,0
cropper