Recenzja filmu „Bogowie Egiptu”. Bolesny upadek Bogów

Recenzja filmu „Bogowie Egiptu”. Bolesny upadek Bogów

Dawid Muszyński | 26.02.2016, 17:00

Mitologia bogów egipskich w wydaniu Hollywood okazuje się tak samo nudna i sztuczna jak mitologia grecka w „Gniewie Tytanów”.

Historia bogów Egiptu jest dość barwna, więc nie dziwię się, że w końcu trafiła na wielki ekran. Szkoda tylko, że reżyser Alex Proyas zupełnie tej okazji nie wykorzystał, tworząc przeciętny scenariusz bazujący tylko na bogatym zasobie egipskiej historii. Set (Gerard Butler), bezwzględny bóg ciemności, siłą przejmuje egipski tron. Pozbywając się z niego swojego brata oraz jego lekkomyślnego syna Horusa (Nikolaj Coster-Waldau). Zabijając jednego Boga za drugim, ma zamiar stać się jeszcze silniejszym, by stanąć jak równy z równym przeciwko swojemu ojcu – wszechmogącemu Ra (Geoffrey Rush). Ludzkość zostaje zniewolona. Balans postara się przywrócić młodociany złodziej Bek (Brenton Thwaltes), chcący tym samym uratować swoją ukochaną Zaye.

Dalsza część tekstu pod wideo

O tym filmie zrobiło się głośno na długo przed premierą z powodu tego, że role egipskich bogów powierzono wyłącznie białym aktorom, niemal zupełnie pomijając Afrykanów (oprócz postaci Thotha) i Arabów. Zbiegło się to w czasie z protestem aktorów z powodu braku nominacji do tegorocznych Oscarów dla ciemnoskórych twórców. Reżyser „Bogów Egiptu” postanowił za to przeprosić na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, jednak wiele osób twierdzi, że był to świadomy ruch ze strony studia Lionsgate, które chce przykuć uwagę do dość średniego filmu, robiąc przy nim dodatkowy szum w mediach. W innym wypadku mógłby on przejść bez większego echa.

„Bogowie Egiptu” to nie jest zły film, on jest po prostu strasznie nudny. Alex Proyas, który jest odpowiedzialny za takie hity jak „Kruk”, „Ja, Robot” czy „Mroczne miasto” teraz wykazał się kompletnym brakiem wyczucia. Można odnieść wrażenie, że swoją uwagę skupił jedynie na efektach specjalnych, a i one nie powalają. Dialogi są strasznie sztuczne i wygłaszane jakby robili to aktorzy z „Klanu”. Nie wiem co się stało z Nikolajem Coster-Waldau’em, który tak dobrze prezentuje się w „Grze o tron”, bo tu jest kompletnie wyprany z emocji. Większość kwestii wyrzuca z siebie jakby od niechcenia i bez przekonania. Gerard Butler, grający główny czarny charakter, wygląda jakby myślami wracał do lat świetności z „300”. Aż się zdziwiłem, że podczas swoich płomiennych przemówień do zgromadzonych żołnierzy, nie krzyczy do nich „TO JEST SPARTA!!”. Widać, że Proyas wzorował rolę Seta na Leonidasie, choć przypomina on raczej rosyjską podróbkę niż oryginał. Butler od jakiś 4 lat nie ma szczęścia w wybieraniu scenariuszy, ale tak nisko jeszcze nigdy nie upadł. Za tydzień do kin wchodzi „Londyn w ogniu” z nim w roli głównej. Może wypadnie lepiej.

Film by więcej zarobić został zrealizowany w technologi 3D skierowanej do kin studyjnych oraz w wersji dedykowanej IMAX’owi, a nawet 4D. Spodziewałem się przez to fajnych efektów specjalnych. Jak bardzo się rozczarowałem. Wszystko zostało nakręcone na green screenie, co niestety widać. Podobnie ma się sytuacja ze scenami, gdy bogowie przyjmują swoją „prawdziwą” formę. Ich przemiana przywodzi na myśl serial „Power Rangers” i nie jest to pochwała.  Tło jest tak sztuczne, że widz zaczyna się zastanawiać, czy naprawdę ogląda wysokobudżetową produkcję dużego studia filmowego. Spece od FX przekombinowali i to znacznie. Każda scena walki wygląda jak podróba walki na miecze świetlne z „Gwiezdnych wojen”. Nawet rozpadające się piramidy wyglądają do sztucznie. Jak widać stworzenie tylu wersji ma na celu odrobienie 140 mln dolarów, które Lionsgate wyłożyło na ten film.

Jedynym plusem jest gra aktorska Geoffry’ego Rusha, który dał swojej postaci trochę emocji, choć reżyser nie powierzył mu łatwego zadania, charakteryzując jego postać stwórcy świata tak, że przypomina on wielkiego wkurzonego papieża.

„Bogowie Egiptu” mają słaby scenariusz, któremu nie pomaga brak humoru. W zamyśle reżysera miało być to kino akcji z historią w tle. Jednak jeśli ma się na planie takich aktorów jak Butler czy Coster-Waldau to aż się prosi, by do ich dialogów dorzucić trochę żartów by widownia nie usnęła. Niestety, reżyser z niezrozumiałych powodów postanowił z tego zrezygnować i w efekcie mamy dwugodzinną kumulację nudy.

 

 

Ocena: 3/10

+ Geoffry Rush

- efekty specjalne
- technologia 3D
- sztuczne dialogi

 

 

Dawid Muszyński Strona autora
cropper