O grach naszego dzieciństwa, czyli jak radziliśmy sobie bez Internetu

O grach naszego dzieciństwa, czyli jak radziliśmy sobie bez Internetu

Krzysztof Grabarczyk | 25.12.2021, 16:00

Kiedyś wszystko było takie proste, choć wydaje się bardziej skomplikowane niż obecnie. Czasy bez szerokiego dostępu do Sieci, gdy punktem informacyjnym stała się tylko branżowa prasa. Czytało się wówczas niemal wszystko co oferował lokalny rynek. Niejeden z nas ma zapewne gdzieś tam w piwnicy ukryte zbiory dawnych pisemek o grach. 

I nikt nie powie, że to jedynie makulatura. Jeszcze ciekawiej jest z pozostawionymi perełkami z czasów młodości. Oczywiście mowa o samych grach. Wciąż nieśmiertelny PSX ukształtował wielu polskich graczy w szkolnych latach. Chociaż pierwsze szlaki przecierał dziadek Pegasus. W końcu Nintendo Entertainment System nigdy nie uraczyło nas oficjalną premierą w kraju. Bratnie rozgrywki w kultowej Contrze czy Super Mario Bros. przeszły do historii tysięcy z nas. Stąd chociażby hajp na reaktywację retromaszynek w ostatnich latach. Lubujemy się w rozsmakowywaniu nostalgicznych wspominek, w sam raz na święta. Obowiązkowo czekało się na reklamę z ciężarówkami zdobionymi logiem Coca-Coli, jakżeby inaczej. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Zimowe popołudnia 

O grach naszego dzieciństwa, czyli jak radziliśmy sobie bez Internetu

Wracało się ze szkoły, choć czekały lekcje do odrobienia, nie zważałem na to. Szkoła była czymś w rodzaju portalu między codziennością a tym co oferowało pudełko ustawione pod moim 17-calowym, kineskopowym Samsungiem. Dziecięca fascynacja graniem z boku zawsze wygląda jak uzależnienie, zwłaszcza dla dorosłych. To były początki życiowej pasji "po godzinach". Wielu rzeczy jeszcze wtedy nie rozumiałem, zwłaszcza w jrpg, pisanych okienkami dialogowymi. Grało się po prostu dla czystej przyjemności. Zanim umysł nauczył się wydzielać co jest w grach zrobione lepiej a co gorzej. Stąd jestem zdania, że wiele starszych tytułów nobilitujemy zdecydowanie ponad swoją miarę, nie pamiętając o faktycznych błędach jakie w nich pozostały. Z drugiej strony lwia część graczy podtrzymuje zdanie, że nasze ukochane medium oferowało wówczas szersze pole manewru dla wyobraźni. 

Wszystko z racji uproszczonej formy przekazu. Nie było internetowych speców od spraw technicznych, więc bardzo rzadko mieliśmy świadomość, że dany tytuł działa lepiej lub gorzej od drugiego. Jakoś się wtedy to nie liczyło. Konsola pozostawała samotnym cudem dla ludzi nie posiadających jeszcze PC w domu. Tak samo jak rarytasem stało się posiadanie więcej niż jednego sprzętu do grania. Zima jak zawsze najlepiej sprzyjała posiedzeniom przy konsoli. Pamiętam kiedy dałem się porwać Legend of Mana (2000, Squaresoft). Ręcznie malowana, prześliczna oprawa, świat przedstawiony, potworki do wyhodowania i dziesiątki technik do opanowania. W tamtej chwili ta gra po prostu wydawała mi się duża i trudna do okiełznania. Bardziej niż samo Final Fantasy VII. Może zaoferowała pewną nowość w gatunku, czyli dynamiczny, nieturowy system walki. 

W każdym razie, zakochałem się w niej i pozostaje jednym z milszych wspomnień przy PSX, czyli czasach pierwszej klasy gimnazjum. Przynajmniej u mnie tak to wyglądało. Należę do pokolenia PSX i z grami na ten system łączy się moje dzieciństwo. Często towarzyszył mi Spyro, kiedy latał jeszcze pod skrzydłami Insomniac Games czy Sony. Nie był jakimś specjalnie wymagającym platformerem (nie jak jego kolega, Crash Bandicoot), oferował taką mocno beztroską eksplorację, przy zbieraniu dziesiątek diamentów. Spyro 2: Gateway to Glimmer zdeklasował w moich oczach wszystkich ówczesnych reprezentantów tego gatunku. A przecież to jedynie wierzchołek tej lodowej góry wspomnień. Czym byłoby konsolowe granie bez lektury najbardziej zasłużonych periodyków? W moich czasach, nie było już dawnego Secret Service, lecz legenda trwająca do dzisiaj, PSX Extreme. Oczywiście, nie zapomniałbym o Neo Plus czy nawet tych wszystkich Clickach, których nieco się uzbierało. 

Osiedlowe turnieje i wymiany

O grach naszego dzieciństwa, czyli jak radziliśmy sobie bez Internetu

Całość zakrawa na izolację jednostki w świecie bez internetu. Wkładaliśmy płytę do konsoli i graliśmy tak z automatu. Dzisiaj, chwalą się tym producenci konsol wyposażonych w dyski SSD. Jasna sprawa, że rozmiar danych to inna liga, lecz fakt pozostanie faktem. Gramy wyłącznie online. Wspomnienia z osiedlowych turniejów w Tekken 3 czy Crash Team Racing nie zostały nigdzie zarejestrowane, lecz pozostają w głowach. Swojego czasu, nawet ekipa PSX Extreme zdecydowała się na promocję w ramach fotelowego pościgu na miarę kultowej ścigałki gokartów, Speed Freaks. Macie jeszcze ten pamiętny numer? W mojej mieścinie zorganizowano nawet "oficjalny" turniej w Tekkena, rozwieszano plakaty na tablicach ogłoszeniowych. Ba, przez okres kilku miesięcy funkcjonował nawet salon do gier, lecz bez automatów Arcade. 

Mogliśmy zagrać tam na konsolach PlayStation. Tak zapoznałem się z marką Twisted Metal. Nie zliczę już nawet sesji w Resident Evil 2 wieczorną porą. Potrafiłem zaliczać dany scenariusz codziennie. Wtedy jeszcze rosła we mnie ambicja do bycia zawodowym speedrunnerem. Bez internetu nie znaliśmy również pojęcia osiągnięć w grach. Ustalaliśmy własne. Przykładowo, sam często kompletowałem Resident Evil 3 z wyłącznym użyciem noża lub bez jakichkolwiek przedmiotów leczniczych. Wyobraźnia funkcjonowała bardziej niż kiedykolwiek. Kto nie wymieniał się grami? Dzisiaj wydaje się to lekko absurdalne, lecz dawniej okazywało się standardem oraz kluczem do wymiany zdań między graczami. Tak właśnie tworzyła się społeczność. Z czasem utworzono nawet spis czytelników PSX Extreme, który zawierał adresy i posiadane sprzęty, "Złap kontakt". Świetna inicjatywa. A Wy jak radziliście sobie w czasach, gdy nie było smartfonów pod ręką?

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper