The Last Guardian to arcydzieło. Piękna historia, którą trzeba poznać

The Last Guardian to arcydzieło. Piękna historia, którą trzeba poznać

kalwa | 22.08.2021, 18:00

The Last Guardian to jedna z najlepszych gier, w jakie można zagrać. Arcydzieło opowiadające piękną historię, którą trzeba poznać. Nie jest to gra dla każdego, ale szkoda nie dać szansy. Takich produkcji po prostu nie ma, nad czym bardzo ubolewam.

The Last Guardian to najnowsze dzieło Fumito Uedy - jegomościa, który dostarczył nam wcześniej Ico i Shadow of the Colossus. Kolejne gry, o których można napisać naprawdę wiele dobrego. Pierwsza z nich pojawiła się na PlayStation 2 w 2001 roku i zyskała sobie spore uznanie, stając się po latach tytułem kultowym. Do dzisiaj opowieść o chłopcu z rogami uważana jest za jedną z najważniejszych gier wszech czasów. Inspirację z niej czerpali tacy twórcy jak choćby Hidetaka Miyazaki (twórca Demon's Souls), Hideo Kojima (przy pracy nad Metal Gear Solid 3: Snake Eater, Neil Druckmann (podczas tworzenia The Last of Us), czy Jenova Chen (zabierający graczy w Podróż).

Dalsza część tekstu pod wideo

Cztery lata później, również na PlayStation 2, pojawiło się Shadow of the Colossus. Kolejny nietuzinkowy i przełomowy tytuł pamiętany do dziś. Wzruszająca opowieść o wędrowcu starającym się ożywić ukochaną, również spotkała się z bardzo pozytywnym odzewem. Cieszyła się jednak nieco lepszą sprzedażą od swojego poprzednika. Odpowiedzialność za to najpewniej ponosi znacznie większy marketing - produkcja reklamowana była w telewizji, czy za pomocą wyjątkowej kampanii, mówiącej o kolosach odkrywanych w kolejnych częściach świata (strony internetowej stworzonej na potrzeby tego przedsięwzięcia, niestety już nie ma). Nie obyło się jednak bez krytyki, która dotyczyła spadków płynności, czy pracy kamery. Nie zmienia to jednak faktu, że to jedna z najpiękniejszych gier, w jakie można zagrać. Dzięki pracy BluePoint, możliwe jest poznanie tego arcydzieła w ulepszonej oprawie, na PlayStation 4.

Wzloty, upadki, odejścia, powroty i smutne narodziny

The Last Guardian to arcydzieło. Piękna historia, którą trzeba poznać

Minęło 10 trudnych lat, po których zadebiutowało The Last Guardian. Miało się to jednak stać znacznie wcześniej, bo już w 2011 roku na PlayStation 3. W związku z wieloma trudnościami, w 2012 roku zdecydowano się przenieść produkcję na PlayStation 4. Stosunkowo mały zespół jakim był Team Ico miał problemy z urzeczywistnieniem wizji Uedy. Coraz częściej pojawiały się głosy, że premiera tej gry nie nastąpi nigdy. Sytuację pogorszyło odejście artysty od Sony, z którym pracował od wielu lat. Jak tłumaczył po latach, wiązało się to z jego osobistym kryzysem.

Mimo wielu opóźnień i zmiany sprzętu docelowego, The Last Guardian przez te wszystkie lata nie odbiegło od pierwotnego konceptu - jedynie po prostu lepiej wyglądało. Ostatecznie produkcja została dokończona w ramach współpracy genDESIGN (nowego studia założonego przez autora) i Sony - w tym Marka Cerny'ego, który pomógł w przepisaniu kodu na nowy sprzęt. W efekcie dostaliśmy mieszankę Ico i Shadow of the Colossus, z nieco bogatszą narracją. W międzyczasie twórca dowiedział się, że gracze mocno przywiązali się do konia z poprzednika. To właśnie przez to, w jego głowie zrodził się pomysł na opowiedzenie o rosnącej więzi pomiędzy chłopcem, a zwierzęciem.

Smutnym jest fakt, że The Last Guardian narodziło się w złym momencie. To piękne dzieło przespało całą generację, na której (potencjalnie) mogło bardziej zaistnieć. Przez ten czas zmienili się gracze, oczekiwania wobec gier, panujące trendy. Dla wielu dziennikarzy, którzy mieli okazję przetestować grę przed premierą, sprawiała wrażenie przestarzałej, zakorzenionej jeszcze w PlayStation 2. Ta gra nie miała po prostu szans. Jestem zły, że tak się stało, bo to piękne dzieło zasługuje na znacznie większe uznanie. Wyjaśnię Wam dlaczego, choć niektórych przekonywać zapewne nie muszę. (Tak, wiem że ten fragment tekstu powinien być zawarty na końcu).

Beczka smakowitości

The Last Guardian to arcydzieło. Piękna historia, którą trzeba poznać

Wspominałem wcześniej, że omawiana gra to mieszanka dwóch poprzedników, choć w żadnym stopniu o wtórności mówić tutaj nie można. Rdzeń rozgrywki to eksploracja, okazyjne rozwiązywanie zagadek środowiskowych i przede wszystkim interakcja z Trico - fantastycznym stworzeniem mającym cechy psa, kota, czy nawet ptaka. Tyczy się to zarówno jego wyglądu, jak i zachowania - choć jeśli o charakter chodzi, nacisk położono na inspirację czworonogami (tak przynajmniej mi się wydaje). Interakcje przebiegają poprzez wydawanie komend - w zależności od naszych gestykulacji, stworzenie reaguje (lub też nie) i pomaga przedostać się przez kolejne lokacje.

Dwójka głównych bohaterów potrzebuje siebie nawzajem. Chłopiec musi czasami wspiąć się na grzbiet wielkiego stworzenia, aby dosięgnąć wysokiej półki. Innym razem Trico nie będzie mógł przecisnąć się przez ciasny otwór, dlatego trzeba pomóc mu znaleźć inną drogę. Pamiętać należy również o walce, bo chłopiec nie jest w stanie poradzić sobie z mechanicznymi strażnikami. Zdać się musi na potężną siłę bestii, która bez większych problemów rozniesie ich na kawałki. Są też chwile, kiedy naszemu towarzyszowi jest nieco źle - staje się głodny i ani myśli iść w dalszą drogę. W takich momentach trzeba znaleźć dla niego pokarm i oczywiście obsłużyć. Tutaj posłużą beczki z tajemniczą zawartością, która działa na Trico jak najcudowniejszy przysmak świata.

Wszystko, co tutaj opisałem to podstawy rozgrywki, ale również rzeczy, które stopniowo pogłębiają więź pomiędzy bohaterami. W tym wszystkim jesteśmy też my - gracze, którzy przywiązują się do zwierzaka. To przynajmniej stało się mi. Z biegiem czasu coraz częściej łapałem się na tym, że "tracę" czas na swoistym zajmowaniu się nim. Po każdej walce trzeba go uspokoić, co robimy poprzez głaskanie i mówienie uspokajającym tonem. Zdarzało się jednak, że robiłem to bez większego powodu, tak po prostu. W innych chwilach obserwowałem go, aby sprawdzić jak zareaguje na moje zachowania. Zdaję sobie sprawę, że to iluzja, ale tak dobra, że tego "kotopsaka" zaczyna się traktować jak swojego pupila.

Na początku podchodziłem do niego z dystansem. To samo pewnie napisałby on, gdyby potrafił. Z czasem jednak dystans się zmniejszał. Były chwile, że musiałem go zostawić samego i serce mnie bolało na widok tych smutnych ślepi zdających się błagać, abym nie odchodził. Nie chcę wspominać o moich reakcjach kiedy działa się mu krzywda, zwłaszcza w dalszych częściach opowieści. Tak, jestem emocjonalnym człowiekiem, ale to co tutaj przeżyłem, bije na głowę większość moich doświadczeń - przynajmniej jeśli chodzi o gry. Poziom mistrzowski, nieosiągalny.

Wszystko będzie dobrze

The Last Guardian to arcydzieło. Piękna historia, którą trzeba poznać

The Last Guardian to piękna opowieść pełna wielkich emocji. Nie ma w tych słowach ani krzty przesady. Nie będę rozpisywać się o fabule, bo nie chcę psuć nikomu zabawy. Nie będę też prowadzić narracji, że jest odkrywcza, bo tak nie jest. Jej siła tkwi w potężnym ładunku emocjonalnym, świetnej reżyserii tych kilku scenek, pogłębiającej się więzi bohaterów, prostocie i ciepłym tonie. Tutaj łzy wywołują zarówno smutne jak i szczęśliwe sytuacje. Mówiłem już o bogatszej narracji, w odróżnieniu od poprzedników. Tutaj mamy narratora, który opisuje kolejne wydarzenia. Nie ma jednak żadnych dialogów, tak jak miało to miejsce w Ico. Chłopiec oczywiście mówi, ale zwraca się przecież do istoty, która ewentualnie zrozumie jego tonację, a nie słowa.

Do wyżej wymienionych cech scenariusza należy też dopisać to, że potrafi zaskoczyć, czy nawet zszokować, zwłaszcza kiedy odkryjemy pewien sekret. I jeśli miałbym tę opowieść streścić, to napisałbym, że wcielamy się w chłopca, którego celem jest wydostanie się z tajemniczej krainy. Wspomniani wcześniej mechaniczni strażnicy będą próbowali w tym przeszkodzić. Przedstawiony świat to coś, w czym fani poprzednich dokonań tego pana, odnajdą się bardzo szybko. Fascynująca architektura resztek nieokreślonej cywilizacji, ciekawa symbolika, fikcyjny język i oczywiście nieodłączne uczucie odosobnienia.

Styl artystyczny cieszy oko, ale to żadna niespodzianka. Nietrudno tu o chwile, w których na chwilę przystaniemy, by podziwiać nieskończony kunszt artystów. Bo ważniejszy od samej grafiki jest przecież styl artystyczny. Technicznie gra nie zadowoli niestety purystów, czy nawet bardziej tolerancyjnych osobników. Produkcja lubi zgubić płynność, a szczegółowość otoczenia nie dotrzymuje kroku produkcjom wydawanym przez Sony. Tylko kogo tak naprawdę obchodzi grafika? No właśnie. W grach chodzi przecież o coś innego, oprawa to jedynie dodatek.

Zobaczysz

The Last Guardian to arcydzieło. Piękna historia, którą trzeba poznać

Napisałem w tytule, że The Last Guardian to arcydzieło. Taka jest prawda. Tytuł ma swoje niedoróbki, ale są one niczym w porównaniu do zalet. Inteligencja sztuczna, którą obdarzono Trico to coś nowatorskiego i szalenie ciekawego. W komentarzach pewnie ktoś wspomni, że denerwowało go to, że ten uroczy "kotopsak" nie zawsze reagował na komendy, co sztucznie wydłuża czas gry i dodatkowo drażni. Być może, ale tak to już jest ze zwierzakami. Kupuję to, bo między innymi przez to właśnie uwierzyłem, że Trico to prawdziwe stworzenie. I nigdy nie potraktuję tego jako wadę zwłaszcza, że ewentualny postój nie trwa nigdy szczególnie długo. Chyba, że nie wiemy co zrobić.

Nie powiedziałbym też, że rozgrywka jest przestarzała. Sterowanie i poruszanie się postacią dalekie jest od niedopracowanego, czy nieintuicyjnego (może poza faktem, że skoki wykonuje się "trójkątem"). Praca kamery faktycznie bywa problematyczna, zwłaszcza w ciasnych korytarzach. Tyczy się to jednak wielu gier, szczególnie japońskich. Być może problem z rozgrywką leży gdzie indziej. Nie w sterowaniu i rzeczach z tym związanych, a w jej konstrukcji. Sporo tutaj zagadek środowiskowych, zręcznościowych sekwencji, z którymi musimy poradzić sobie samodzielnie. Gra raczej nie pomaga. Są też momenty, gdzie musimy walczyć z fizyką i przykładowo przedostać beczkę, która złośliwie będzie nam spadać nie tam gdzie trzeba. Widzę jednak po sobie, że spokojnie można to opanować.

Jest jeszcze problem spadków animacji, ale daleko tutaj do jakichś bardzo uciążliwych sytuacji. To jedyna gra na PlayStation 4 jaką kupiłem na premierę, grałem więc od jej debiutu i większych trudności nie było. Dzisiaj jest lepiej. To jednak nic. W zamian dostajemy wszystko o czym pisałem wyżej. Do tego należy dodać piękną ścieżkę dźwiękową, do której jeszcze wrócicie po przejściu gry. Takie połączenie tworzy wiele niezapomnianych chwil, które zostaną z Wami na długo - jeśli dacie szansę i uzbroicie się w cierpliwość. Nie oczekujcie samograja wypełnionego akcją, a przeżyjecie przygodę jedyną w swoim rodzaju.

Tymczasem sam muszę wrócić do tej gry, aby zdobyć ostatnie trofeum. Odchodzę z nadzieją, że jeden z mistrzów będzie miał jeszcze szansę na wydanie kolejnej gry. Ufam, że tak jak dotychczas będzie to coś nietuzinkowego i ponadczasowego, co zainspiruje kolejnych twórców.

Nienawidzę faktu, że w dzisiejszej branży ubywa miejsca na podobne produkcje.

cropper