Graliśmy w Mirror’s Edge Catalyst - takimi grami zdobywa się szacunek graczy

Graliśmy w Mirror’s Edge Catalyst - takimi grami zdobywa się szacunek graczy

Roger Żochowski | 06.08.2015, 07:08

Fani długo czekali na powrót Faith, ale EA w końcu zabrało się ostro do roboty, prezentując dziennikarzom grywalny fragment kodu. Po tym co zobaczyłem, jestem spokojny o los marki, która przeskoczyła na nową generację w świetnym stylu.

Na gamescomie spędziłem ponad 15 minut w „mieście szkła”, mając okazję zapoznać się z trzema rodzajami misji. W Dash bierzemy udział w wyścigu na czas. Są to swoiste time triale, w których bijemy rekordy i staramy się zdobyć ocenę z maksymalnymi trzema gwiazdkami. W Billboard Hack musimy niszczyć bilbordy porozstawiane po całym mieście, zostawiając na nich swój propagandowy tag (dotarcie do nich poprzedzone jest oczywiście wspinaczką), z kolei w Delivery zabawa polega na dostarczaniu przesyłek z jednej skrytki do drugiej, co utrudniają nam patrolujący teren strażnicy. Wszystkie aktualnie dostępne misje zaznaczone są zawsze na mapie – wystarczy wybrać interesujące nas zadanie, a gra wskaże nam najlepszą drogę do celu. Warto też eksplorować miasto na własną rękę w poszukiwaniu znajdziek.

Dalsza część tekstu pod wideo

Stylistycznie tytuł przypomina poprzednią odsłonę serii, ale wszystko jest jakby bardziej czyste, sterylne. Czerwone markery symbolizujące interakcyjne elementy otoczenia, jak rury, hopki czy drzwi widać jeszcze wyraźniej, co ułatwia nam manewrowanie po mieście. W Mirror’s Edge brakuje strzałek, pomocnych linii czy minimapy - mamy jedynie podpowiedzi sugerujące, jak możemy pokonać dany kawałek drogi.

Tym razem faktycznie w ręce gracza oddano lokację rodem z sandboksów. Grę śmiało można zaliczyć do gatunku open world. W każdej chwili jest możliwość otworzenia mapki, na której zaznaczone są cele misji i poszczególne fragmenty miasta. Cale szczęście, że producenci nie poszli z duchem czasu i nie stworzyli z Mirror's Edge samograja. Za poruszanie się po terenie odpowiadają głównie dwa spusty, dzięki którym wykonujemy różne akcje podczas skoków oraz w parterze. Ślizgi, bieganie po ścianach, odbijanie się od murków z obrotem o 180 stopni, zjeżdżanie po pochyłych powierzchniach - to wszystko tu jest i ma się dobrze. 

To wciąż produkcja, w której odpowiednie manewrowanie spustami pozwala na różnego rodzaju karkołomne akrobacje. To wciąż gra wymuszająca na graczu to, aby cały czas pozostawał w ruchu. Dla nowicjuszy sterowanie może okazać się trochę zbyt wymagające, ale ja jestem rad, że nie próbowano zrobić z gry produkcji przystępnej dla wszystkich. I choć margines błędu podczas wykonywania akrobacji został nieco obniżony, to refleks i odpowiednie planowanie kolejnych ruchów wciąż odgrywają tu bardzo ważną rolę. Jako fan pierwowzoru jestem usatysfakcjonowany.

Na plus muszę też zaliczyć wywalenie z gry broni palnej. Teraz wszystko zależy od naszej mobilności i sprytu, co tylko dodaje rozgrywce głębi. Martwi mnie jedynie, że Faith z łatwością radzi sobie teraz nawet z grupą wrogów – wystarczy podczas skoku wdusić X, by pozbyć się uzbrojonego po zęby strażnika kopniakiem z wyskoku. Ale i podczas normalnego biegu wyprowadzenie combosa (nogami lub rękoma), bardzo szybko kładzie rywali na łopatki. Timing odgrywa tu podczas starć dużo mniejszą rolę niż w pierwowzorze. Cieszy za to, że dodano zupełnie nowe animacje (takedowny prezentujące Faith z różnych ujęć prezentują się niezwykle miodnie), dzięki czemu interakcja z otoczeniem jest bardziej naturalna. Jeśli lubicie parkour to nowe Mirror’s Edge będzie Waszą grą roku. Nowe animacje dotyczą też dla przykładów skoków – jeśli źle obliczymy odległość, Faith w bardzo realistyczny sposób odbije się od muru. Gdy rozpędzicie się i z impetem wpadniecie na szybę zobaczycie w odbiciu jak urocza dziewoja zapiera się rękoma o powierzchnię.

Cieszy mnie fakt, że większy nacisk położono na fabułę. Bardzo szybko poznajemy kilka kluczowych dla scenariusza postaci, a sam początek gry ukazuje nam mroczne oblicze miasta skąpane w deszczu. Faith wygląda niesamowicie, a dzięki świetnie dobranemu głosowi nabrała charakteru. Mirror’s Edge nie zrewolucjonizuje rynku – tytuł trzyma się mocno założeń pierwowzoru, jest nieco łatwiejszy, a poprzeczka dla nowicjuszy postawiona została tak, by nie zniechęcić ich przy pierwszym kontakcie. Poruszanie się Faith wciąż jednak daje masę radochy i już nie mogę doczekać się dnia, kiedy dane mi będzie poszaleć po dachach. 

Źródło: własne
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper