Potworna robota (2021) – recenzja serialu [Disney]. Bohaterowie, o których się nie mówi

Potworna robota (2021) – recenzja serialu [Disney]. Bohaterowie, o których się nie mówi

Piotrek Kamiński | 27.09.2021, 21:00

Każda wielka firma, nieważne jak istotna nie byłaby jej praca, rozpadłaby się gdyby nie cała armia techników, informatyków, sprzątaczy i im podobnych. Tylor Rożek chciał być straszakiem, ale ponieważ firma Potwory i spółka produkuje teraz śmiech, a nie krzyk, trafia w szeregi ekipy sprzątającej...

Ile mieliście lat, kiedy ukazały się "Potwory i spółka" (czytaj: 20 lat temu)? Ja trzynaście. Powoli wchodziłem w ten dziwny wiek, kiedy jest się już za starym żeby oglądać głupie kreskówki, a jeszcze zbyt młodym żeby na nowo je docenić. Dzisiaj mam już własne dzieci i mogę pokazać "Potworna robota" im. Dla siedmiolatka jest to produkcja niemalże doskonała - pełna slapstickowego humoru, kolorowa, ze zgrabnym morałem na koniec każdego odcinka. Lecz co z dojrzałymi już fanami oryginału, ludźmi, którzy pierwszą część pamiętają jeszcze z kina? Cóż, nostalgia pewnie przewiezie ich przez cały sezon, ale generalnie nie mają tu zbytnio czego szukać, jeśli nie oglądają "Potwornej roboty" z własnymi dziećmi.

Dalsza część tekstu pod wideo

Potworna robota (2021) – recenzja serialu [Disney]. Bohaterowie, o których się nie mówi

Potworna robota (2021) – recenzja serialu [Disney]. Straszaki, śmieszaki i mifciaki

Tylor Rożek ( właśnie skończył Uniwersytet Potworny. Jego wyniki onieśmieliłyby nawet legendarnego Jamesa P. Sullivana. Pełen nadziei rusza więc do Potwory i spółka, aby zacząć karierę jako "straszak", osoba odpowiedzialna za pozyskiwanie energii pochodzącej z dziecięcych krzyków. Straszaki wchodzą w nocy do dziecięcych pokoi (zwyczajowo przez szafę) i korzystając ze swojego niezwykłego wyglądu, przerażają młodzież w łóżkach. Wszystko to zmieniło się jednak dzięki wydarzeniom pierwszego filmu, kiedy to okazało się, że dziecięcy śmiech jest znacznie bogatszy w energię, niż krzyk. Teraz, pod dowództwem Mike'a Wazowskiego i Sully'ego, firma przechodzi restrukturyzację. Nie ma w niej już miejsca dla geniuszy straszenia, jak Tylor. Może uda mu się zostać śmieszakiem, ale zanim to nastąpi, na swoją szansę zaczeka w MIFT - dziale odpowiedzialnym za naprawianie sprzętu i reagowanie na wszelkie nagłe wypadki przy pracy. Nie jest z tego powodu zachwycony i nie raz, a także nie dwa razy, da o tym znać. Mało sympatyczny z niego gość.

Główni bohaterowie oryginalnej produkcji schodzą w serialu na mocno dalszy plan, robiąc miejsce zupełnie nowej plejadzie potworów. Kierownikiem MIFT jest Fritz, przypominający lekko tapira lekkoduch, dla którego najważniejsza jest dobra atmosfera i jeszcze lepsze relacje z wszystkimi pracownikami. Jego zastępcą jest Duncan, trochę śliski, mocno niepewny siebie i ostatecznie raczej wrażliwy typek, który bardzo chciałby być szefem i boi się, że wszyscy próbują go wygryźć. Prócz nich w biurze siedzą również Val, bardzo kolorowa potworzyca, która upiera się, że pamięta Tylora jeszcze ze szkoły, mimo że ten zupełnie jej nie kojarzy oraz Cutter, konkretna specjalistka od spraw technicznych, obdarzona ponadprzeciętną ilością nóg. Wspólnie muszą dbać o to, aby Potwory i spółka mogła funkcjonować jak należy, ale to tylko w teorii. Tak naprawdę wszystko w firmie z grubsza działa samo, a nasi bohaterowie co odcinek oddają się nowym, czasami dziwnym zajęciom. Pójdą pograć w kręgle, uczczą pamięć zmarłego kolegi, zaopiekują się dziećmi pracowników wyższego szczebla, a w jednym odcinku Mike będzie się nawet opiekował swoją własną Boo (prawdopodobnie najzabawniejszy odcinek sezonu). Każdy odcinek to zupełnie nowa historia, a łączy je w zasadzie jedynie to, że Tylor cały czas usilnie stara się zostać śmieszakiem, mimo że zupełnie nie jest zabawny.

Potworna robota (2021) – recenzja serialu [Disney]. Skądś znam ten głos

W kwestii animacji to w zasadzie ten sam poziom, do którego przyzwyczaiły nas filmy. Wiadomo, najnowsze produkcje studia oferują więcej detali, tak w tle, jak i projektach samych postaci, ale jeśli chodzi o porównanie nawet do "Uniwersytetu Potwornego", serial nie ma się czego wstydzić. Przyjemne oświetlenie, futerka postaci, a do tego raczej proste wnętrza z niewielką ilością dekoracji sprawiają, że serial zachował ducha oryginału i przy tym niekoniecznie musiał kosztować tyle co choćby "Coco". Kolosalnym plusem jest również powrót właściwie całej oryginalnej obsady, nawet jeśli ich role zredukowano do gloryfikowanych, gościnnych występów. Billy Crystal (a u nas Wojciech Paszkowski, bo całość można obejrzeć również z polskim dubbingiem), wciąż doskonale odnajduje się w roli Mike'a, John Goodman stał się bardziej łagodną, wyciszoną wersją siebie sprzed dwudziestu lat, a i głosy zupełnie nowych postaci robią dobre wrażenie. Na tyle dobre, że wolałem obejrzeć całość po polsku, a nie w oryginale, ale akurat w przypadku filmów animowanych to taki mój standard.

Trzeba przyznać, że "Potworna robota" są całkiem udaną kontynuacją oryginału z 2001 roku. Serial prowadzi fabułę filmu w bardzo naturalnym kierunku, oferując spojrzenie na proces zmian, jaki musi zajść w wielkiej korporacji, kiedy zmienia się cały jej profil. Czasem zdarzy się, że komuś zagrozi pożegnanie się z pracą z powodu redukcji etatów. Trzeba wymyślić i wdrożyć nowe procedury, przekwalifikować pracowników, zmierzyć się z konkurencją. Wszystkie te tematy zostają w jakiś sposób poruszone, lecz nigdy nie przysłaniają elementów bardziej humorystycznych - to w końcu produkcja dla dzieci. I to jedna z tych lżejszych. Duncan może i nie ufa Tylerowi, bo boi się, że zostanie wygryziony ze stanowiska, lecz w głębi duszy nie jest wcale czarnym charakterem. Cały serial pozbawiony jest kogoś, kogo można by nazwać antagonistą. To po prostu przyjemna animacja o potworach pracy, które starają się poradzić sobie jakoś w nowej sytuacji. Na seans z latoroślą w sam raz.

Atuty

  • Ładna animacja;
  • Powrót starej obsady;
  • Sympatyczni nowi bohaterowie;
  • Humor w sam raz dla młodszego widza;
  • Ładny morał na koniec każdego odcinka.

Wady

  • Podchodzący pod trzydziestkę fan oryginału może się trochę nudzić.

"Potwory w pracy" to cała masa serca, nostalgii i zabawnych nowych postaci. Stare konie mogą być na niego już trochę za stare, ale młode źrebięta powinny być zachwycone.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper