Recenzja filmu Pitbull. Nowe porządki - walka o Warszawę

Recenzja filmu Pitbull. Nowe porządki - walka o Warszawę

Dawid Muszyński | 22.01.2016, 10:59

Patryk Vega na dobre powrócił do tego, na czym zna się najlepiej, czyli dramatu sensacyjnego, hamując nieudane zapędy do tworzenia komedii familijnych jak „Last Minut”.

„Pitbull. Nowe porządki” nie jest typową kontynuacją hitu z 2005 roku czy późniejszego rozwinięcia serialowego. Gebels, Igor i Barszczyk stanowią bowiem tylko tło dla obecnych wydarzeń. Akcja przenosi się tym razem do mokotowskiej komendy, w której „Majami” (nieźle dopakowany Piotr Stramowski) stara się rozpracować grupę gangsterską, stając się tym samym celem numer jeden przestępcy o pseudonimie„Babcia” (Bogusław Linda). Drogi funkcjonariusza przecinają się właśnie z dobrze znaną nam sekcją zabójstw z Pałacu Mostowskich, rozpracowującą Grupę Mokotowską, w której działa „Gang obcinaczy palców”. Mafia ta odpowiada za nasilającą się na terenie całego kraju serię porwań i zabójstw.

Dalsza część tekstu pod wideo

Patryk tym razem postawił na pełen realizm, którego brakowało w „Służbach specjalnych”. Jeśli wierzyć w jego słowa, to każde zdanie, jakie pada w filmie czy nawet akcja mają oparcie w prawdziwych wydarzeniach. Nic nie zostało zmyślone. Reżyser połączył po prostu kilka opowieści zasłyszanych od policjantów podczas spisywania swojej najnowszej książki „Złe psy. Po ciemnej stronie mocy”, łącząc je w jedną spójną historię. Mając tę informację z tyłu głowy, słowa wypowiadane przez „Babcię” - "Będzie zabójstwo. I ja w nim będę brał udział. A mówię ci to tylko dlatego, że mi tego nie udowodnisz" nabierają zupełnie innego wymiaru. Jeśli faktycznie wszystkie sytuacje w tym filmie się wydarzyły, to aż dziw, że żadna z nich nie przedostała się do prasy. Atmosferę podgrzewa fakt, że w wielu scenach możemy zobaczyć prawdziwych przestępców i gangsterów, którzy brali udział w zdjęciach pod specjalnym nadzorem służb. Wrażenie robi zwłaszcza scena „ustawki” gangów, gdzie widzimy Bogusława Lindę biegnącego po boisku w asyście około 40 karków.

Vega sprawnie zamknął świat przestępczy w kadrze, ukazując jego realne oblicze. W poprzedniej odsłonie mogliśmy obserwować ten świat z perspektywy policjantów rozpracowujących gangi, tym razem widzowie mogą zajrzeć do środka. W efekcie powstał jeszcze bardziej brutalny obraz niż ostatnio. Specyficzną atmosferę potęgują dialogi, które są silną stroną tego filmu, a jest to rzadkością w polskich produkcjach. Są nie tylko nieźle napisane, ale również dobrze zrównoważone – zachowany został balans pomiędzy ciężkimi scenami a humorystycznymi wtrętami. Gdy atmosfera robi się już gęsta, pada zawsze jakieś zdanie, które rozładowuje napięcie. Na tym polu królują zwłaszcza dwie postaci: Olka (Maja Ostaszewska) i nasterydowany Stachu (Tomasz Oświeciński).

„Pitbull” już w pierwszej części odmienił wizerunek kilku aktorów, jak choćby Andrzeja Grabowskiego, któremu skutecznie udało się zerwać z łatką Ferdka Kiepskiego. Nie inaczej będzie tym razem. Największym zwycięzcą tego filmu jest Bogusław Linda, który od dawna nie miał szczęścia w wyborze dobrego scenariusza. Wystarczy wspomnieć fatalny „Sztos 2” czy serial „I kto tu rządzi”. Jednak rolą „Babci” Linda powraca do świetności. Nareszcie gra przekonująco, jego postać jest z krwi i kości, nie znajdziemy tu ani śladu przerysowanego twardziela. Moim zdaniem to jego najlepsza kreacja filmowa od czasów „Demonów wojny wg Goi” Pasikowskiego. Na wyróżnienie zasługuje również Maja Ostaszewska, która dostała od Vegi niezłą rolę, w której idealnie się odnalazła. Pokazała swoje bardzo seksualne oblicze, które ciężko było dojrzeć we wcześniejszych filmach.

Fani obawiali się, czy film obroni się bez Marcina Dorocińskiego, czyli „Despero”, który królował w poprzedniej części. Zastąpił go „Majami” i muszę przyznać, że był to znakomity ruch ze strony reżysera. Pokazuje on bowiem, że w Warszawie jest więcej twardzieli z odznaką, niż mogłoby się nam wydawać.

„Nowe porządki”, jak na rodzimy dramat sensacyjny, ogląda się bardzo dobrze. Do amerykańskich produkcji mu jeszcze sporo brakuje, ale Vega jest na bardzo dobrej drodze, by to kiedyś osiągnąć. Wyczuwa się, że reżyser sporo wątków i scen schował na później, by prawdopodobnie wydać wersję rozszerzoną w formie serialu, do czego już nas przyzwyczaił. Tu dostajemy czystą esencję. Niestety, to szybkie tempo niekiedy przeszkadza. Czuć, że w paru miejscach film leci na skróty, jakby coś jeszcze w nim było, ale zostało usunięte. Świetnym przykładem jest wątek zwiększania wpływów Grupy Mokotowskiej w Warszawie. Czy serial powstanie? Vega na razie zaprzecza, ale zawsze tak robi by przyciągnąć jak największą liczbę widzów do kina. Jeśli się to wydarzy, to raczej nie w tym roku.

 

realizm
+ dialogi

- skróty w fabule

Ocena: 6.5 /10 

 

Dawid Muszyński Strona autora
cropper