Historia konsol: ZAPiT Game Wave

Historia konsol: ZAPiT Game Wave

Roger Żochowski | 10.04.2016, 09:00

W Historii konsol opisywaliśmy zarówno konsole doskonale Wam znane, jak i te, o których wiedzieli tylko nieliczni. O ile źródełko z tymi pierwszymi już się wyczerpało, tak w przypadku tych drugich nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. ZAPiT Game Wave jest tego doskonałym przykładem.

Myśląc o konsolach siódmej generacji, macie zapewne przez oczyma PlayStation 3, Xboksa 360 oraz Wii. Ostatnia z wyżej wymienionych konsol zagarnęła dla siebie przede wszystkim rynek casuali – i właśnie w tę stronę celowało też ZAPiT Games, projektując swój system. Na starcie nie mieli zbyt dużego doświadczenia, jeśli chodzi o rynek gier wideo. Ba, nie mieli go praktycznie w ogóle. Firmę powołano do życia w 2003 roku w Mississauga w Kanadzie i raczej ciężko było przypuszczać, by jej włodarzom udało się kiedyś podbić inne państwa. Od samego początku celem było stworzenie konsoli wideo przy współpracy z takimi korporacjami, jak National Semiconductor, Panasonic czy Altera. Co ciekawe, producenci Game Wave jasno zapowiadali, że nie chcą wchodzić w paradę gigantom rynku. „Game Wave to hybryda odtwarzacza DVD i konsoli do gier wideo – nie jest to jednak bezpośredni konkurent dla Xboksa 360 czy PlayStation 3. Zamiast tego system został zaprojektowany specjalnie dla tradycyjnych gier planszowych czy karcianych” – brzmiało oficjalne stanowisko firmy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Specyfikacja

Procesory: Mediamatics 8611 Altera Max II CPLD
Rozdzielczość: 480p, 480i, 720p, 720i, 1080i
Kolory: 24-bitowa paleta kolorów
Dźwięk: 2 kanały D/A, stereo
Pamięć: 16MB SRAM
Nośnik: DVD
Porty na pady: 2
Cena na aukcjach: około 120 złotych

Konkretnie rzecz ujmując: urządzenie miało na celu przyciągnięcie do telewizora wszystkich członków rodziny, na co wskazywała też pełna nazwa sprzętu –  Game Wave Family Entertainment System. Próżno było szukać tu gier przygodowych, FPS-ów czy znanych większości graczy marek. Obyło się bez Pac-Mana, Space Invaders, a nawet Tetrisa. W zamian użytkownicy systemu dostali możliwość pogrania w wirtualnego Blackjacka, Scrabble, grę w kości czy Sudoku. Konsola posiadała też walory edukacyjne – jedna z produkcji dawała choćby szansę sprawdzenia swojej wiedzy na temat Biblii, inna – najbardziej pamiętnych wydarzeń z pierwszych stron gazet. Cała zabawa polegała więc zazwyczaj na prostej rywalizacji, swoistych quizach, teleturniejach (choćby coś na wzór Koła Fortuny) i rozwiązywaniu różnego rodzaju puzzli. Oczywiście system oferował lepsze możliwości graficzne niż większość standardowych odtwarzaczy DVD, ale w kwestii oprawy nie miał najmniejszych szans konkurować z konsolami obecnymi wówczas na rynku.

Co ciekawe, do konsoli podłączało się nawet 6 bezprzewodowych i działających na podczerwień kontrolerów, które bardziej przypominały pilota do telewizora niż pada. W pudełku z konsolą szczęśliwi (bądź nie) nabywcy mogli znaleźć cztery piloto-kontrolery różniące się akcentami kolorystycznymi (żółtym, czerwonym, niebieskim oraz zielonym). Jeśli komuś było mało, mógł dokupić kolejne dwa w kolorach fioletowym i pomarańczowym. Czemu producenci systemu zdecydowali się na taki „festyn”? Kontrolery miały być niejako przypisane do członków rodziny, aby każdy mógł dysponować swoim i nie rzucać się z zębami na dziadka, gdy ten zapomni, gdzie zostawił „pilota”. Inna sprawa to fakt, że część tytułów oferowała możliwość gry jednocześnie w 6 osób (wszelkiego rodzaju quizy), a kolor kontrolera odpowiadał kolorowi naszego wirtualnego gracza. Jedną z największych przeszkód technicznych napotkanych przez Nytric (tej firmie zlecono zaprojektowanie konsoli) było zbudowanie systemu w taki sposób, aby w tym samym czasie mógł bez przeszkód odbierać sygnały z sześciu kontrolerów, co w przypadku podczerwieni łatwe nie było. Cel ten został osiągnięty dzięki zastosowaniu oddzielnej częstotliwości dla każdego z pilotów.

System wykorzystywał części używane przy produkcji tanich odtwarzaczy DVD oraz został zbudowany wokół niezbyt skomplikowanego chipsetu, co miało obniżyć maksymalnie koszty produkcji. I to niestety było widać. Szara obudowa z wyświetlaczem, zieloną diodą i logiem Game Wave wyglądała dokładnie tak, jak chcieli tego jej twórcy – tanio. Prawdziwym hitem była część urządzenia pełniąca funkcję skrytki na piloty, zamykana od góry przezroczystą klapką. Ta z miejsca nasuwała skojarzenia z plastikowymi stojakami na kasety magnetofonowe, kupowanymi na bazarach. 

Game Wave zadebiutowało na rynku w październiku 2006 roku. Konsolę można było kupić przez dość krótki okres w Kanadzie oraz kilku miastach na terenie Stanów Zjednoczonych. Ceny wahały się od 100 do 120 dolarów, zaś za dwa dodatkowe piloty trzeba było wyłożyć 26 dolarów, tyle samo zresztą, co za każdą kolejną grę (tych łącznie ukazało się 13). Z jednej strony nie były to duże pieniądze, z drugiej budżetowe odtwarzacze DVD to w tamtych czasach mniejszy wydatek, z kolei gry nie były tutaj żadnym wabikiem (idea grania w Scrabble na ekranie telewizora to moim zdaniem poroniony pomysł). Podobne hity są dzisiaj dostępne w pierwszej lepszej telewizji cyfrowej, o darmowych grach przeglądarkowych nie wspominając. System nie odniósł więc większego sukcesu, ale firma przetrwała na rynku, rozpoczynając produkcję gier na BlackBerry i iPhone’a, czym trudni się do dzisiaj. Jak widać, zawsze znajdzie się ktoś, kto ma za dużo kasy i chciałby ją gdzieś umoczyć...

PS Tekst pojawił się pierwotnie w 194. numerze PSX Extreme.

Źródło: własne
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper