Hit & Run (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Pościg za prawdą od twórców Faudy

Hit & Run (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Pościg za prawdą od twórców Faudy

Iza Łęcka | 03.09.2021, 21:00

Zbrodnia, klimatyczna, choć nieco już oklepana, intryga, wiele pościgów i scen akcji oraz rozwleczona fabuła – te określenia przychodzą mi na myśl tuż po zobaczeniu ostatniego serialu Netflixa. A Izraelska produkcja zapowiadała się tak dobrze... Oto recenzja „Hit & Run”.

Netflix regularnie udostępnia w swojej bibliotece całą chmarę produkcji – nie tylko tych na licencji, ale przede wszystkim oryginalnych, które są tworzone przez filmowców z różnych części świata. Muszę przyznać, że czasami lubię zaryzykować i sprawdzam mniej promowane filmy czy seriale, licząc na to, że może odkryję historię pokroju „Dark”. Dlatego już po pierwszej zapowiedzi obiecałam sobie seans z „Hit & Run”, który założeniami przypominał mi nieco „24 godziny” czy „Uprowadzoną”. Jaki efekt osiągnęli izraelscy twórcy? Zapraszam do dalszej części tekstu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Hit & Run (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Międzynarodowa intryga ze zbrodnią w tle

Hit & Run (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Pościg za prawdą od twórców Faudy

Segev Azulay jest szczęśliwym człowiekiem – pomimo niepokojącej przeszłości pracuje jako przewodnik w Tel Awiwie, ma utalentowaną żonę oraz kochającą córkę. Spokój jego ducha burzy jednak tragiczny wypadek małżonki, która ginie potrącona przez samochód. Mężczyzna jest przekonany, że zdarzenie było nieprzypadkowe, a sprawa ma drugie dno. Im więcej szuka, tym coraz mocniej się przekonuje, że jego ukochana Danielle przez wiele lat wspólnego życia nie była do końca z nim szczera i skrywała wiele tajemnic. By rozwiązać część sekretów i dociec prawdy o jej śmierci, wyrusza do Nowego Yorku – szybko przekonuje się, że zbyt wiele nie zdziała samodzielnie i będzie musiał nawiązać kontakt z przyjacielem z dawnych lat oraz byłą kochanką. Tak oto przez 9 odcinków śledzimy jego zdecydowane, ale też nierzadko bardzo bezmyślne, poczynania, jakie mają przyczynić się do rozwiązania sprawy.

Na papierze wszystko wydaje się być cacy, a scenarzyści konsekwentnie i skrupulatnie wprowadzają nas w zawiłą fabułę, dokładając co i rusz nowych wątków – przyznam szczerze, że kilku z nich, które wydają się być dodane na siłę i nie wnoszą zbyt wiele, najchętniej bym się pozbyła. 9 odcinków po około 50 minut jednak nikt sam nie wypełni, więc obserwujemy następne poczynania głównego bohatera, retrospekcje, jakie przybliżają nam szczegóły jego związku, kulisy działania wywiadów z dwóch państw oraz wszystko to, co dzieje się podczas jego nieobecności w Tel Awiwie – a tutaj również nie brakuje nagłych zwrotów akcji. Musicie bowiem wiedzieć, że większość historii rozgrywa się w USA, co wydaje mi się bardzo sztampowym pomysłem, jak na akcyjniaka. Klimat Izraela, który można było poczuć na początku sezonu dawał nadzieję na historię utrzymaną w jeszcze bardziej mrocznym i przygnębiającym nastroju.

Pomimo solidnych podstaw pewne niedoróbki niestety pojawiają się już po kilku odcinkach. Recenzowany „Hit & Run” pochodzi od twórców takich produkcji jak „Fauda”, „Dochodzenie” czy też „FlashForward: Przebłysk jutra” i już na wstępie można zauważyć kilka charakterystycznych elementów wspólnych dla wszystkich pozycji. O ile jednak wspomniana „Fauda” była dla mnie jednym z bardziej solidnych seriali kryminalnych, tak historii Segeva sporo brakuje do poprzednika. Widzowie uwielbiają opowieści w stylu „one man army”, gdzie jeden facet, najczęściej wiedziony chęcią zemsty czy wymierzenia sprawiedliwości, przeciwstawia się całemu systemowi i walczy. W propozycji Netflixa mamy do czynienia z takim właśnie typem, który jednak nie do końca wie, co robi – i tutaj pojawia się pewien zgrzyt, gdyż już po kilkunastu minutach orientujemy się, że ten mężczyzna w specyficznym samochodzie nie tylko zna interesujące zakątki Izraela, ale przede wszystkim dobrze włada rozmaitymi sztukami walki.

Hit & Run (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Sztywny główny bohater

Hit & Run (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Pościg za prawdą od twórców Faudy

Wpadki scenariusza nieco ratuje całkiem interesująca obsada aktorska – w serialu Netflixa występują między innymi Lior Raz, Kaelen Ohm, Moran Rosenblatt, Gal Toren, jak również Gregg Henry oraz Sanaa Lathan, co w efekcie dało intrygujący zespół zadowalająco wywiązujący się ze swojego zadania. Nieco nie odpowiadała mi kreacja Raza, czyli Segeva, który wydawał mi się przede wszystkim bardzo sztywny, jakby rola zagubionego mężczyzny pogrążonego w żałobie i chęci zemsty nie do końca mu odpowiadała. W pozostałych jednak przypadkach nie mam zbyt wielkich zastrzeżeń, bowiem kreacje aktorów mi odpowiadały. W „Hit & Run” niemal nikomu nie można ufać, a wiele postaci skrywa na tyle dużo tajemnic, że ich poznanie stanowi realne zagrożenie – w sieci kłamstw i intryg próbuje odnaleźć się Segev, po omacku miotając się i szukając prawdy. Gdyby scenarzyści pokusili się o bardziej zwięzłą i sensowniejszą fabułę, bez tylu zdumiewających, pozbawionych logiki rozwiązań, czy postaci drugo- i trzecioplanowych, które zajmują tylko czas, a nic nie wnoszą do historii, to mogło być znacznie lepiej. „Hit & Run” miał potencjał na dynamiczną, brutalną historię o półświatku szpiegów i pracowników wywiadów oraz o człowieku, który nagle musiał zmierzyć się z wyzwaniem i przypomnieć sobie dobrze znane taktyki.

Muszę przyznać, że spodziewałam się nieco więcej, tymczasem wyszło przyzwoicie. Po pierwszym zwiastunie prezentującym „Hit & Run” oczekiwałam serialu utrzymanego w klimacie „24 godziny” czy serii Bourne'a, gdzie trup ściele się gęsto, a walka przeciwko skorumpowanym wysłannikom CIA przynosi wiele wartkich momentów. Recenzowany serial okazał się jednak „typową netflixową produkcją”, za długą o te dwa/trzy epizody, przez co wypełnioną kilkoma niepotrzebnymi zwrotami akcji. Jeżeli jednak jesteście entuzjastami filmów sensacyjnych i potrzebujecie nieco odświeżenia od amerykańskich pozycji z tego gatunku, to sprawdźcie „Hit & Run” – w najgorszym wypadku zawsze można przełączyć na „Faudę” ;)

Atuty

  • Międzynarodowa intryga
  • To serial twórców „Faudy” - i to momentami się czuje
  • Obiecująca historia
  • Retrospekcje rzucają nieco światła na fabułę

Wady

  • Aktor odpowiedzialny za główną rolę trochę nie podołał
  • Sporo bezsensownych wyborów Segeva
  • Serial traci tempo
  • Rozwleczony scenariusz, kilka niepotrzebnych wątków
  • Wolałabym inne zakończenie

Nieco mniej odcinków, więcej wysiłku aktora grającego główną rolę, a mielibyśmy bardzo solidny serial. Tymczasem „Hit & Run” okazuje się średniakiem – dobrą propozycją Netflixa, gdy mamy dużo wolnego czasu.

5,5
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper