Zmierzch ery na remastery

Zmierzch ery na remastery

Mateusz Gołąb | 09.04.2015, 21:00

Nareszcie nadchodzą zmiany. Praktycznie od samego początku aktualnej, ósmej generacji konsol karmieni jesteśmy odgrzewanymi kotletami. Nie, żeby remastery były złe same w sobie, jednak brakuje nowości które pozwoliłyby poczuć, że faktycznie nadeszła nowa epoka grania.

Minęło półtora roku od czasu premiery „nowej, rewolucyjnej” generacji konsol, a ja dopiero parę tygodni temu przyjechałem ze sklepu z moim własnym PlayStation 4. Nie dlatego, że w pierwszych dniach od pojawienia się na rynku brakowało mi przysłowiowego „hype’u”. Nadziałem się już na niego wielokrotnie w swoim życiu. Dwa dni po premierze wracałem do domu z pięknym 3DS-em, by miesiąc później pchnąć go do kolejnego lekkoducha, który również pokładał nadzieję w obietnicach Nintendo. Nauczony doświadczeniem postanowiłem zaczekać. Niespodzianka - to była dobra decyzja. W przeciwieństwie do kieszonsolki będącej domem wąsatego hydraulika, nowa generacja konsol stacjonarnych spotkała się ze zgoła odmiennym problemem. Gdy półki z grami na 3DS-a faktycznie świeciły pustkami, działy PS4 i Xboksa One zalewany były świeżymi… remasterami. Jako że z większością z nich miałem okazję zapoznać się już parę lat temu, to zaopatrywanie się w nowe urządzenie by pograć w stare gry mijało się z celem.

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Nie jestem przeciwnikiem samej idei. Odgrzewane kotlety mogą pomóc dobrej grze stać się jeszcze lepszą. i zyskały na nowych urządzeniach brakujący zestaw klatek na sekundę, co zdecydowanie wpłynęło na komfort płynący z rozgrywki. Cieszę się tylko, że cała branża nie implodowała przez ostatnie miesiące. To dla mnie ogromne zaskoczenie. Bardzo dużo czasu wytrzymaliśmy jadąc praktycznie wyłącznie na reedycjach, bo bądźmy szczerzy – nowe produkcje, pomijając indyki, możemy policzyć na palcach u obu dłoni. Nie wspomnę już o exclusive’ach. To bardzo mało. Żart „PlayStation has no games” mógłby dostać dopisek „new”, ale niestety to stwierdzenie nie miało prawa bytu w momencie, gdy to samo schorzenie dotknęło Xboksa.

 

Pełna cena za kalendarz i płyty, których nigdy nie włożę do czytnika, bo przeszedłem grę 2 razy na różnych generacjach, a "nowa wersja" i tak wygląda tak samo? Czekajcie, sprawdzę czy mam drobne na koncie...

 

Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Zakładam, że zarówno Sony jak i Microsoft nie zarabiają na swoich urządzeniach tak dużych pieniędzy, jak to miało miejsce w poprzedniej generacji. Przynajmniej jeszcze nie. Pojawił się problem. Japończycy nie mogli sobie pozwolić na wywindowanie cen urządzenia, bo nie wypada popełnić tego samego błędu co kilka lat temu. Pamiętacie, że PS3 na premierze potrafiło kosztować ponad 2500 zł? Xbox za to nie dość, że z nadal niejasnych dla mnie powodów nie startował równocześnie na całym świecie, to jeszcze Microsoft wtopił dużo pieniędzy w Kinekta, który ostatecznie i tak wyleciał z pudełek. Aby zacząć działać potrzebne są pieniądze. Obie firmy musiały stanąć twarzą w twarz z problemami natury finansowej. PlayStation 4 sprzedaje się obłędnie do dzisiaj. Sukces był gwarantowany, jednak musiało minąć sporo czasu, zanim nowa konsola uleżała się w świadomości użytkowników i zaczęła przynosić realne zyski. Xbox One miał pod górkę z powodu nie najlepszych decyzji biznesowych, ale ostatecznie powoli pnie się do góry. Najbardziej efektywne i stosunkowo bezpieczne w takiej sytuacji było oczywiście odświeżanie znanych i lubianych produkcji.

 

Co prawda otrzymaliśmy dzisiaj plotkę o trylogii Uncharted, ale według mnie wyraźnym znakiem wyhamowania tego trendu jest oficjalna zapowiedź . Robienie nowych gier najwyraźniej zaczęło się opłacać. Przecież Square Enix to praktycznie mistrzowie remasterów tej generacji. To z ich inicjatywy ponownie na rynek trafił Tomb Raider, nikomu niepotrzebne i słabo odświeżone Sleeping Dogs, no i trzeba pamiętać że po raz drugi odgrzewany jest właśnie pakiet zawierający Final Fantasy X i Final Fantasy X-2. A przecież z powodzeniem mogliby podciągnąć tekstury przygód Adama Jensena w edycji augmentowanej i wszyscy byśmy je przełknęli. Pewnie nawet bez popitki, bo to tytuł wybitny. Osobiście sam bym w grę raczej nie zainwestował. Mam zbyt dużą kupkę wstydu do ogrania, by powtarzać te same tytuły po kilka razy. Może na starość wrócę do moich ulubionych produkcji. Jestem jednak pewien, że rynek przyjąłby nowego/starego Deus Eksa z otwartymi ramionami i gra sprzedałaby się w rozsądnej liczbie kopii.

Oto mesjasz ósmej generacji

 

Jeżeli mistrzowie remasterów inwestują w nowe produkcje to znaczy, że zmierzch ery reedycji jest już widoczny na horyzoncie. Pozostaje nam tylko wypatrywać momentu, w którym opamiętają się również inni wydawcy. Odbiorcy powoli przestaną kupować remastery mając jako alternatywę grę świeżą, opartą na nowych pomysłach i ciekawym scenariuszu. Z pewnością nie zanikną one całkowicie, bo jest to jednak stosunkowo łatwa kasa wyciśnięta z zagorzałych fanów danego tytułu. Wydaje mi się,  że możemy już patrzeć na najbliższe miesiące optymistycznie pod kątem nadchodzących premier. Pierwszy krok w prawdziwie nową generację został już zrobiony.

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper