Ostatni Najemnik (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Van Damme, do domu

Ostatni Najemnik (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Van Damme, do domu

Piotrek Kamiński | 01.08.2021, 21:00

Najlepszy najemnik w historii świata powraca po latach życia w ukryciu aby chronić swojego syna i... powiedzieć mu, że jest jego ojcem. W zamyśle twórców miało być zabawnie. Wyszło okropnie.

Jest w dzisiejszym filmie taka scena, w której postać grana przez Van Damme'a wdaje się w dyskusję z młodą dziewczyną, na co dzień dorabiającą sobie sprzedawaniem narkotyków. Nie traktuje jej jednak poważnie ze względu na wykonywany zawód i ucina temat tekstem: "Robiłem w życiu złe rzeczy. Ale narkotyki? Nigdy!". Nie wiem na ile to samoświadome rozliczenie z przeszłością, a na ile taki tam przypadkowy tekst, ale uśmiałem się za cały film. W sensie, nic więcej już mnie nie rozbawiło. Przez prawie dwie godziny.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ostatni Najemnik (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Van Damme, do domu

Ostatni Najemnik (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Nowe zadanie

Richard Brumere (JCVD) był walącym kopy z półobrotu, robiącym szpagaty między ścianami super szpiegiem, a obecnie jest robiącym to samo najemnikiem. Lata temu zawarł ze swoim rządem umowę - ja znikam, ale wy zapewniacie bezpieczeństwo i dostatnie życie mojemu synowi (Samir Decazza). Układ działał bardzo sprawnie, lecz wszystko szlag trafił, kiedy nieogarnięty urzędnik (Alban Ivanov) przez przypadek zdjął immunitet syna Brumere'a, co ściągnęło natychmiastową uwagę służb specjalnych. Dlaczego? Ponieważ przez ostatnie lata jego danymi posługiwał się  pewien wannabe-gangster, który ostro zaszedł im za skórę. Oczywiście mundurowi natychmiast idą po niewłaściwą osobę, a Richard musi wyjść z ukrycia, aby chronić swoją latorośl. W międzyczasie okaże się również, że muszą powstrzymać wewnątrzrządowy spisek i, być może, uratować świat. Standard.

Nie owijając w bawełnę, fabuła "Ostatniego Najemnika" jest zwyczajnie zła. To po prostu kolejny z miliona takich samych akcyjniaków, w którym zły ma jakiś uraz do świata/kraju/głównego bohatera, więc postanawia go zniszczyć/przejąć władzę, a nasz heros powstrzymuje go w ostatniej chwili. Lata osiemdziesiąte dały nam dziesiątki, jak nie setki takich filmów. I nie byłoby w tym nic złego, w końcu cały film aż tonie w odwołaniach do czasów świetności JCVD, gdyby nie to, że za mało tu dobrego wyczucia. Widać, że scenarzyści do spółki z główną gwiazdą wiedzieli, co sprawiało, że klasyk taka jak "Kickboxer", czy "Krwawy Sport" działały, ale nie potrafili przekuć tego w zabawne do nich odniesienia. Humor stoi na tragicznie wręcz marnym poziomie. Twórcy filmu proszą nas - raczej rozpaczliwie - abyśmy śmiali się z tego, że ktoś jedzie na skuterze w samych majtkach, że kto inny nie zdaje sobie sprawy z tego, że dookoła niego dzieje się kompletny chaos, że JCVD ma na głowie damską perukę. No boki zrywać.

Ostatni Najemnik (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Dobrze, że ostatni

Sercem filmu, przynajmniej w teorii, jest relacja Richarda z synem, Archibaldem, lecz nawet tutaj twórcy upuszczają piłkę, po czym próbują ją podnieść, aby minutę później znowu ją upuścić. Jak kupić relację chłopaków kiedy z jednej strony JCVD sam przyznaje, że był do dupy, a z drugiej zapewnił młodemu nietykalność i pieniądze. Argumenty obu panów lądują daleko obok tarczy. Już bardziej przekonujący jest wzajemny szacunek, jakim z biegiem czasu zaczynają darzyć się główny bohater i wspomniana na początku dilerka i jednocześnie przyjaciółka Archiego.

Może więc chociaż sceny akcji robią robotę, biorąc pod uwagę, kogo obsadzono w głównej roli? Też nie. Kolejne cięcia w sekwencjach akcji walą w widza z częstotliwością przynajmniej dwóch na sekundę (nawet skaczący przez płot Liam Neeson byłby pod wrażeniem), kompletnie nie pozwalając docenić pracy, jaką w produkcję włożyli kaskaderzy. Mówię "kaskaderzy" ponieważ nikt nie wmówi mi, że JCVD sam robił swoje ujęcia. Kamera zawsze ustawiona jest strategicznie tak żeby widać było najwyżej tył jego głowy, a często noszone przez postać peruki tylko ułatwiają ukrycie prawdy - Van Damme'a widać tylko wtedy, kiedy stopa opada już na ziemię. Słabe to i, co gorsza, bez żadnego intrygującego pomysłu. Żeby chociaż kolejni złole ginęli w jakiś ciekawy, nie widziany wcześniej sposób, ale nie! Twórcy nie mają do zaoferowania absolutnie niczego nowego.

Jeśli hipotetyczny widz jest wielkim fanem Jean Claude'a, to być może poczuje się miło połechtany częstymi odwołaniami do czasów świetności aktora (w jednej scenie pojawia się nawet klasyczny ruch Johnny'ego Cage'a, czyli jajcogniot, a jak wszyscy dobrze wiemy, Johnny Cage to z początku miał być właśnie JCVD). Te jednak nie należą zwykle do zbyt subtelnych. Na każdą scenę tańca żywcem wyciągniętą z "Kickboxera" znajdą się przynajmniej dwie taniochy w stylu Richarda wskazującego kciukiem plakat "Krwawego Sportu" i mówiącego coś w stylu: "To lubię". I taki właśnie jest cały "Ostatni Najemnik". Odtwórczy, nieśmieszny, słabo nakręcony. Mniej niż kiepskie filmidło, nienadające się do polecenia nikomu... chyba, że siedzimy nawaleni ze znajomymi, czy coś. Wtedy można pośmiać się z jego głupoty.

Atuty

  • Odwołania do kultowych filmów Van Damme'a

Wady

  • Cała reszta

"Ostatni Najemnik" jest filmem, który BYĆ MOŻE mógłby być znośny 30 lat temu. Na dzisiejszym rynku nie ma dla niego miejsca. Szkoda czasu.

2,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper