Dom z papieru (2021) – recenzja sezonu 5B, finału serialu [Netflix]. Gran final!

Dom z papieru (2021) – recenzja sezonu 5B, finału serialu [Netflix]. Gran final!

Iza Łęcka | 04.12.2021, 20:00

Gang musi chronić się w Banku Hiszpanii, w centrum dowodzenia Profesor mierzy się z kolejnymi przeciwnościami, a utrata jednego z najlepszych członków grupy jest ciosem poniżej pasa, który może zaważyć o powodzeniu całego skoku. Czy Alex Pina podołał zadaniu i z przytupem zakończył swój hit? Zapraszam do recenzji drugiej części 5. sezonu „Domu z papieru”.

Poczynania gangu Profesora śledzimy już od kilku lat, przeżywając spore emocje przy każdym zwrocie akcji czy ujawnieniu sekretów z życia ekipy. Choć wobec Alexa Piny i jego najpopularniejszej produkcji można mieć wiele zarzutów, należy docenić jedno: twórca stworzył postacie, które pokochała rzesza odbiorców. Poprzez wiele odcinków idea walki z systemem nieco się zatarła, wysuwając na pierwszy plan motywy realizacji planu życia i braterstwo do grobowej deski – złodzieje stali się rodziną, której członkowie są w stanie wskoczyć za sobą w ogień. To sprawiło, że cały gang przyjmujemy nie jako grupę przestępczą, ale bohaterów o ludzkich twarzach, z bagażem doświadczeń i jeszcze większym workiem marzeń. Hiszpański producent zabrał nas w podróż, która dobiega końca, a wisienką na torcie będą ostatnie odcinki i finał najbardziej skomplikowanego skoku.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dom z papieru (2021) – recenzja sezonu 5B, finału serialu [Netflix]. Świat jest pełen drani

Dom z papieru (2021) – recenzja sezonu 5B, finału serialu [Netflix]. Gran final!

Ostatnie wydarzenia mocno wstrząsnęły zespołem. Nie ma jednak czasu na żałobę – należy otrzepać się z kurzu walki i, choć sytuacja wydaje się beznadziejna, ruszyć do decydującej bitwy. Pułkownik Tamayo nie odpuszcza i ma pełną świadomość, że w obliczu starcia z ekipą Profesora musi być bezwzględny, dlatego nie boi się ponownie skorzystać z doświadczenia grupy specjalnej. Jednocześnie w bazie Sergio jest nadal gorąco: chwilowo zawiązany pakt wisi na włosku, a Sierra wydaje się bardziej nieprzewidywalną przeciwniczką niż cały oddział znajdujący się przed Bankiem Hiszpanii. W końcu nie ma już zbyt wiele do stracenia, a najważniejsze pozostaje dla niej dobro niedawno narodzonej córki. W banku nadal trwa transport złota.

Doczekaliśmy się! Netflix i Pina postanowili zakończyć przygody Profesora, Tokio, Denvera i reszty – skrupulatnie, przez wiele lat planowany napad, dzieło życia i projekt upamiętniający ojca liderów zespołu, jest w decydującej fazie. Nie ma już czasu na odwrót, wróg nie stoi u bram, a śmiało niszczy ekipę od środka. Z każdej strony otrzymujemy sygnał, że katastroficzne przewidywania Sergio mogą się ziścić i plan padnie niczym domek z kart – poczucie bycia w potrzasku, jakie towarzyszy złodziejom od szóstego do dziesiątego odcinka „Domu z papieru”, nie daje nadziei na sukces i wydobycie 90 ton złota. W ostatnich epizodach recenzowanego serialu zdecydowanie mocniej skupiono się na Profesorze, nie tylko przedstawiając różne cechy jego charakteru, ale opisując także wydarzenia z przeszłości, które odcisnęły na jego podejściu do życia niebagatelne piętno. Jak śmiało stwierdziła kiedyś Tokio, lider ekipy jest niczym iluzjonista. Tak, póki trwa rozdanie, a karty są na stole, Profesor śmiało z nich korzysta, wielokrotnie stosując nawet blef. Nieoczekiwanie po jego stronie zmuszona jest stanąć Alicia Sierra, przedstawicielka policji, która padła ofiarą oszczerstw Tamayo. Ten duet naprawdę przyjemnie się ogląda, a w wielu scenach kradnie on całą uwagę odbiorców. Chemia wyczuwalna między Álvaro Morte a Najwą Nimri dodaje nieco pikanterii do ich wątku i zdecydowanie budzi więcej emocji, niż związek Sergio z okrytą złą sławą panią negocjator Raquel Murillo.

W drugiej części 5. sezonu „Domu z papieru” wiele wątków doczekało się podsumowania, choć scenarzyści konsekwentnie dodawali do fabuły poszczególne smaczki – porcja z nich jest jak najbardziej wciągająca, lecz niektóre z czasem stają się po prostu niezjadliwe. Motywy Denvera, jego relacji z Manilą i traumy doświadczanej przez Sztokholm bardzo zwalniały tempo opowieści, przybierając postać niemal telenoweli. Panie Pina, chcemy akcji, walki na śmierć i życie oraz intryg, nie rozterek rodem ze „Zbuntowanego anioła”. Muszę jednak przyznać, że z całej gamy wątków, tylko ten bardzo mnie odrzucał, a moją uwagę nieustannie przykuwała postać Berlina. Decyzja Netflixa o stworzeniu spin-offu poświęconego temu charakternemu awanturnikowi wydaje się strzałem w dziesiątkę – sceny retrospekcji są dobitnym potwierdzeniem, że jego wizerunek brutalnego i psychotycznego przestępcy, na jakiego był kreowany w pierwszych sezonach „La casa de papel” uległ drastycznej zmianie. Jestem bardzo ciekawa, jakie są następne pomysły na Berlina i w jakim kierunku podąży jego historia.

Dom z papieru (2021) – recenzja sezonu 5B, finału serialu [Netflix]. Zakończenie w stylu Piny

Alex Pina nie tworzy koła na nowo, lecz podąża solidnie wydreptaną ścieżką – choć w ostatnich odcinkach recenzowanego 5. sezonu „Domu z papieru” brakuje nieco akcji (ja szczerze liczyłam na czystą rozpierduchę i znacznie więcej trupów ;)), emocje kipią z ekranu w każdej minucie. Od kilku sezonów traktuję hit Netflixa z lekkim przymrużeniem oka, nie doszukując się w poszczególnych elementach skoku solidnej logiki – ten serial jest swoistym guilty pleasure, urozmaiceniem weekendowego wieczoru, przy którym można się przyzwoicie zabawić. Nie doszukujmy się tutaj zbyt rozsądnych decyzji członków gangu. Ostatnia część układanki to solidne podsumowanie historii i ukłon w kierunku fanów. W końcu nie zabrakło odwołań do wcześniejszych serii czy wesołego odśpiewania „Bella ciao”. Walka z przedstawicielami systemu dobiega końca, jednak z niektórymi bohaterami produkcji jeszcze nie powinniśmy się żegnać.

Jeżeli planujecie zobaczyć finałową część 5. sezonu „Domu z papieru” mam nadzieję, że wcześniej przyjęta formuła bardzo Wam się podobała. Choć ja śmiało liczyłam na zgoła inne zakończenie, podsumowanie najważniejszego napadu Profesora, Berlina i Palermo dla entuzjastów serii jest satysfakcjonujące i pozostawi apetyt na więcej. W wielobarwnym połączeniu walki, pościgów i nagłych zwrotów akcji, które stały się wizytówką Piny, ciągle znajdziemy wiele uczuciowych rozterek bohaterów, rozmów o znaczeniu życia, braterstwa oraz przyjaźni, które nadają złodziejom ludzką twarz. Pamiętajmy o jednym – Netflix nie rezygnuje ze swojego hitu, wkrótce poznamy kolejne perypetie bohatera, w którego wciela się znakomity Pedro Alonso, a za rogiem czai się koreańska adaptacja. O „La casa de papel” jeszcze długo nie zapomnimy...

PS Jeżeli nie należycie do grona fanów serialu, odejmijcie od końcowej oceny co najmniej 1,5 oczka.

Atuty

  • Przedstawienie relacji Profesor – Alicia Sierra
  • Wątek poboczny dotyczący Berlina ciągle intryguje
  • Profesor zyskał bardziej ludzką twarz
  • Zakończenie
  • Emocjonujące odcinki
  • Finał sezonu uwzględnia motywy przygotowane specjalnie z myślą o fanach zespołu

Wady

  • Tempo serialu w wielu momentach znacznie zwalnia
  • Pogadanki o miłości naprawdę męczą – to serial o napadzie, nie telenowela
  • Z logiką nadal na bakier
  • Trochę brakuje intensywnych scen walki

„Dom z papieru” dobiega końca. Nie jest to finał, który usatysfakcjonuje wszystkich widzów, ale fani serialu będą oczarowani. Netflix nie powiedział jeszcze ostatniego słowa – w końcu na horyzoncie następne przygody jednego z najważniejszych członków gangu. Czekam na następną premierę.

7,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper