Historia konsol: Gizmondo

Historia konsol: Gizmondo

Roger Żochowski | 31.01.2016, 09:00

Playboy, miłośnik szybkich aut, kryminalista – te trzy słowa doskonale opisują Stefana Erikssona, oskarżanego o malwersacje, kradzieże aut, posiadanie broni bez zezwolenia, kontakty ze szwedzką mafią i jazdę po pijanemu. Czy taki człowiek mógł być gwarantem udanego startu nowej konsoli? Odpowiedź jest prosta – nie.

Gizmondo – bo o tym systemie mowa – uderzył w rynek niczym grom z jasnego nieba i równie szybko z niego zniknął. Powodów takiego stanu rzeczy było kilka, jednak aby je poznać, musimy przenieść się do roku 2000. Wówczas to niejaki Carl Freer założył Eagle Eye, niewielką firmę zajmującą się w Szwecji przemysłem elektronicznym. Niespełna dwa lata później połączył ją z Floor Décor – amerykańskim przedsiębiorstwem produkującym dywany, które popadało w coraz większe kłopoty finansowe. Po co taki ruch? Freer chciał w ten sposób dostać się od zaplecza na amerykańską giełdę, pozyskać cenne kontakty i inwestorów zdolnych sfinansować jego kolejny projekt. A jak się za chwilę przekonacie, to nie pierwszy i nie ostatni przekręt w tej historii. Wkrótce potem nazwa firmy zmieniona została na Tiger Telematics, a jej siedziba przeniesiona do Wielkiej Brytanii. Freer nie krył swoich ambicji związanych z podbiciem rynku handheldów i właśnie taka wizja zaprowadziła go do Stefana Erikssona, dysponującego odpowiednią siecią kontaktów na rozkręcenie biznesu. Wówczas Carl nie wiedział jeszcze, że sprowadzenie go do firmy odbije się mu porządną czkawką.

Dalsza część tekstu pod wideo

Specyfikacja

CPU: Samsung ARM9 (400 MHz)
GPU: Nvidia GoForce 3D 4500
Wyświetlacz: TFT 2.8 cali, rozdzielczość 320x240
Pamięć: 128 MB (RAM), 64 MB (ROM)
System operacyjny: Windows CE
Dźwięk: MIDI, MP3, WMA, WAV
Pamięć zewnętrzna: karty SD, MMC
Zasilanie: dedykowana bateria
Cena na aukcjach: około 500 złotych

O Gizmondo świat usłyszał po raz pierwszy w roku 2003, wówczas jeszcze pod nazwą Gametrac. Po porażce Nokii N-Gage Freer liczył na to, że to właśnie jego firma będzie w stanie nawiązać wyrównaną walkę z PSP oraz DS-em i trzeba przyznać, że na papierze nie miał się czego wstydzić. Poza przyzwoitymi parametrami technicznymi i kosmicznym wyglądem (dwa sterczące spusty na obudowie konsoli upodobniały ją do starego budzika) platforma oferowała GPS-a, GPRS, cyfrową kamerę, Bluetootha, możliwość wysyłania elektronicznej poczty i SMS-ów, system operacyjny Windows CE, czytnik kart SD o pojemności do 1GB czy w końcu współpracę ze wszystkimi liczącymi się formatami A/V. To nie była konsola – to był mały kombajn multimedialny. „Gizmondo jest najbardziej zaawansowanym handheldem, jaki kiedykolwiek widziałem. Jest jak na sterydach” – zapowiadał Freer. Carl był wizjonerem i gdyby ktoś umiejętnie pokierował jego karierą, dziś mógłby konkurować jak równy z równym z firmą Apple. Tak, dobrze przeczytaliście. „Freer pewnego dnia przyszedł do mnie, rzucił na biurko stertę papierów i powiedział: »Mam pomysł. Kiedy wystartujemy z konsolą, chcę otworzyć sklep internetowy. Klienci z całego świata będą mogli pobrać aplikacje i gry, a my zapewnimy im odpowiednią obsługę«. Czy to nie brzmi jak kopia pomysłu giganta oferującego iPhone’a? Jasne – weźcie jednak pod uwagę, że był to 2004 rok, a o AppStore nikt jeszcze nie słyszał” – opowiada Steve Carroll, dyrektor techniczny Gizmondo. Żeby było ciekawiej – entuzjazmu nie kryli analitycy i dziennikarze. „Szacujemy, że Gizmondo może zgarnąć 10% rynku handheldów i stać się trzecim, po PSP i DS-ie, poważnym graczem” – czytaliśmy w raporcie przygotowanym przez firmę Terranova Institutional. Można więc trochę na wyrost napisać, że był to iPhone tamtych czasów, a jego twórca aspirował do miana kolejnego Steve’a Jobsa. „Freer był tak sprytny i błyskotliwy, że mógłby bez problemu kierować Microsoftem” – opowiada po latach jeden z jego współpracowników.

Bardzo mocnym punktem programu miały być też gry. Tuż przed premierą zapowiedziano, że do końca 2005 roku na Gizmondo pojawi się aż 89 produkcji (w tym 14 na start konsoli), a swoje wsparcie zapowiedziały takie firmy, jak Microsoft Games Studios, SCI, Team 17 czy Ubisoft. Premiera Gizmondo nie odbiegała specjalnie od wielkich imprez towarzyszących nowym konsolom Nintendo czy Sony, więc część obserwatorów dziwiła się, skąd firma ma na to pieniądze. Event odbył się w ekskluzywnym Park Lane Hotel, a zabawę poprowadzili Dannii Minogue i Tom Green. Niemałą gażę zgarnęli także artyści, którzy uświetnili start konsoli koncertami. W trakcie eventu można było posłuchać na żywo m.in. Pharrella, Busta Rhymesa, Jamiroquaia czy Stinga. Ten ostatni za swój występ zgarnął podobno 750 tysięcy funtów. A przecież nie wspomniałem nawet o przewijających się w kuluarach celebrytach pokroju Lennoxa Lewisa. Pieniędzy starczyło jednak na znacznie więcej – do kampanii reklamowej zaproszono między innymi Jensona Buttona, gwiazdę Formuły 1 (na zdjęciu). Sam Eriksson zaś wystartował w 24-godzinnym wyścigu Le Mans, zasiadając za kółkiem Ferrari 360 Modena GTC, przemalowanym na barwy Gizmondo (ostatecznie nie dojechał do mety z powodu problemów technicznych auta). Handheld wyglądał na bardzo mocnego i pewnego siebie gracza, czemu więc wszystko szlag trafił?

Szału nie robiła przede wszystkim cena. Urządzenie pojawiło się na rynku w dwóch wersjach – w cenie 400 i 229 dolarów. Gdzie tkwił haczyk? Drugi z wymienionych modeli wyposażony został w funkcję „Smart Adds”, która wyświetlała różnego rodzaju reklamy, gdy buszowaliśmy w menu głównym konsoli. Co ważne, dostosowywały się one do odpalanych aplikacji i gier, dzięki czemu łatwiej trafiały w gusta użytkowników. Co by nie mówić, zamysł był ciekawy, tym bardziej że reklamy miały oferować różnego rodzaju vouchery zniżkowe, a nawet naprowadzać klienta za pośrednictwem GPS-a do najbliższego sklepu reklamującej się firmy. Prawda, że pomysłowe? Cóż jednak z tego, skoro na dwa tygodnie przed amerykańską premierą urządzenia, „tygrysia” firma wyskoczyła niczym Filip z konopi z zapowiedzią nowego modelu handhelda. Gizmondo widescreen miał zostać wyposażony między innymi w nowy, 4-calowy ekran, WiFi, lepszą kamerę i kilka innych bajerów. Producenci słusznie doszli do wniosku, że ekran Gizmondo jest za mały i nie ma szans z tym zastosowanym w PSP. Można powiedzieć „mądry Szwed po szkodzie”, co nie zmieniało faktu, że potencjalni klienci ze Stanów wstrzymali się z kupnem konsoli, wyczekując lepszego modelu. Problemem okazały się także gigantyczne gaże i premie dla pracowników. Wspomniany Steve Carroll zarabiał milion dolarów rocznie, pobierając dodatkowo różnego rodzaju premie. Jeden z pracowników firmy po latach zdradził też, że gdy po raz pierwszy przybył do siedziby, zobaczył na parkingu takie cacka, jak Mercedes McLaren, Rolls Royce Phantom, Ferrari Enzo czy Maybach. Nikt jednak nie spodziewał się, że największy cios zadany zostanie z rąk Skandynawów...

Gizmondo Wide – plany były ambitne, ale na nich się skończyło.

W październiku 2005 r. szwedzki dziennik Aftonbladet opublikował artykuł o Stefanie Erikssonie. Wyszło na jaw, że 10 lat wcześniej został skazany za paserstwo i defraudację. Był też jednym z bossów „Uppsala Mafia”, organizacji przestępczej działającej w Szwecji i mającej na swoim koncie masę brutalnych zbrodni. Dodatkowo dziennikarze próbowali dowieść, że Eriksson i Freer byli współwłaścicielami studia deweloperskiego Northern Lights, któremu Gizmondo zapłaciło 3,5 miliona dolarów za stworzenie dwóch ekskluzywnych gier. Wybuchł skandal – Eriksson i Freer opuścili firmę, choć bardziej pasowałyby tu słowa „tonący okręt”, bowiem 23 stycznia 2006 roku Gizmondo Europe ogłosiło bankructwo. Okazało się przy okazji, że Tiger Telematics w samym tylko 2004 roku odnotowało stratę w wysokości ponad 99 milionów dolarów, a od stycznia do września 2005 r. doszło do tego kolejne 210 milionów. Wkrótce po tych doniesieniach Gizmondo zamknęło swoje placówki handlowe w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii oraz oficjalną stronę internetową. Najbardziej bolesne było jednak skasowanie wielu gier, które miały szansę pociągnąć sprzedaż konsoli. Część z nich była już ukończona i czekała na swoją sklepową premierę. Żeby było ciekawiej, po bankructwie rozpoczęła się cała lawina procesów – pozew przeciwko firmie złożyły między innymi Swedish Ogilvy Group, MTV Europe, Handheld Gaming czy Jordan Grand Prix. Jakby tego było mało, kilka tygodni później Eriksson rozbił nowiutkie i nielegalnie importowane Ferrari Enzo na kalifornijskiej autostradzie, jadąc po pijanemu z prędkością 320 kilometrów na godzinę (auto dosłownie przełamało się na pół). Dorzucił do tego jeszcze nielegalne posiadanie broni i kilka innych wykroczeń, za które trafił na dwa lata do więzienia. W roku 2008 został deportowany do Szwecji, gdzie usłyszał kolejne zarzuty. To jednak nie koniec historii!  

Ciekawostki

  • Oficjalnie na półkach sklepowych pojawiło się tylko 14 gier na Gizmondo.
  • Blisko 40 tytułów skasowano po bankructwie Tiger Telematics, mimo iż część z nich była ukończona w ponad 80%.
  • Tomb Raider, Rayman, Goal, Age of Empires, MechAssault, Worms – to tylko niektóre marki, które miały pojawić się na Gizmondo.
  • Szacuje się, że system sprzedał się na świecie w liczbie około 30 tysięcy sztuk, głównie w Szwecji i Wielkiej Brytanii.
  • Rozwalone przez Stefana Erikssona Ferrari Enzo zostało wyprodukowane w zaledwie 399 egzemplarzach.

„Zamierzam wskrzesić Gizmondo” – ogłosił niespodziewanie w roku 2008 Carl Freer, zapowiadając 35 tytułów na start oraz nowy, panoramiczny ekran. Produkcją Gizmondo 2 
miała zająć się chińska firma, która w zamian za wyłączność na tym rynku obiecała sfinansować cały projekt. Na planach jednak się skończyło i konsola nigdy nie ujrzała światła dziennego. Carla naszła za to pewna refleksja: „Nigdy nie myślałem, że zwyciężymy z Sony i Nintendo. Czuliśmy jednak, że rynek jest wystarczająco duży i zróżnicowany. Idąc w dół High Street, masz przecież więcej niż dwa rodzaje restauracji, prawda?” – tłumaczył się Carl. Życie pokazało, że w tym konkretnym przypadku klienci woleli udać się jednak do znanych i sprawdzonych lokali.

TOP 10 gier

1. Conflict: Vietnam
Najlepsza gra na Gizmondo, która mimo iż była skończona, nigdy oficjalnie nie zadebiutowała w sklepach. Całość przypominała Cannon Fodder (widok z góry, kierowanie oddziałem składającym się od 2 do 4 żołnierzy), z tą jednak różnicą, że gdy jeden z naszych podopiecznych zginął, zaczynaliśmy poziom od nowa. 10 dużych misji, dżungla, wciągające starcia z oddziałami Viet Congu i przyzwoita oprawa. W planach było także wydanie Conflict: Desert Storm II, ale i tutaj plany spaliły na panewce.

2. SSX 3
11 zróżnicowanych tras, 10 postaci dysponujących unikalnymi trikami (nie zabrakło Uberów), licencjonowana muzyka, możliwość zapisywania powtórek, nabywania coraz lepszego sprzętu za zdobytą kasę oraz rozwijania umiejętności snowboarderów. Pisząc krótko: stary, dobry SSX. Na uwagę zasługiwał także multiplayer dla dwóch osób możliwy dzięki funkcji Bluetooth. To również jedna z najlepiej wykonanych gier na Gizmondo, pokazująca potencjał jaki drzemał w tej konsoli.  

3. Trailblazer
Tytuł bazujący na hicie z Commodore 64. Głównym celem gry było dotarcie kołowym pojazdem do końca futurystycznych tras, zanim skończy się uciekający nieubłaganie czas. Po drodze do celu trzeba było unikać przepaści i różnego rodzaju przeszkód. Do gry zaimplementowano aż 45 poziomów (w tym część przeniesionych z pierwowzoru), na trzech różnych poziomach trudności. Idealny tytuł zarówno na dłuższe posiedzenia, jak i szybkie partyjki.  
 
4. Carmageddon
Kolejny tytuł, który nie ukazał się w sklepach, choć był skończony w 95%. To niejako udoskonalony port pierwszej części gry, wydanej w 1997 roku na pecety. W grze znalazło się 36 tras i 30 samochodów kierowanych przez całą plejadę psycholi. Aby to wszystko odblokować, trzeba było mieć odpowiednią ilość kredytów, które zdobywaliśmy niszcząc przeciwników, przejeżdżając pieszych, pałętające się po okolicy krowy (brak cenzury) oraz wygrywając kolejne wyścigi.  

5. Richard Burns Rally
Według wielu jedna z najtrudniejszych produkcji na Gizmondo. Gra oferowała możliwość wzięcia udziału w dziesięciu rajdach w różnych zakątkach świata, przy czym każdy z nich składał się z czterech tras i aby przejść do kolejnego etapu trzeba było pokonać je bez save’owania. Producenci gry zadbali o 8 licencjonowanych samochodów (w tym takie rajdowe klasyki jak Subaru Impreza czy Mitsubishi Lancer), dysponujące własnym modelem jazdy. Idealna gra dla hardkorowców.  

6. Hit And Myth
Niezwykle zabawny tytuł odwołujący się w wielu miejscach do popkultury. Gracze wcielali się w jedną z czterech nietuzinkowych postaci (Rycerz z ADHD, baba-pirat itp.), przemierzając cztery mistyczne światy (jedna z plansz np. rozgrywała się podczas Halloween). Ta przepiękna przygodówka oferowała widok z góry, możliwość rzucania zaklęć i poruszania się w czterech kierunkach. Szkoda, że ukazała się nieoficjalnie, już po śmierci Gizmondo...

7. FIFA Football 2005
Nie godzi się, by nowy system na rynku nie dostał swojej odsłony Fify, dlatego i Gizmondo mogło się nią pochwalić. 20 licencjonowanych lig, sporo trybów rozgrywki (w tym kariera i Challenge Modes), opcja dla dwóch graczy (Bluetooth) oraz grywalność na wysokim poziomie (sterowanie dawało radę). Wady? Z racji tego, że był to tylko port z Nokii N-Gage, grafika odstawała nieco od tego, z czym mieliśmy do czynienia w tytułach tworzonych na wyłączność.

8. Sticky Balls
Prosta gra logiczna sprawiająca masę frajdy. Całość polegała na strzelaniu kuleczkami oraz łączeniu ich ze sobą według kolorów, dzięki czemu mogliśmy się ich pozbyć ze stołów. A tych w grze znalazło się aż 19, każdy z własnym motywem przewodnim (podwodne, lodowe, ogniste itd.). Oczywiście nie zabrakło bonusów, dodatkowych mnożników i premii punktowych, które urozmaicały zabawę. Szkoda jedynie, że nie pokuszono się o multi dla dwóch osób.

9. Point Of Destruction
Kolejny tytuł wyciągnięty z pudełka z klasykami na Commodore 64. Ta strzelanina „kosmiczna”, w której zbieramy power-upy, nabijamy tysiące punktów, walczymy z upływającym czasem i staramy się uporać z kolejnymi, coraz bardziej wymagającymi falami przeciwników, potrafiła przyprawić o oczopląs ze względu na bardzo dynamiczny gameplay. A przecież do ukończenia czekało aż 100 poziomów. Niezwykle udana, choć budżetowa (co widać było po oprawie) produkcja.  

10. Chicane: Jenson Button Racing
Połączenie OutRuna z Ridge Racerem, czyli arcade’ówka pełną gębą, sygnowana nazwiskiem Jensona Buttona (kierowca Formu-ły 1). Idea gry była prosta – do naszej dyspozycji oddano 8 superszybkich samochodów (Koenigsegg CCR, Pagani Zonda, Bugatti Veyron, Ferrari itp.), które mieliśmy okazję przetestować na kilkunastu trasach (głównie położonych w miastach). Mimo iż tytuł był ukończony w 90%, śmierć Gizmondo zamknęła mu drogę na sklepowe półki...

TOP 3 akcesoriów

1. Gizmondo Premium Battery
Bateria zwiększająca dwa razy „wydajność konsoli”. Pozwalała na 4 godziny oglądania filmów, 8 godzin słuchania muzyki i 150 godzin czuwania. W zestawie można było znaleźć pokrywę na baterię i pasek na nadgarstek.

2. Gizmondo Premium Headphones
Zdecydowanie najlepsze słuchawki do Gizmondo, choć ich cena również dawała do myślenia. Na rynku oficjalnie dostępne były także dwa inne rodzaje słuchawek – Giz Wraparound Headphones oraz Gizmondo Two Way Headphones.

3. Gizmondo Navigator 2006
Zestaw zamieniający Gizmondo w pełnoprawny system nawigacyjny (trójwymiarowe mapy), dostępny w trzech różnych wersjach – na Wielką Brytanię, Europę i USA. Do pełni szczęścia trzeba było zakupić osobno specjalny uchwyt montowany w aucie.

PS Tekst pojawił się pierwotnie w 182. numerze PSX Extreme.

Źródło: własne
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper