Rockstar, Blizzard, Activision - czy to zmierzch gigantów?

Rockstar, Blizzard, Activision - czy to zmierzch gigantów?

Krzysztof Grabarczyk | 04.12.2021, 10:00

Odwrotność niezamierzona czy może jednak? Sytuacja w ciągu ostatniego roku diametralnie zmieniła podejście do pokoleniowych, wydawniczych gigantów. W końcu jak to się dzieje, że Rockstar miesiącami ciąży pod ostrzałem graczy, Activision zbiera kolejne pozwy do kolekcji natomiast rodacy z CD Projekt obracają zwykłe aktualizacje w sukces?

Winę można zrzucić na wszystkich, chociaż zapewne nie wszyscy są temu winni. Co innego nie mające często pojęcia o skutkach błędnych decyzji zarządy, chciwi do szpiku kości CEO czy ludzie na siłę wdrażający nowe perspektywy dosłownie za pięć dwunasta. A może te firmy zbytnio popadają w syndrom tzw. przywileju jakości? Zjawisko przedstawialiśmy kilka wpisów wstecz, lecz obecne roszady na wydawniczym rynku zdają się potwierdzać moją teorię. Kolejne projekty brutalnie zderzają się ze ścianą, natomiast katalog ratują perełki z przeszłości, które wciąż na siebie zarabiają i trzymają jeszcze wizerunki wielkich firm. Pytanie brzmi, na jak długo?

Dalsza część tekstu pod wideo

AVanguardowy chaos

Rockstar, Blizzard, Activision - czy to zmierzch gigantów?

Call of Duty: Vanguard, jeszcze przed premierą odwiecznej serii Activision, zastanawiałem się w jak szybkim tempie padnie kolejny rekord sprzedaży. Zdziwiłem się, choć zapewne szefostwo wydawcy zdziwiło się o wiele bardziej. Wśród ankietowanych graczy jednym z powodów do niekupienia nowej odsłony okazuje się afera związana z przedmiotowym traktowaniem płci pięknej w szeregach firmy. Dawniej, kiedy Blizzard nie połączył się jeszcze z firmą Kotticka, afery bagatelizowano oraz tuszowano. Wreszcie po latach doszli ludzie, którzy postanowili zmienić pracodawcę i wizerunek obu firm stracił na jakości, niestety nie tylko mentalnej. Diablo II: Ressurected to zwyczajnie słaby remake nafaszerowany szkolnymi błędami. Uderza w nostalgię weteranów oryginalnego wydania, lecz przydałyby się korepetycje od mistrzów renowacji z dzisiejszego Capcomu. Coroczne wezwanie do służby również nie porywa jakością, powtarzając nierówną jakość ubiegłorocznego Cold War. Wtedy jeszcze o audiencję graczy było o wiele łatwiej niż obecnie.

PlayStation 5/Xbox Series X weszły na rynek, natomiast gra Treyarch stała się pierwszym Call of Duty na nową generację konsol. Teraz już podobna praktyka nie przeszła. Tak słabego wyniku nie było od 14 lat. A może Activision-Blizzard niespodziewanie strzeliło sobie w kolano wydając Warzone? Nie oszukujmy się, mało kto wyda pełną cenę za kilka godzin kampanii fabularnej. Elektorat marki to przede wszystkim multiplayerowe zmagania. Bobby Kottick podobno musi odejść. Nawet jeśli tak się stanie, on zawsze pozostawał dumny z bycia przegranym. Osiągnął już wszystko co chciał, więc nie będzie zmagać z aferami wypływającymi jedna po drugiej. Myślę, że on sam zdaje sobie sprawę, że czas prezesury biegnie już ku końcowi. Odświeżane legendy, odtwórcze schematy w projektowaniu gier - te rzeczy nie zmieniają się w Activision od lat. Chociaż kolekcja Crasha Bandicoota oraz jego czwarty wybieg w karkołomne poziomy to taki łabędzi śpiew wydawcy, który dawniej uchodził za wzór buntu wobec korporacyjnej machiny. Ale to już inna historia.

Weszliśmy na delikatny temat odświeżania klasyki. Rockstar uchodził za firmę, której produkty kupujemy w ciemno. Nieważne z jakim tytułem lub o jakiej tematyce szykuje się kolejna gra firmy Houserów. To metka zaufania, która właśnie została naderwana. Wszystko z okazji trylogii Grand Theft Auto. Część komentatorów twierdzi, że gracze nieco przesadzają, ponieważ firma mimo wszystko posiada duże zasługi w całym przemyśle gier. Trudno się nie zgodzić. Zupełnie jakby przez jeden pakiet trzech gier sprzed dekady zniweczyć dotychczasową historię Rockstara. A przecież jeszcze trzy lata temu otrzymaliśmy najpiękniejszy z otwartych światów w Red Dead Redemption 2. Czy warto wybaczyć takie zagrywki? Napięcie podkręciła informacja o wykorzystaniu portów mobilnych na potrzeby konsolowego wydania. Cóż, można i tak. Uważam jednak, że wpadka Rockstara z czasem wyblaknie, w chwili zapowiedzi nowego GTA.

Koło ratunkowe

Rockstar, Blizzard, Activision - czy to zmierzch gigantów?

Rockstar mimo wszystko opiera swoje przychody na GTA Online oraz oczywiście wciąż niepokonanym Gran Theft Auto V. Take-Two zarabia na wydanej w 2013 roku superprodukcji od lat. Szykowana jest wersja na konsole obecnej już generacji, analogicznie jak przed laty gdy tytuł trafił na PS4/Xbox One. To wydanie obecnie gwarantuje umiarkowane zyski. CD Projekt również posiada takie finansowe koło ratunkowe w postaci Dzikiego Gonu. Inaczej next-genowa wersja nie pozostawałaby tak istotna dla Kicińskiego, który niedawno zabrał głos w sprawie przesunięcia daty premiery dostosowanej pod mocniejsze konsole wersji. O cyberpunkowym krachu powiedziano już wiele, napisano jeszcze więcej. Gracze po roku zaczynają doceniać projekt, natomiast CD Projekt szuka projektantów do zadań pobocznych. Słowem dzieje się u branżowych gigantów. Może to kwestia zmiany kolejnych pokoleń twórców pracujących w dużych korporacjach? REDzi zakupili nowe studio, Rockstar nadal czeka z zapowiedzią kolejnego GTA, natomiast Activision desperacko sprząta bałagan.

O dziwo, świetnie radzi sobie Japonia. Zupełnie jak w czasach dominacji wschodniej szkoły tworzenia, więc za życia PlayStation 2 czy w ostatnich dniach Segi Dreamcast. Bo chyba wszyscy bardziej oczekujecie Elden Ring niż jakiejkolwiek innej gry z Zachodu, prawda? CD Projekt czy Rockstar wyciągną ze swoich perełek jeszcze ile się da. Czasy deficytu konsol również nie sprzyjają w rozwoju wielkich projektów. Czy wielkie firmy czeka równie wielka stagnacja? Teorię zdaje się potwierdzać coraz liczniejsze grono niezależnych gier szturmem podbijające rynek. Jeszcze chwila i wszystko naprawdę się zmieni. Przestaniemy czekać na blockbustery z tym samym zapałem co dawniej. W sumie, ja już tak powoli mam a Wy?

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper